W moim przypadku miłość do wspinaczki przyszła nagle i nieoczekiwanie. Muszę też przyznać, że dosyć późno bo w nogach miałem już przetarte najróżniejsze szlaki w Tatrach, a nawet wejście w wyższe partie gór takich jak Mont Blanc, o czym możecie przeczytać tutaj: Mont Blanc po wyprawie skończonej zdania niedokończone
Można było nazwać mnie wspinaczkowym ignorantem, aż pewnego dnia w Alpach Julijskich, zmęczeni po przygodach na Triglav – trójgłowy król Słowenii poszliśmy w skały nieopodal naszego obozowiska. Bardziej doświadczony kolega założył tzw. “wędkę”, a ja nie mając jeszcze odpowiednich butów, spróbowałem pierwszy raz wejść w pionie. I złapałem bakcyla 🙂

Jak „połknąć niemożliwe”, czyli o korzyściach z opanowania wspinaczki w Sokolikach
Nikt nie rodzi się ze zdolnością do wspinania. Nawet jeśli obydwoje rodzice takiego dziecka byliby cyrkowcami i chodzenie po wysokościach byłoby dla nich jak “zwykły dzień w biurze”. A skoro nie ma alpinistów w czepkach (lub jak kto woli w kaskach) urodzonych, to może to oznaczać tylko jedno: (BEZPIECZNEJ) WSPINACZKI SIĘ TRZEBA NAUCZYĆ!
Abstrahując od potomków powieściowych bohaterów (np. Tarzana lub Mowgliego – dżungle, liany, skałki przekładające się na gibkość, ponadprzeciętną siłę fizyczną i koordynację ruchów), należy powiedzieć, że samorodnych talentów na miarę np. Alaina Roberta (nie bez kozery noszącego przydomek Spider-Man) jest garstka. Prawie każdy wspinający się dziś człowiek musiał w przeszłości odbyć specjalne szkolenie i – aby utrzymać się w formie – w tym fachu trzeba regularnego treningu.
Ja też podstaw wspinaczki, nauczyłem się na kursie skałkowym. Pod okiem instruktora odbyłem przeszkolenie w Sokolikach.

Jest tam całe mnóstwo skał o różnych kształtach, fakturach i wysokościach, dzięki czemu każdy znajdzie jakieś interesujące i dostępne dla siebie (ze względu na stopień trudności wspinania się po nich). Spałem w drewnianym domku na polu namiotowym 9UP (przy okazji rekomenduję gospodarzy – spisali się jak Szarik w „Czterech Pancernych” czyli na sto dwa. 😉

Sokoliki to po prostu wspinaczkowy RAJ. Było super – od rana do wieczora wśród skał, kamieni i górek – aż proszących się o przylgnięcie do nich. Ale ta pełna emocji opinia to obecne wspomnienie zdarzeń z początku maja 2018 r. Zimny granit plus z rozpaloną głową to nie jest najlepsze połączenie. Emocje musiałem odłożyć na bok – Dla mnie wówczas najważniejsza była merytoryczna wiedza i konkretne umiejętności. Sokoliki wybrałem właśnie ze względu na granit, z którego niemal wyłącznie zbudowane są Tatry. Alternatywą może być wapienny budulec Jury Krakowsko-Częstochowskiej.
Najciekawsze drogi w Sokolikach wg JEDNEJ LINY
Nigdy nie zapomnę wrażeń jakie dostarczył mi Prawy Komin na Sukienniku. Droga obita (wyposażona w ringi do których robimy tzw. wpinki), wyceniona na V, a w starszych topo na V+ . Ta mała kropka na szczycie formacji skalnej zwanej “kominem” to ja ??
Specjalnie na ten moment ubrałem koszulke Św. Mikołaja z napisem “Pracownik miesiąca”. W końcu to on radzi sobie najlepiej z kominami ?
Ale nic tak nie rozgrzewa jak dobry TRAD, czyli drogi, na których przypinamy własną asekuracje (friendy, heksy, kości, tasiemki). Taki rodzaj wspinaczki jest najbliżej mojemu sercu i wiem, że w tym kierunku chcę się rozwijać. Jak to mówią, chcę zdobywać góry (o ile te, pozwolą mi na nie wchodzić).
Na kursie wspinaczkowym trad zazwyczaj rozpoczyna się od Brzózki III+ 25m (obok wspomnianego wyżej komina), a następnie przechodzi do znacznie dłuższej drogi na Krzywej Turni o nazwie Żubr. Jest to piękny klasyk, na któym zrobisz swoje pierwsze stanowisko pośrednie, bo droga mierzy blisko 45m. Obie drogi nagradzają wspaniałymi widokami. Są łatwe i przyjemne, a Żubr dodatkowo zapewni niesamowitych wrażeń przy zjeździe. Zjazd odbywa się bez dotyku skały nogami. Zupełnie jak w jakimś filmie akcji,
Jednak najwięcej zabawy sprawił mi Czołg, IV 35m, który rozpoczyna się kominem, z którego wchodzimy do jaskini, a z niej ewakuujemy się przez górną klapę 😀



