Znana maksyma mówi, że czas to pieniądz i dlatego trzeba być za pan brat z arytmetyką, aby mieć więcej środków na jeżdżenie po świecie. Przykładowo, jeśli szacujemy koszt wycieczki na 10 tys. zł (tyle trzeba mieć, aby pokryć koszty trekkingu po Himalajach z wejściem na Island Peak i Mera Peak), a miesięcznie możemy odkładać maksymalnie 900 zł, to przed nami co najmniej roczne zbieranie.

Chyba, że sięgniemy po inne rozwiązania. Rynek kapitałowy zna bowiem wiele sposobów inwestowania, pomnażania oszczędności oraz kredytowania naszych planów. Ale są one z definicji obarczone ryzykiem różnej wielkości, więc jak mawia mój Nizinny przyjaciel: “trzeba umieć pływać w takich akwenach – pośród raf, drapieżników i piratów”.

Zatem granie na giełdzie odpada. Zresztą na to również potrzebny jest kapitał, którego domniemywam (skoro już tu jesteś, to również go nie masz)

Dlaczego pieniądze nie rosną na drzewie

Mieliście już tak, że jak macie czas na podróżowanie to nie macie pieniędzy, a jak macie hajs to brakuje już czasu? Do mnie te myśli wracają regularnie jak bumerang i od wielu lat szukam sposobu na wyjście z tego zaklętego koła.

Myślałem nawet o zostaniu etatowym blogerem, ale ja nie po to chodzę po górach, żeby publikować Insta Stories, lecz żeby się od nich oderwać. Chcę doświadczać życia pełną piersią, obcować z dziką przyrodą, sprawdzać swój charakter w trudniejszych warunkach niż, te która można zastać wielkomiejskiej betonowej dżungli. Więc Influenza XXI wieku raczej mi nie grozi.

Oh! Jak byłoby dobrze , gdyby pieniądze rosły na drzewach. Móc je pożyczyć na nieokreślony termin od rodziców. Być tzw. bananowym dzieckiem. Ale co jak rodzicie sami potrzebują naszej pomocy? W każdym razie ja niestety nie mogę liczyć na taką pomoc, poza kochaną babcią, która każdy grosz by oddała, żeby wnuczek mógł realizować swoje pasje.

https://www.instagram.com/p/BxUQs6flwue/

Gdzie szukać pieniędzy na górskie podróże?

Najlepszym z tych sposobów – w mojej opinii –  jest jednak zadbanie o karierę i stałe źródło utrzymania na możliwie jak najwyższym poziomie. Czyniąc to konsekwentnie, powinniśmy dążyć do tego, aby nasza praca była lepiej wynagradzana, co sprawi, że będziemy krócej pracować, aby odłożyć pieniędze na wymarzony wyjazd. Jeżeli otrzymamy podwyżkę lub jakieś dodatkowe premie/benefity, to będziemy w stanie w każdym miesiącu więcej odkładać. To przyspieszy nadejście dnia, w którym stać nas będzie na wojaże. Nie wiem, jak Was, ale mnie takie podejście skutecznie motywuje.

Zachowaj równowagę. Życie w harmonii – harmonia w życiu

Zazwyczaj jest tak, że odkładamy wędrówki po dalszych świata stronach ze względu na brak jednego z kluczowych zasobów: zdrowia, czasu lub pieniędzy. Deficyt jednego z tych elementów wystarczy, aby uznać, że to nie jest właściwy moment na taki wypad.

Pracując na pełny (lub nawet rozszerzony o nadgodziny) etat, należy zadbać o urlopy i wygospodarować czas na aktywny wypoczynek. Już starożytni Grecy pojęli, że jedną z reguł cnotliwego – współcześnie rzeklibyśmy – szlachetnego egzystowania jest dążenie do złotego środka, czyli umiejętność wypośrodkowania skrajności.

