Przez życie również podążać nią warto!

Tatrzański Mnich ma w sobie wiele uroku

Mnich to samotny szczyt o wysokości 2068 m n.p.m. położony w Dolinie Rybiego Potoku powyżej południowo-zachodniego brzegu Morskiego Oka. Obok Mięguszowieckich Szczytów stanowi drugi charakterystyczny element otoczenia tego jeziora. Góra kształtem przypomina pochylonego mnicha okrytego kapturem stąd jej nazwa.

Tatrzański Mnich ma wspaniale wytyczone drogi oraz obmyśloną asekurację i w mojej opinii zasługuje na miano kultowego szczytu dla wspinaczy. Zainstalowane haki oraz spity stanowiskowe w zupełności wystarczą, aby wyposażyć się jedynie w standardowy zestaw wspinaczkowy. I chociaż jest znacznie trudniejsza niż droga klasyczna, to bez wątpienia warto się na nią porwać.

Droga Orłowskiego TOPOgrafia

Autor: Damian Granowski
Droga Orłowskiego na powiększeniu: Autor: Damian Granowski
Droga Klasyczna i Orłowskiego Łączą się na Górnych Półkach Mnichowych. Stąd prowadzi ostatni (czwarty) wyciąg na szczyt Autor Damian Granowski
Ze szczytu zjeżdżamy do nieco poniżej Górnych Półek Mnichowych (dokładnie do miejsca, z którego zostało wykonane to zdjęcie), skąd schodzimy łatwym terenem do podstawy ściany

Droga Orłowskiego – Opis

Droga Orłowskiego znajduje się pomiędzy drogą klasyczną (na charakterystycznej półce) a Drogą Wacława (zaraz obok na prawo). Bez problemu odnajdziecie start. Po prostu kierujcie się ku drodze klasycznej i wypatrujcie zacięcia (patrz zdjęcie poniżej) umiejscowionej ok. 5 m na prawo.

Droga Orłowskiego – pierwszy wyciąg. (tak naprawdę jest to wariant Skierskiego, ale niech już będzie)

Droga Orłowskiego rozpoczyna się zacięciem i trzeba być uważnym, by nie pomylić jej z położonym jakiś metr na prawo punktem startu kolejnej drogi. Mam tu na myśli wariant Siekierskiego za IV, jednak bardziej wymagający oryginał daje więcej wrażeń. Startowy fragment Drogi Orłowskiego kończy się kupą kamieni (uwaga, bo to chyba najtrudniejszy element całego wejścia), którą wprawdzie można ominąć, ale nie polecam takiego manewru.

Na końcu owej rysy znaleźć można hak, który pozwala nam odzyskać siły psychiczne, tak niezbędne do dalszych czynności. Polecam przedłużenie EXPRESSU – w celu uniknięcia przesztywnienia liny. A to ostatnie zjawisko pozbawi nas najlepszego, czyli delikatnej PRZEWIESZKI. Dla mnie to ona była tym, co mnie tam przywiodło. Niezbędne staje się dosięgnięcie do wysoko umieszczonych chwytów. To takie konkretne klamy, solidnie zamocowane. Ja akurat dysponuję znacznym wzrostem i szerokim zasięgiem ramion, więc mam znacznie łatwiej w takich sytuacjach. Myślę, że niższe osoby mogą mieć trudniej i słuszne prawo odczuwać wówczas dyskomfort.

Był nawet taki moment, że chciałem zawisnąć na samych rękach. Ale szybko uznałem, że to głupi pomysł i zrobiłem to bardziej technicznie (szukając stopni na nogi). Niektórzy próbują skorzystać z łatwiejszej drogi stanowiącej obejście skały – tak jak to pokazuje lina na tym zdjęciujednak tego nie polecam.

Zdjęcie pokazuje ominięcie pierwszego kluczowego momentu na końcu rysy (pierwszy wyciąg Orłowskiego). Czarną kreską dorobiłem przebieg właściwej drogi.

Tymczasem nas troje (ja prowadziłem, a za sobą miałem Piotra i Tomka), kończąc ten wyciąg (naprawdę trudny – wyceniony na V), dotarło do stanu nr 2. Na głównej fotografii (ze szczytu) Piotrek to ten osobnik w okularach, zaś Tomka wyróżnia dość dobrze widoczna, choć niewielka przerwa między siekaczami przyśrodkowymi.

