Prawdą jest, że eksploracja nawet trudno dostępnych i niesłychanie odludnych terenów (jeżeli poprzedzona odpowiedniminprzygotowaniami) potrafi być równie bezpieczna co hotelowe wakacje na jednej z np. śródziemnomorskich wysp.
Prawdą jest również, że warunki w górach mogą się gwałtownie pogroszyć, a wtedy o wiele łatwiej o poważny błąd lub nawet całą ich serię (gdyż niektóre wynikają wprost z tzw. efektu domina), wówczas jeden nieostrożny ruch oznaczać może trwałe kalectwo lub wręcz śmierć.
Ten wpis pozwoli Ci się przygotować na takie sytuacje. Oto lista błędów, których ewidentnie należy się wystrzegać.
Wyznaczaj sobie realistyczne górskie cele
Jedna z historii ku przestrodze dotyczy Wincentego Birkenmajera – jednego z czołowych taterników dwudziestolecia międzywojennego. Miałem nawet okazje wspinać się na szczyt Łomnicy drogą, którą wytyczył.
Na co dzień uczył polskiego w szkole, pisał wiersze, redagował czasopismo literackie. Popełnił nawet przekład na polski (z angielskiego) dzieła indyjskiego prozaika, któremu przyznano literacka nagrodę Nobla. A prócz tego w swym krótkim życiu (nie dożył 35. urodzin) zdążył się trochę powpinać – i to w epoce, która naznaczona była sprzętową i logistyczną zarodnią.
17 kwietnia 1933 Birkenmajer stracił życie podczas próby pierwszego zimowego przejścia filara Ganku. Jego partner Stanisław Groński, zdołał się uratować.
“Profesor Birkenmajer czuł się niedobrze i często korzystał z pomocy liny. Zerwała się silna kurniawa [śnieżyca – przyp. DJ], która dawała nam się mocno we znaki. Pragnęliśmy dojść na Galerię Gankową i tam założyć nowy biwak. Spodziewaliśmy się, że będzie tam zacisznie, tymczasem, gdyśmy o godz. 23 dotarli na wschodni skraj Galerii, okazało się, że wicher jest tu jeszcze silniejszy niż w ścianie i osiąga nasilenie huraganu” – opowiadał Stanisław Groński.
Birkenmajer zmarł najprawdopodobniej z zimna i wyczerpania; był ponoć po nieprzespanej nocy, którą spędził w pociągu jadącym do Zakopanego z Wielkopolski, a w tamtych czasach taka podróż trwała 2 dni (jadąc na stojąco). Po dotarciu na miejsce, bez odpoczynku wyruszyli w góry.
Od tamtej pory przypadki wyznaczenia sobie nieodpowiedniego celu wspinaczkowego (niedostosowanie do aktualnych możliwości osoby mającej zamiar wspinać się) określane są mianem Błędu Birkenmajera.
Smutne to, ale jakże prawdziwe.
Zapoznaj się szczegółowo z trasą, którą planujesz przebyć
Niby banał, bo mamy przeważnie łatwy dostęp do aktualnych map, topo i rozmaitych przewodników. A nawet blogów innych podróżników, który pieczołowicie przedstawili swoją historię wejścia na dany szczyt albo pokonania wyzwań napotkanych podczas trekkingowej eskapady.
Albo nie mają czasu albo nie chce im się czytać i oglądać, a niekiedy przestudiować trasy, do której się przecież sposobią – ot np. kupując sprzęt lub wyciskając siódme poty na siłowni. I wciąż co jakiś czas zdarzają się osobnicy „odporni na wiedzę”.
A potem jednak okazuje się, że np. zimową porą dany szlak to już zupełnie inny poziom trudności lub że niechcący zbaczają z właściwej ścieżki lub wspinaczkowej nitki, więc finalnie przemieszczają się inaczej niż powinni.
