Polecana przez mistrza Damiana Granowskiego blisko 200-metrowa nitka to w jego opinii „piękny klasyk ze sporą liczbą ciekawych formacji i dobrą asekuracją (sporo spitów)”.

Ponadto bonusową atrakcję stanowi „podjazd kolejką”, a jeśli wkroczą tam „rozwspinane” ekipy, to „ciekawą opcją może być połączenie zachodniej ściany z Granią Wideł”.

Chwyciłem przynętę 🙂

Puskas TOPO

Droga nr 5 – Puskas, Droga nr 8 – Stanisławski, Droga nr 9 Hokejka, Droga nr 22 Birkenmajera,
Schemat Puskasa z tatry.nfo.sk

Zapoznawszy się z przebiegiem, uznałem, że szykuje się łatwa, bądź co najwyżej średnich trudności, przyjemna przygoda. Jakby tych plusów było mało, to dorzucę jeszcze jeden – w osobie Adama, z którym wspinałem się w Paklenicy, a wiem, jak dobrze chłopina potrafi się wspinać.

Ciekawostką może być fakt, że ta trasa została „objęta akcją “Tatry bez kladiva”, czyli odpowiednikiem naszej akcji “Tatry bez młotka” (oczyszczanie ścian tatrzańskich ze starych haków, niosących ogromne zagrożenie dla bezpieczeństwa wspinania). Dzięki czemu, wszystkie stanowiska są pięknie obite 🙂

Tempo

Niby aż 200 metrów, a jednak ta droga pozwala rozpędzić się i niezły czas wykręcić. Nam zeszło ok. 200 minut. Sami oceńcie, czy to wolno czy szybko, natomiast nie ważcie się tego porównywać ze wspinaczką sportową. Mogliśmy zrobić to szybciej, lecz na kluczowym wyciągu musieliśmy sobie zrobić dłuższą pauzę ze względu na tempo zespołu, który szedł przed nami.

Także trzeba być przygotowanym na to, że nie tylko Wy wpadniecie na pomysł, żeby zrobić Puskasa na Łomnicy.

Poza tym utrudniliśmy sobie nieco ostatni etap, w konsekwencji czego przedłużyliśmy sobie tę dozę przyjemności.

Parking na dziko

Ów sierpniowy dzień rozpoczął się od wizytacji dzikiego parkingu, o którym nie mogę nic więcej powiedzieć, ponieważ to tajny obiekt 😀 A jak się pewnie domyślacie, w szczycie sezonu znaleźć miejsce parkingowe jest bardzo trudno, więc nie piszcie na priv próśb o odtajnienie Wam tej informacji. No, chyba że do takiego wniosku załączycie bardzo duuużą kawę.

Logistyka

Kiezmarski Szczyt widoczny ze Skalnego Plesa

Drugim checkpointem na naszej marszrucie była stacja kolejki Łomnicki Staw (słow. Skalnaté pleso). Ta podwózka startuje o 8.30, ale warto być tam wcześniej, aby „zająć miejsce w kolejce”.

Kolejkowa maszyneria pozwala nawet sześciu szczupłym osobom zasiąść na “kanapie”, więc zazwyczaj poważnych zastojów nie ma w trakcie pakowania się gawiedzi do tych gondol. Bez kłopotów odbywa się także ładowanie bagaży, które lądują miedzy kolanami. W naszym przypadku bambetle – ze względu na zaplanowany biwak – składały się z jednej dużej wspólnej torby z jedzonkiem i sprzętem biwakowym (w tym wyjątkowo zabraliśmy Jetboil, aby móc się raczyć kawką).

Plecak ukryliśmy w zagajniku wypełnionym kosówką i wtarabaniliśmy się do kolejki z zamiarem opuszczenia jej dopiero na Łomnickim Ramieniu. Dzięki temu zaoszczędziliśmy mnóstwo sił – i takie udogodnienie ze wszech miar rekomenduję. Za niewielki zgrzyt w tych naszych poczynaniach uznać należy wydanie aż 38 euro (w weekendy i bez Go Passa, bilety są droższe) od osoby na bilety.

Przypadkowo zdarzyło się nam bowiem wybrać bilet powrotny (wte i wewte), który normalnie okazałby się niepotrzebny. Zjazd z Łomnicy nie ma bowiem sensu, jeśli wspinacze umyślą sobie powrót Granią Wideł (przejście z wierzchołka łomnicy do szczytu Kieżmarskiego).

Zobacz jak najszybciej dotrzeć pod Zachodnią ścianę Łomnicy

Podejście pod początek drogi

Uskok, nieco mokry oraz wspinacz z zespołu przed nami na 2/3 wysokości pierwszego wyciągu
Adam w żlebie Teryho

Początek Puskasa dostrzegliśmy już w trakcie podchodzenia Żlebem Téryego (wzdłuż zachodniej ściany Łomnicy)

Na ostatnich metrach tego fragmentu zastaniemy dość stromą ściankę/ uskok, przy której trzeba już było użyć rąk. Na miejscu znajdował się tam już jeden zespół, a po głosach słyszałem, że to muszą być lokalsi.

