“Nie zadzieraj nosa, nie rób takiej miny” – śpiewali niegdyś Klenczon i spółka. Ale jak tu nie robić różnych min, gdy wieje nam w twarz z przodu lub z boku? Jak nie zadzierać nosa w poszukiwaniu zawietrznej, tak upragnionej gdy wiatr się wzmaga? Doświadczyłem tego w starciu z Wielkim Dzwonnikiem, który potrafi mocno dać w kość. Ale na szczęście miałem na kim się oprzeć.

Dużo zależy od tego, jakimi otaczamy się ludźmi. Jak we wspinaczce. Zdobywając jakiś szczyt, trzeba zabrać ze sobą ludzi: noszą bagaż, rozbijają obozy, podtrzymują haki i czekany. Są niezbędni. Tylko ostatni odcinek drogi pokonujemy sami lub w towarzystwie dwóch, trzech osób. Tak samo w życiu. Trzeba wiedzieć, z kim się wspinać.  – powiedział kiedy Jan Kulczyk.

Czemu go cytuję?

Bynajmniej nie dlatego, że wiem coś o jego dokonaniach wysokogórskich, bo przede wszystkim znany był ze smykałki do pomnażania majątku. Zasadniczo w jego wypowiedzi jest sporo racji, choć haki i czekany nie wymagają podtrzymywania. Haki same się hakują, a czekan do nas przypięty po prostu CZEKA na moment sięgnięcia po niego. 😉

Jednak w tym, co powiedział o wspinaczce, jest wiele prawdy. Tak jak interesy ze sobą robią ludzie (a nie firmy), tak samo góry zdobywane są przez ludzi, a nie przez zespoły pod wspólnym szyldem. Wspinasz się dzięki komuś, z kimś lub obok kogoś, ale w finalnym momencie to Twoja stopa staje na szczycie i to Twoje oczy patrzą zeń w dół na całą okolicę.

A oczy spragnione widoków powiodły nas ku najwyższemu szczytowi Austrii, czyli górze Grossglockner na 3798 m n.p.m., której nazwa oznacza Wielkiego Dzwonnika. W pełni krajoznawczy opis szczytu i regionu w sporej objętości i wyśmienitej jakości, wydał mój imiennik – Paweł Wroński na łamach czasopisma “Poznaj świat” w 2007 r. Nie dorównam mu w zebraniu i złożeniu do kupy tych samych oraz kolejnych faktów i ciekawostek, więc odsyłam Was do jego artykułu.

Grossglockner – niczym wielki dzwonnik – ciągnął mocno za sznury, nam dzwoniło w uszach.

Pełna czwórka na szczycie Grossglocknera, przy krzyżu zwanym cesarskim (Kaiserkreuz).
Pełna czwórka na szczycie Grossglocknera, przy krzyżu zwanym cesarskim (Kaiserkreuz). Ustawiony został w 25. rocznicę ślubu Franciszka Józefa I z Elżbietą Wittelsbach (Sissi). wniesiony został na szczyt w częściach i tam zmontowany.

Zaczęło się od przyśpiewek w aucie, a skończyło na dobrowolnym oddaniu cesarzowi tego, co cesarskie. Lub jak kto woli wykorzystaniu pomnika Franciszka Józefa do własnych celów, iście pamiątkowych 😉 Po drodze bardzo silnie wiało, stromo i ślisko było, ale w miarę pogodnie. Zarówno nad wędrownikami, jak i na ich twarzach, które zdradzały nader dobry nastrój.

Skupię się na tym, czego doświadczyłem podczas mojej ostatniej wyprawy w austriacki rejon Alp w jakże zacnym towarzystwie: Poznajcie się 🙂

  • Kacper – na filmie nosi pomarańczowe wdzianko, jest blondynem, a jego ulubiona litera to mmmmmm…:D Bystrzak tworzący jakieś algorytmy dla grafików 3D, co to by ich praca była bardziej wydajna.
  • Maciek – brat Kacpra. Niski wzrostem, ale z długimi włosami – zajmuje się udźwiękowieniem imprez oraz filmów (również moich) i nie tylko. Spokój, inteligencja i poczucie humoru u nich obu sprawia, że polubiłem ich bardzo szybko. Towarzyszyli mi w wejściu na Kościelec i Szpiglasowy Wierch, razem przygotowaliśmy tam pyszną kawę z frenchpressu
  • Jaro – kumpel z firmy, w której pracuję. Zawsze lubi być tym pierwszym 🙂 Ma znacznie doświadczenie, toteż nie boi się tak bardzo ekspozycji, a i samo podejście jest dla niego łatwiejsze.

Cała trójka chodzi dla przyjemności i może potrosze dla chęci sprawdzenia się. Bez wielkich celów, bo cel nie jest na tyle istotny jak droga, którą podążamy, co mi się bardzo podoba), jednak z dużą cierpliwością i dbałością o bezpieczny przebieg przygody. Nie pchają się, gdy droga jawi im się niebezpieczna; nie chcą zmagać się z mocno niesprzyjającymi warunkami. I ja ich…rozumiem, choć czasem mój wewnętrzny krytyk dogryza mi lekko za wyczyn z poziomu: “średniotrudny, więc chwilami nudny” 😉

To ostatnie zdanie w odniesieniu do wyprawy na Grossglocknera to w dużej mierze jednak żart. Bo sama góra ma wysoką ekspozycję, jest trudniejsza niż klasyczna droga Mont Blanc i warto mieć co najmniej jednego doświadczonego lidera, aby wyprawa przebiegła bez komplikacji. A musicie wiedzieć, że silnie wiało – na tyle, że innych śmiałków niemal wywiało 😉 W schronisku Erzherzog-Johann-Hütte byliśmy sami, a po drodze mijaliśmy tylko jedną ekipę.

Mam nadzieję, że film wprawi Was w dobre samopoczucie 🙂


Bear in mind

Szanowny Czytelniku / Czytelniczko,
Blog jako forma komunikacji społecznej wymaga selekcji, montażu i redakcji treści audiowizualnych oraz tekstowych. Po to, aby lepiej, łatwiej i przyjemniej się z niego korzystało. Jeżeli czasami publikuję /piszę /wyglądam bardziej “na luzie” lub nie zawsze w sposób dla mnie samego naturalny, to czynię to dla Was. Tak, moi drodzy – aby zarazić Was bakcylem pokonywania swoich słabości poprzez łażenie po nierównym terenie!

Oczywiście chodzić czy wspinać się należy Z GŁOWĄ, po odpowiednim do danej wyprawy PRZYGOTOWANIU. Szczegółowo piszę o tym tutaj: PRE, czyli Przygotowanie Rzeczą Esencjonalną

A w tym miejscu pragnę zaapelować do Ciebie, abyś koniecznie pamiętał(a) o pokorze i szacunku, jaki się górom
NALEŻY. Bo szczyty są po to, aby je zdobywać, a nie tracić zdrowie lub życie w drodze na nie. Howgh! 🙂

Głosy gości / Wystaw ocenę
[Razem: 38 Średnia ocena: 4.9]