Znajdująca się na terenie Słowacji po północnej stronie Tatr Wysokich Dolina Białej Wody mierzy ponad 10 km. Uchodzi za najdłuższą ze słowackich dolin tatrzańskich, wyrzeźbiona dawniej przez największy w całych Tatrach lodowiec. Jego „cielsko” rzeźbiło granitowe w dużej mierze otoczenie skalne, przez co niezbyt wielkie bruzdy tworzą szereg opadających ścian stawiarskich. To takie strome rygle skalne przypominające przegrody na statkach. Przyczyniły się one do uformowania się kilku stawów, a spływająca z wyższych partii woda zimą zamarza, tworząc wyjątkowej urody lodospady.
Nieinstagramowa, lecz realna instant friendship
Czasem jest tak, że jak spotykasz człowieka, to od razu czujesz, że będzie Ci z nim lub z nią „po drodze”. Czujesz emanującą z niego lub z niej dobroć, a po zachowaniu, gestach i słownictwie uzmysławiasz sobie, że z tą osobą nadawałbyś na tych falach.
Znacie to uczucie?
Tak było właśnie z Radkiem. Poznaliśmy się rok temu na Potoczku – idealna droga (prowadzi na Czubę nad Karbem) żeby sprawdzić, czy możemy sobie ufać. A gdzie najlepiej to zrobić, jak nie będąc związanym jedną liną podczas wspinaczki na szczyt góry?
Żaden z nas nie spękał, choć warunki były naprawdę ciężkie. Na wierzchołku przybiliśmy sobie piątkę i już wtedy wiedziałem, że będzie to znajomość na całe życie. Dlatego też bardzo się ucieszyłem, gdy Radek zapowiedział swój przyjazd w Tatry wraz ze swoją lubą Klaudią i ich wspólną koleżanką – Angelą.
Wybraliśmy się na kilka dni do Doliny Białej Wody
Lodospad Kaskady – trochę tłoczno, ale jakie są na to rady?
Długi, niezbyt trudny oraz jeden w najbardziej obleganych (zwłaszcza w weekendy) – tyle można by w skrócie powiedzieć o Kaskadach. Położony jest w Dolinie Białej Wody, zaledwie parę kroków za lodospadem w Tisovkach. Łatwo tam dojść, gdyż wiedzie doń opadająca na końcu widoczna ścieżka przechodząca wcześniej przez las.
Tabelka z wyceną wskazuje, że Kaskady nie powinny trudności sprawić: WI 3/3+ Aczkolwiek to zależy od bieżących warunków pogodowych oraz tego jak, poszczególne partie lodu zostały złojone przez liczne zastępy wspinaczy.
Wiadomo bowiem, że każde uderzenie czekanem w lód w niewielkim (ale jednak) stopniu narusza jego zwartą konsystencję. Doświadczeni i bardziej wymagający łojanci mogą potraktować Kaskady jako swoistą rozgrzewkę, jako że nad nimi zlokalizowany jest kolejny lodospad o jakże romantycznej nazwie: Oczy Pełne Lodu.
Ten ostatni zaliczyć można do poważniejszych przepraw. Zanim ktokolwiek z Was na takowe miałby się zdecydować, polecam zapoznać z tym materiałem:
Przy niemal bezchmurnym niebie i bardzo ciepłej (jak na luty) pogodzie poprowadziliśmy tam dwa pełne wyciąg (Znaczy Radek i jego dziewczyna Klaudia). Początkowo ja również miałem takie plany, ale mieliśmy tylko 3 pary dziab, więc zostałem na dole z Angelą.
Stanowisko metodą Abałakowa
Postanowiłem, że założę wędkę.
Co prawda na pierwszym stanowisku nie można zarzucić wędki, gdyż znajduje się za wysoko (60m liny pojedycznej byłaby za krótka). Zresztą nawet gdyby dałoby radę górną asekurację tam zamontować, to ewentualne korzystanie z niej byłoby możliwe jedynie w razie wyjątkowych pustek na ścianie. Przy zwyczajnym „obłożeniu” ścieżek wspinaczkowych takie manewry nie przejdą – zbyt wielu osobom przeszkadzałoby, a szacunek u ludzi gór ważniejszy od zachcianek swoich – i tych, z którymi przybywamy.