Prawdziwe wyzwanie stanowiłło dla mnie poprowadzenie Rysy Tota, V 55m na Małym Sokoliku.

-UWAGA LINA!
– Co?
– Rzucam LINĘ! 😀
– dobra, dobra, rzucaj

Alternatywą dla kursu wspinaczkowego w Sokolikach jest wapień na Jurze-Krakowsko-Częstochowskiej, ale to temat na inną opowieść.

Dlaczego uważam, że ukończenie kursu wspinaczkowego jest konieczne?
Aby nabrać obycia z liną i przyrządami – tego się nie sposób nauczyć „teoretycznie”. Wyłącznie praktyka i to wiele godzin wiązania, zakładania i zdejmowania poszczególnych części oprzyrządowania sprawi, że nabędziesz wprawy w tej kluczowej umiejetnosci.

Aby uzmysłowić sobie, że w życiu warto słuchać innych – mieć zaufanie do ekspertów i wiarę w kogoś, kogo uznamy za nasz autorytet. Należy pamietać, że stopniowo – z godziny na godzinę nabywamy niezbędnych umiejetności. Ze szczególnym naciskiem na słowo NABYWAMY. Najpierw bowiem wspinamy się na tzw. „wędce”, a następnie uczymy się dopinać ekspresy na obitych punktach skał. Kolejnym etapem jest asekuracja i przyswajanie zdolności prowadzenia drogi. Dopiero potem powinniśmy wymyślać własne sposoby zabezpieczania się, dzięki wykorzystaniu kości i friendów.
Aby umieć ocalić skórę, gdy nadejdzie moment próby. Podstawowe elementy wspinaczkowego rzemiosła są takie same dla każdej szkoły. Nie ma sensu dumać od samego początku nad metodami podnoszenia się – należy wprawić się pod okiem doświadczonego instruktora w te istniejące. Jeśli w trakcie kursu wytknie on nam pomyłki i wytłumaczy, jak to coś zrobić właściwie, to nasze szanse rosną. Szanse na przeżycie w sytuacji podbramkowej, gdy będziemy wisieli na jednej linie wysoko ponad ziemią.
Aby lepiej poznać siebie. Nie odkryję Ameryki, gdy powiem, że góry weryfikują nasze zdolności i testują naszą wytrwałość. Czesto przeceniamy własne możliwosci i dokonujemy samooszukiwania się. Chcemy uchodzić za lepiej wyszkoloną i bardziej kompetentną osobę niż naprawdę jesteśmy. To niby coś co łatwo pojąć, lecz trudno przezwycieżyc. Gdy mój kolega z kursu odkrył u siebie lęk wysokości, przyszło mi myśl powiedzenie: „porywać się z motyką na Słońce”. Niby można, ale po co?
Aby nauczyć się dzielić „niemożliwe” na mniejsze kawałki i „połykać je”. Jeśli ściana jest dla nas bardzo wysoka, to koniecznym staje się pokonanie jej na 2-3 razy. Należy zbudować kilka stanowisk pośrednich i nie „kozaczyć”, gdy warunki do wspinania się gasną w oczach. Cierpliwości i pokory nam trzeba – podobnie jak pamiętania przez cały czas o bezpieczeństwie i poprawnej asekuracji partnera. Tylko praktyka (np. w formie kursu) może nas wyposażyć w taką świadomość.
Mam nadzieję, że przekonałem Cię do przejścia takiego kursu wspinaczkowego. Jestem przekonany, że dzięki niemu zminimalizujesz ryzyko upadku i nabierzesz pewności siebie. Jeżeli wciąż szukasz odpowiedniej szkoły to mogę Ci coś polecić 🙂
Podobne przygody

Jeśli uważasz, że moje publikacje są interesujące lub wniosły jakąkolwiek wartość do Twojego życia, to postaw mi proszę wirtualną "małą czarną". Dzięki Twojemu wsparciu serwis pozostanie bez tych brzydkich reklam, które ciągle trzeba zamykać.
Bądź na bieżąco