Zbliżywszy się do jednego ze Słowaków, chciałem się upewnić, czy podążamy właściwą drogą. Notabene znaleźliśmy się na małej półce mieszczącej zaledwie 2 osoby, a ja byłem jeszcze nieoszpejowany, w samych tylko podejściówkach. Chciałem obok niego położyć linę, a on się wtedy tak na mnie spode łba popatrzył…

Tak czy owak okazało się, że tamta załoga zmontowała stanowisko z dużego, starego kolucha, będąc na wysokości 2/3 pierwszego wyciągu. Czyli start musiał być sporo niżej, a myśmy go przeoczyli. Z dwojga złego lepiej przegapić początek ciekawego filmu czy fajnej imprezy niż ich zakończenie. 😉

Droga Puskasa – opis

Wyciąg I

Wykorzystaliśmy ten czas na oszpejenie się. Kiedy Słowak (będący drugi w swoim zespole) ruszył do góry, zająłem jego miejsce i poszedłem Pierwszy wyciąg

Pokonawszy około 7 metrów, dotarłem do stanowiska (składało się z dwóch spitów przy bardzo dużej półce) z prawej strony zacięcia. Jednego z tych spitów użyłem wyłącznie do przelotu i kontynuowałem parcie w górę.

Tam właśnie swój początek miało piękne , długie zacięcie, w którym biegnie rysa. Można w niej było klinować dłonie, dzięki czemu ta przechadzka stanowiła całkiem dobry trening przygotowawczy do wspinania w rysie.

Ponadto formacja ta cechuje się regularnym kształtem, dzięki czemu łatwo jest umieścić w niej friendy. W końcówce zacięcia odbiłem nieco od jego środka i skierowałem się na lewe skrzydło i do góry. Zaraz potem napotkałem płytkę, przed którą znajdował się jeden stały punkt. Wychodząc w górę, natrafiliśmy na dużą, podłużną półkę, a właściwie to na jej lewy kraniec. Topo wyceniło tamten rejon na III, moim zdaniem zbyt nisko – ja bym mu nie żałował i dał pełne IV (hehe).

Wyciągi jak zwrotki piosenki, sprawnie szły jeden za drugim

Płyta na ostatnich metrach

Jeden z moich ziomeczków sugerował, aby połączyć w jeden pierwsze dwa wyciągi. Natomiast doszedłszy do końca drugiego wyciągu zostało mi może z 5 metrów liny, (a przecież zacząłem pierwszy wyciąg będąc na w 2/3 jego wysokości).

Gdybym prawilnie szedł od samego dołu, to na pewno by mi liny nie starczyło. Obawiam się, że zaczynając z samego dołu, tej liny może jednak nie starczyć. Ostatecznie, mając na uwadze łatwy teren, rekomenduję taki wariant tej drogi, który omija owe 2/3.

Start przy owym dużym koluchu gwarantuje skuteczne połączenie tych 2 wyciągów w jeden.

Wyciąg II

Zespół przed nami

Następny w kolejności był zatem wyciąg drugi (a wedle topo – trzeci), cechujący się sporym zyg-zagiem, co dobrze jest ukazane w topo.

Na stanowisku wyżej widziałem tam owych słowackich kolegów po fachu, więc wiedziałem gdzie iść.

Fot. Adam

Startujemy trawersując w prawo, gdzie ujrzymy hak, który symbolicznie rozpoczynał on pewne krótkie zacięcie, stawiające opór za IV. Pokonanie go otworzyło nam drogę po skosie w lewo do kolejnego zacięcia, którym poszliśmy ku półce położonej ukosem w prawo.

Widok z góry

Wyciąg III – kluczowe trudności

A potem naszym oczom ukazał się kluczowy trzeci wyciąg (wg Topo IV) oraz z nieco guzdrającą się słowacką ekipę. Nasi sąsiedzi postanowili podzielić sobie ten etap na 2 elementy.

W pierwszym trzeba minąć kolejne zacięcie, natomiast w drugim – komin.

Postanowiliśmy nie brać z nich przykładu. Do tego „namawiają” zresztą autorzy topo, zaznaczając ów odcinek jako ewidentną formację, po której po prostu trzeba grzać do góry.

Chcąc zrobić obie struktury za jednym zamachem, musieliśmy poczekać, aż przejdą. Poniższa fotografia przedstawia Adama – w chwili, gdy rusza zacięciem, a ostatni wspinacz ze „słowackiego” zespołu opuszcza komin:

Widoczne 3 przeloty ze spitów

Zacięcie to dla mnie było przyjemnym wspinaniem, ale raczej nie jak „bułka z masłem”, natomiast w trakcie wchodzenia w komin poczułem w kilku miejscach wyraźny opór materii.

Choć zasadniczo można było się tam spokojnie wyciągać do góry (plecami ocierając się o skałę), jednak po chwili formacja staje się nieco przewieszona i trzeba użyć siły.

Przypomina to wychodzenie po klamach z okapiku – tak czy owak ja się tam nie guzdrałem. Asekuracje oceniam na bardzo dobrą, ale nie musiałem się tym przejmować, gdyż ten wyciąg w całości prowadził Adam.