Zamiast udawać rybaków, zbudowałem dodatkowe stanowisko na poboczu z dwóch elementów (metodą Abałakowa – wymyślonej przez pewnego pomysłowego łojanta) i jednej śruby lodowej pomiędzy początkiem drogi a pierwszym zamontowanym na stałe stanem. Dzięki temu zabiegowi, razem z Angelą poćwiczyliśmy sobie na tym pierwszym wyciągu.
Oraz skupiłem się na cykaniu fotek, jako że od niedawna nowy dział na tym blogu wisi i domaga się regularnego „karmienia go” zdjęciami: fotografia górska
Jeśli ktoś chciałby uniknąć innych łojantów w tym rejonie, to najpewniej musiałby skoro świt zameldować się pod Kaskadami. Albo wybrać się w tak paskudny dzień w środku tygodnia, w którym aura skutecznie zniechęci ludzi do wysuwania nosa poza schronisko.
Lodospad Ukryty – i rozdziabany, ale i tak dał nam dużo radochy
Dotarcie do kolejnego z odwiedzonych lodospadów nastręczało nieco większych trudności. W sumie to nic dziwnego, że zapracował sobie na takie miano: Ukryty. W Dolinie Białej Wody idziemy niebieskim szlakem, a następnie trzeba skręcić w lewo – w zadrzewiony zagajnik. Punkt ten (oznaczony poprzez zwalony pień i dwa głazy o podłużnym kształcie) znajduje się koło 100 metrów przed wiatą, z której turyści oglądają całkiem ładny Lodospad Mrozków.
Wędruje się dobre kilkanaście minut, a pierwszy odcinek jest dość stromy. Potem przedzieramy się przez mało ewidentny żleb, a mówiąc ściślej – przez zlokalizowany tam labirynt składający się z powalonych pni. Kluczenie wśród wiatrołomów warte jest nagrody, którą stanowi przyjemność wspinania się po pięknym, niebieskawym lodzie.
Lodospad Ukryty zasłużył na wycenę WI4 i opinię idealnego dla wędkowania tudzież do nauki chodzenia w pionowym lodzie.
Takie ukształtowanie mają bowiem dwa kolumnowe progi przedzielone łatwiejszym nachylonym terenem. Ostatnio musiał chyba dość mocno zyskać na popularności, albowiem widziałem, że w wielu miejscach był już trochę rozdziobany. Punktowo natrafiałem tam na coś, co przypomina „kieszenie” idealnie skrojone pod dziaby. Ostrza czekanów można tam lekko włożyć, czyli nie trzeba specjalnie uderzać w ten lód. Ponadto stopnie są też chwilami wydeptane, przez co cała ta wspinaczka traci nieco na urokliwości.
Aczkolwiek na obecnym etapie rozwoju umiejętności wspinaczkowych, raczej obawiałbym się tam poprowadzić drogę samodzielnie. Przewiduję, że za duże ryzyko, mimo że tylko jeden wyciąg…kilka nauk pobrać tam będę musiał, zanim się pewniej poczuję. Zimowe pobieranie nauczek mam już w swoim „podróżniczym CV”
Podsumowując całą wycieczkę: zamarznięte obiekty – bardzo ciekawe, pogoda – nawet nieco za ciepła i słoneczna, a ekipa – przesympatyczna i mega fajna.
Nocleg na Łysej Polanie – informacje praktyczne
Spaliśmy u „Słowaka”, czyli w schronisku po stronie słowackiej na Łysej Polanie. Zaparkowanie auta kosztuje 30 zł/dobę – a jeśli ktoś spędziłby w tym ośrodku co najmniej 3 dni, to miałby przechowanie wozu gratis. Nieźle zaopatrzony sklepik, wygodne łóżka – ja miałem swój kąt na podłodze w dużej sali (koszt to tylko 7 euro), czajnik pod ręką, niczego nie brakowało. A co najważniejsze – blisko stamtąd mieliśmy do miejsca przeznaczenia. Dojście pod pierwszy z lodospadów (lodospad Ukryty) to jakieś 20-25 minut spacerkiem.
Łącznie u naszych gospodarzy zostawiliśmy trochę waluty, a w lodowej scenerii ileśset kilodżuli energii i kilkanaście godzin naszych żywotów. Ale to wszystko (niematerialne i niepoliczalne), z czym wróciliśmy, zdecydowanie przewyższa nakład sił i środków.
Ogółem – było zajefajnie! 🙂
Bądź na bieżąco