W konsekwencji nie dochodzą tam, gdzie zamierzali lub tracą dodatkowy czas (nierzadko długie godziny) na szukanie pierwotnej, właściwej drogi. A jeżeli jej nie znajdują i jeszcze – nie daj losie! – zapomną zabrać dostatecznie dużo zapasów (lub stracą siły), to zmuszeni są wzywać pomoc, aby helikopter zabrał ich np. z grani w bezpieczne miejsce z ciepłą wodą w kranie.
Zdradziecka pułapka Granatów
O tym, że znajomość terenu jest bardzo ważna przypomina mi nieszczęśliwa historia pewnego studenta z Moskwy, Jana Drége, który wraz z dwiema siostrami wybrał się na Granaty.
Kto szedł tamtędy ten wie, że teren jest trudny. Wiedzą o tym zwłaszcza zdobywcy Orlej Perci. Kiedy zapadał zmierzch, Jan Drége będący na wysokości Skrajnej Sieczkowej Przełączki, zaczął schodzić w kierunku Czarnego Stawu Gąsienicowej, a sprzyjały ku temu otaczające go formacje łagodnie opadającej płaśni.
“W miejscu, w którym żleb stawał się stromy i trudny, polecił siostrom zaczekać, sam zaś udał się na poszukiwanie dalszej drogi zejściowej. Po chwili zniknął im z oczu, próbując, mimo ciemności, sforsować dalszą część żlebu. Gdy żleb zmienił się w pionowy komin, Drége ześliznął się najpierw kilka metrów, potem kilkanaście. Być może udało mu się w ten sposób dotrzeć aż na platformę ponad wielką przewieszką w kominie. Stamtąd lub jeszcze wcześniej nastąpił stumetrowy upadek”. (Wawrzyniec Żuławski, “Tragedie tatrzańskie”)
Siostry przenocowały tam, gdzie je zostawił. Na szczęście nie poszły za bratem. Wróciły na szlak i odnalazły drogę do Zakopanego.
Nie próbuj skracać sobie drogi
Pamiętaj, że w górach na ogół nie ma dróg „na skróty” – więc niech Cię ręką boska broni, aby przemieszczać się na przełaj. Są za to wytyczone szlaki, przeważnie dobrze oznaczone i naniesione na wszelkiej maści mapy.
Jeżeli niechcący opuściłeś/opuściłaś utartą ścieżkę, to spróbuj zidentyfikować wzrokiem jej dalszą część. Lub w razie potrzeby cofnij się po własnych śladach do miejsca, w którym ostatnio widziałeś właściwe oznakowanie. Jeżeli aura lub szybko zapadający zmierzch nie pozwala na „wytropienie” szlaku, to nie wahaj się wezwać pomocy.
Poznaj swego partnera i zbuduj z nim odpowiednią relację
Mało kto rusza w wysokie góry zupełnie sam lub całkowicie pozbawiony jakiekolwiek wsparcia od ludzi, którzy z pewnych względów zostali w bazie.
Zwykle na poważną wyprawę w góry udają się co najmniej dwuosobowe zespoły, które powinny być zgrane, dogadane (czemu nie sprzyjają kłopoty natury językowo-kulturowej) i cechujące się wzajemnym zaufaniem oraz takową gotowością do poświęceń.
Nie jeden wspinacz cierpiał (lub co gorsza stała mu się krzywda) z powodu opuszczenia przez naszego partnera w sytuacji podbramkowej:
Kwestie postępowania w przypadkach takich jak np. choroba wysokościowa lub kontuzja u jednego z 2-3 członków ekipy bezwzględnie należy zawczasu obgadać. I generalnie warto sprawdzić wspólnie procedury awaryjne oraz mieć pojęcie o kondycji i umiejętnościach współtowarzyszy.
Trzeba to zrobić, aby nie wracać później z poczuciem winy, że się kogoś zostawiło (wyrzuty sumienia) albo z pretensją, że zostało się opuszczonym. Nie wolno dopuszczać do sytuacji, w której nie dość, że jesteśmy wystawieni na łaskę lub niełaskę sił przyrody, to jeszcze nie możemy w pełni ufać komuś, z kim zdecydowaliśmy tę konkretną górę zdobyć.
Bądź na bieżąco