Ostatnie metry. Widok ze stanowiska. Fot. Adam
Stanowisko

Wyciąg IV

Potem nadszedł czas na wyciąg VI (wg TOPO) zaczyna się zacięciem ograniczonym filarkiem z prawej strony. Przetrawersowałem aż miło po tym filarku (mimo że z asekuracją było gorzej, bo same skały kruche), po czym wróciłem na lewa stronę, a następnie szedłem na wprost i w prawo.

Powyższe zdjęcie przedstawia najtrudniejszy moment. Właśnie tam podczas umieszczenia kości, z karabinka wypiela mi sie inna kostka i bezpowrotnie spadła w dół. Mam nadzieję, że nikogo nie trafiła, bo lubię mieć czyste sumienie.

Przy okazji prośba: jeśli ktoś z Was będzie w okolicy Łomnicy i znajdzie żółtą kostkę Wild Country to niechaj się ze mną skontaktuje 😉

Wyciąg V – ostatni

Zgodnie z opinią Granowskiego miał być za III, więc trudności raczej niewielkie. A dla doświadczonych łojantów wręcz żadne. Poszliśmy do góry na pewniaka, ale zaraz potem przekonaliśmy się, że trzeba uważać nie tylko na luźne fragmenty skały.

Koniecznym było również zwrócenie uwagi, żeby w pewnym momencie odbić w lewo – w kierunku wygodnej depresji, która prowadzi w łatwiejszy teren. Jeżeli osoba na prowadzeniu przeoczy ten moment i będzie parła na wprost, to ma „przekichane”.

Przyjdzie się jej zmierzyć z trudnym rewirem, kruchą skałą i – na pocieszenie dodam – słabą asekuracją. 😉

W taką kabałę wpakował się Adam (i pociągnął mnie za sobą), ale ponieważ dobrze zna wspinaczkowy fach, to wyszliśmy z tych perturbacji bez szwanku. I zamiast sielanki wycenianej na III, zasmakowaliśmy wyzwania, które oszacowałbym na V.

Łomnica szczyt

Po wciągnięciu mnie na stanowisko, uzmysłowiłem mu, że urozmaicił nam obu tę przygodę. A gdy się rozwiązaliśmy, to postanowiłem wyjść za przełamanie, pragnąc sprawdzić, ile nas dzieli od wierzchołka Łomnicy.

Ostatnie metry już bez liny

Nie mogłem wyjść ze zdumienia, że praktycznie byliśmy pod samym szczytem. Wdrapaliśmy się tam i zaczęliśmy focić :).

Z początku największe wrażenie robiła stacja kolejki, ale potem laury zwycięstwa ode mnie (w kategorii “najwspanialsze obiekty widziane z Łomnicy”) przejęła Grań Wideł. Sfotografowałem ją całą w celach badawczo-topo-rozwojowych 😀

Któregoś dnia fajnie byłoby stąpać po niej lub tuż nad nią przefrunąć. Moja paralotniarska dusza już się nie może tego doczekać, hehe.

O piesku, który tęsknił zbyt głośno

Przemek

Początkowo byłem tym faktem bardzo niepocieszony, wręcz momentami sfrustrowany. Potem uświadomiłem sobie, że przecież tak to już w życiu bywa: nie wszystko przebiega zgodnie z planem, więc trzeba nauczyć się wykorzystywać dawane przez los okazje.

Wspaniale nam się wspinało tą drogą Puskasa, (i żadnemu z nas tego dnia nie stała się jakakolwiek krzywda), toteż poczucie wdzięczności wypłynęło na wierzch.

Zejście

Troszkę zmęczeni, lecz zadowoleni, rozpoczęliśmy schodzenie do kolejki popularnym szlakiem z łańcuchami. Następnie zjechaliśmy nad Łomnicki Staw, który stał się miejscem dłuższej przerwy posiłkowej. A po niej uznaliśmy, że skoro dysponujemy biletami powrotnymi, to czemu z nich nie skorzystać? Zatem szybciej niż na piechotę dotarliśmy do miejscowości o nazwie Tatrzańska Łomnica.

Stamtąd zaś samochodem do grodu Kraka, w którym na nas obu czekał z niecierpliwością łącznie sześcionożny komitet powitalny. 😉

Zrobiłem w ten sposób przyjemność Patce, uwalniając ją od obowiązku zajmowania się nieznośnym futrzakiem. Chyba zatem rację mają ci, którzy twierdzą, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Zakończę te przemyślenia cytatem z piosenki niezrównanego Grzegorza Turnaua, jako że poniższe słowa dobrze wpisują się w ten kontekst:

Czy zdanie okrągłe wypowiesz,

czy księgę mądrą napiszesz,

będziesz zawsze mieć w głowie

tę samą pustkę i ciszę.

Uzupełnienie

Warto odwiedzić również opis przejścia na Drytooling.com.pl autorstwa Damiana Granowskiego.

Głosy gości / Wystaw ocenę
[Razem: 7 Średnia ocena: 5]