Jeżeli swoje umiejętności wspinaczkowe oceniacie jako średniozaawansowane, to najprawdopodobniej docenicie (zwłaszcza zimą) topo znane jako Filar Staszla V (WHP 217).
Drogę tę wytyczyli w 1938 roku panowie Jan Staszel i Jerzy Hajdukiewicz, a od tamtej pory wielu (w szczególności zdobywających pierwsze szlify) adeptów wspinaczki doceniło jej urodę. Zimową porą, gdy należy mieć się na baczności, wspinaczka tą trasą nabiera dodatkowego charakteru, a co za tym idzie przekłada się na większą satysfakcję.
Jak dojść pod Filar Staszla?
Lokalizacyjnie – trzeba się do niej wybrać ze schroniska w Murowańcu, a za cel początkowej około 90-minutowej wędrówki należy obrać północno-zachodnie żebro Zadniego Granata. Sam szczyt “urósł” do 2240 metrów nad poziom morza, natomiast w ciągu szacowanej na 3 godziny wspinaczki (nam zajęło ponad 5) do pokonania mamy ponad 300 metrów, rozłożone na 10 wyciągów. Na tym dystansie napotkamy głównie takie struktury jak płyty oraz filary. Dwa słowa (tj. paragrafy ;-)) o nich od razu, byście wiedzieli, co to za “puzzle” w tej całej wspinaczkowej układance
Filar Stasza Topo
Filar Staszla – opis drogi
Rzeczone filary i płyty nie powinny przysporzyć zbyt wielu kłopotów początkującym wspinaczom, w przeciwieństwie do dwóch miejsc na Filarze Staszla, których wycena sięga aż V stopnia. Nie widzę większego sensu w tym, abym po kolei opisywał wszystkie 10 wyciągów, tak jak to robiłem np. w materiale o Wariantach Kursowych. Zamiast tego wymienię najważniejsze i najciekawsze “momenty” tej długiej drogi:
-pierwsze stanowisko znajduje się gdzieś na jakimś 18. metrze i na upartego to można tam dojść na żywca…, czyli bez asekuracji
-na końcu drugiego wyciągu mamy specyficzną “romboidalną płytę”, która swym kształtem przypomni Wam lekcje geometrii
-ciekawiej i nieco trudniej robi się dopiero w trakcie trzeciego wyciągu (wycena IV). Z lewej strony zahacza on o płytę, co zupełnym żółtodziobom humoru nie polepszy. (to właśnie z tego miejsca musieliśmy się ewakuować zimą)
-podczas czwartego wyciągu natkniemy się na kancik, który można “połknąć” lub obejść go od lewej trawersując ku charakterystycznej turniczce, a potem kierując się na kamienistą platformę. Tuż przed kończącym ten fragment stanowiskiem znajduje się trudniejsze (wycena V) ostre żebro.
-kolejne wyciągi, czyli piąty i szósty najlepiej scalić w jeden, a stanowisko zbudować pod wiszącymi bryłami. Na tym etapie dwie dość kruche atrakcje to kuluarek i kominowe zacięcie.
-dalsze wyciągi biegną wzdłuż coraz ostrzejszych żeber (dość podobnych do siebie), a między nimi wyróżnia się dość łatwa ścianka do przejścia na siódmym wyciągu.
-najpoważniejsze miejsce (ewidentne V) to dziesiąty wyciąg: minąwszy turnię, należy dokonać obejścia i zakończyć je dostaniem się na półkę z blokiem. Obchodzimy płytową ściankę i możemy nacieszyć oczy interesującą załupą, która stanowi rodzaj zachodu. (to pochyła i wąska część zbocza)
Scenariusze końca i kumpelstwo bez końca
Kilkugodzinna wspinaczka ma 3 scenariusze zakończenia. Najprostszy zakłada przejście ostatnich 100 metrów dzielących nas od Zadniego Granatu, a stamtąd czerwonym szlakiem można dotrzeć do Orlej Perci.
Troszkę trudniej (choć i tak bez bólu) będzie zjechać ze stanowiska nr 8, odbijając nieco w prawo, a potem już spokojnie zejść trawiastym zachodem.
Najbardziej hardkorowy wariant polega na przejściu owych 100 metrów, po czym czeka nas trawers do Prawego Żebra. Są tam przygotowane stanowiska zjazdowe, które pozwalają na dokładne zapoznanie się z topografią ściany.
Na Filarze Staszla byłem dwukrotnie, z czego tylko pierwsze letnie odwiedziny zakończyły się sukcesem w postaci osiągnięcia całej drogi.
Zbratałem się wówczas z Tomkiem i Piotrkiem, z którymi wspinam się po dzień dzisiejszy – byli ze mną m.in. na festiwalu Mnicha (w czasie jednego weekendu wchodziliśmy na Mnicha 3 razy). To właśnie z nimi zrobiłem sobie zdjęcie, które tutaj widzicie:
Filar Staszla zimą
Nasze drugie podejście miało miejsce zimą (pogoda była okropna, padał gęsty, mokry śnieg) i tym razem nie daliśmy rady. Musieliśmy wycofać się będąc na trzecim wyciągu, a to, co przeszliśmy bardziej przypominało suchy drytooling. Strasznie przy tym zmarzliśmy, a co gorsza straciliśmy dwa HMSy. Karabinki te posłużyły nam do zjechania do położonego obok żlebu. Przypięte do haka umieszczonego tam na stałe musiały zostać na ścianie.
Mimo kilku podjętych prób (m.in. pytałem ludzi na grupach wspinaczkowych) nie udało nam się ich odzyskać. Sądzę, że ktoś je sobie przygarnął, ale ta strata to i tak mała cena za bezpieczeństwo. Mimo to, zwłaszcza latem Filar Staszla rekomenduję, bo choć długi, to daje dużo punktów doświadczenia 😉
Bądź na bieżąco