Obaj to bardzo otwarci, weseli i skorzy do żartów faceci, a przy tym świetni wspinacze z dużym doświadczeniem. Zresztą Piotrek zawodowo zajmuje się pracami na wysokościach np. wymianą nadruków na billboardach reklamowych lub myciem szyb wieżowców (od zewnętrzej strony ofkors :-). To prawdziwy zapaleńcy, których często można spotkać w Sokolikach – ich swoistej “bazie treningowej”. A zdjęcie poniżej obrazuje pierwszy wyciąg z dystansu.

Dwójka wspinaczy na końcówce pierwszego wyciągu drogi Orłowskiego, po przejściu ów przewieszki. Polecam stan zrobić bardziej przy Kominie, tzn. jakieś 5m na prawo, gdzie stoi pierwszy wspinacz

Przez komin na szczyt Mnicha (Wyciąg nr 2)

Zaznaczę, że zaraz przy kominku znajdują się spity na stanowisko. Warto więc przedłużyć nieco pierwszy wyciąg, gdyż większość Taterników stanowisko wykonuje zaraz po wyjściu na półkę. (Trzeba nieco podejść)

Ze względu na bardzo pozytywny emocjonalny stosunek do stanowiska nr 2 nazwałem go pieszczotliwie: Kominek. Krzyżuje się tam kilka dróg m.in. Droga Wacława, lecz ważniejsze jest to, że częściej (zwłaszcza w przeciwieństwie do Kantu Klasycznego) bywa suchy. Zahaczając o północno-zachodnią ścianę, przeciskamy się wyżej. Nie jest to taki komin jak w Sokolikach; niesamowity prawy komin, w którym utknąłem – o czym możecie przeczytać tutaj:

Zwycięsko zatem z niego wyjdzie każdy Święty Mikołaj bez wielkiego brzucha i szerokiego wora na plecach. 🙂 Następnie dochodzimy do górnych półek Mnichowych, gdzie droga łączy się z innymi drogami np. klasyczną. Stąd można również o własnych nogach zejść do podstawy skały.

Początek trzeciego wyciągu IV (droga skręca za winklem)

Górne Półki Mnichowe. Stąd droga biegnie aż na szczyt
Fot ze szczytu. Ostatni wyciąg

Dla kogo Droga Orłowskiego na Mnichu?

W tym miejsca generalna uwaga, która sobie trzeba wziąć do serca, aby nie próbować “kozaczyć” zbyt mocno. Wejście na szczyt Mnicha droga Orłowskiego jest dla doświadczonych wspinaczy, którzy w miarę pewnie czują się “robiąc” na skałach szacowanych na V+ lub VI. Mniej doświadczonym wspinaczom odradzam takie eskapady, aczkolwiek doświadczenie powiększa dzięki STOPNIOWEMU zwiększaniu poziomu trudności. Podobnie jak stopniowe dokładanie ciężarów na siłowni i odpowiednio liczne powtórzenia serii decydują o co raz to większych muskułach.

Mnich w Tatrach. Zdjęcie wykonane na szczycie skały. Widok na Morskiego oko
Mnich w Tatrach. Zdjęcie wykonane na szczycie skały. Widok na Morskiego oko

Parę słów o autorze drogi Prof. Tadeuszu Orłowskim

Jeden z moich, nienawykłych do takich wyczynów, przyjaciół, gdy mu o tej wspinaczce opowiedziałem, zastrzelił mnie pytaniem: A kim był właściwie ów Orłowski, skoro jego nazwiskiem nazwano tę trasę? Z głupia frant palnąłem: “Nie wiem, ale się dowiem”. No i na Wikipedii znalazłem obszerny biogram, który Wam gorąco polecam – byście się z nim zapoznali i docenili jednego z przedwojennych herosów. A najlepiej posurfowali w sieci nieco dalej i przeczytali wywiad z tym wspaniałym człowiekiem.

Profesor Tadeusz Orłowski przeżył wojnę (aktywnie działał w strukturach AK), zrobił wybitną karierę jako lekarz i naukowiec, a gdyby komu było mało, to jeszcze wzniósł się na wyżyny (również w sensie dosłownym) w zakresie skałkowo-wspinaczkowej pasji. Liczne medale i ordery nie zastąpią jednak pamięci o nim – a to na nas potomnych spoczywa obowiązek jej podtrzymywania. Z mojej strony zatem głęboki pokłon: chapeau bas aż do stóp dla Tadeusza Orłowskiego (1917-2008). Był wielki i taki pozostanie w mojej (a mam nadzieję, że również i w Waszej) pamięci.

Głosy gości / Wystaw ocenę
[Razem: 33 Średnia ocena: 5]