W odniesieniu do omawianego zagadnienia, chodzi o balans między podróżowaniem a rozwojem kariery. Ostatnie z wymienionych jest kluczowe i sądzę, że tu naprawdę ciężko o jakąkolwiek drogę na skróty. Tak przynajmniej potoczyło się (i nadal toczy) moje życie.

Pierwsze poważniejsze pieniądze, jakie zarobiłem i odłożyłem, przeznaczyłem na studia MBA, które kosztowały mnie 21k zł, co w tymtym czasie było kupą forsy. I wydaje mi się, że to dzięki nim najprawdopodobniej dostałem się tu, gdzie jestem obecnie.

Jeżeli nie zdyskontujesz w odpowiedni sposób nabytych kompetencji, to zawsze będziesz potrzebować więcej czasu na zebranie potrzebnych funduszy. O tym, jak przyoszczędzić na kosztach wyprawiania się w dalsze światy strony, pisałem dość szczegółowo tutaj:

Inwestuj w siebie

Podróżnik, choćby nawet pracuś pełną gębą, nie może stać się niewolnikiem zajęć zawodowych czy służbowych. Jak dla mnie, to nie ma nic gorszego niż rutyna wyrażona ciągiem zdarzeń zwyczajnego dnia roboczego: pobudka -> praca -> powrót do domu, nierzadko w korkach -> obiad lub kolacja -> snucie planów i marzenie o innym stylu życia -> wieczorna sjesta i udanie się do snu.

I tak dzień w dzień, w kółko to samo. A w weekendy typowymi “czaso-wypełniaczami” stają się: zakupy, porządki domowe, spacer, trening lub nieco dłuższa aktywność sportowa i jakaś forma życia towarzyskiego lub aktywności kulturalnej; tudzież raz na jakiś czas wypad gdzieś za miasto lub dalsza maksymalnie kilkudniowa wycieczka zagraniczna. Ostatnio poleciałemm do Izraela tylko na jedeń dzień, żeby zaznać słońca. KREJZI!

Teoretycznie można i tak, ale…ja nie miałbym z tego satysfakcji. Nigdy nie rezygnowałem z własnoręcznie organizowanych wypraw, a nawet powiem więcej: odpuszczałem sobie robotę, aby wyjechać w góry. I jeśli wymagała tego sytuacja zawodowa, to zmieniałem pracę – za każdym razem na lepiej płatną lub mniej obciążającą mój czas wolny.

Podróżuj częściej, ale krócej

Są tacy, którzy decydują się na półroczne eskapady dość mocno drenujące ich budżet domowy, ale zarazem przynoszące mnóstwo trudnych do wycenienia doświadczeń życiowych. Jeśli komuś trzeba takiego resetu, to przecież kto bogatemu zabroni? Kwestią indywidualną jest w takich przypadkach odpowiedź na pytanie: czy warto na tak długo porzucać obowiązki zawodowe i jak trudno będzie takim osobom wdrożyć się w nie ponownie? Ja zapatrywałbym się na to sceptycznie, pomny nauczek, których w życiu zaznałem.

Mój pomysł przedstawia się następująco: rozwijaj swe kompetencje do takiego stopnia, aby zajmowane stanowisko i uposażenie z nim związane pozwalały na co najmniej dwie poważniejsze (np. dwu- lub trzygodniowe) wyprawy w roku.

Pomiędzy nimi zaś tak efektywna i możliwie obarczona jak najmniejszym stresem negatywnym praca pełnoetatowa, której charakter nie powinien skłaniać nas do myślenia o tym, aby rzucić papiery na biurko szefa i krzyknąć mu prosto w twarz gromkie: “basta!” Jeżeli natomiast regularnie prześladują Cię takie sny, to masz powód do tego, by zacząć się na serio rozglądać za inną robotą lub zwyczajnie zmienić pracodawcę i w lepszych warunkach wykonywać dalej podobne obowiązki.

Głosy gości / Wystaw ocenę
[Razem: 22 Średnia ocena: 5]