Z kilku możliwych sposobów zdobycia Łomnicy poniżej opisana wycieczka to bez wątpienia opcja przysparzająca minimum problemów i zmęczenia. I jeżeli pójdziecie w moje ślady, to i koszty tego krótkiego, choć całkiem ambitnego „spaceru” po słowackich Tatrach, okażą się niewielkie.

Tak naprawdę wydacie jedynie na dojazd (paliwo lub autobusowe albo kolejowe passe-partout), bilety kolejki gondolowej i w sumie nieobowiązkowe symboliczne piwko w schronisku. Oczywiście bezalkoholowe (hehe), bo jako bloger, sportowiec i coraz bardziej „zawodowy podróżnik” nie zajmuję się promowaniem kultury spożywania procentów. Co to, to nie! 😉

Zatem latem idzie się po skałach, głazach i kamieniach. Brzmi tożsamo lub wręcz jednakowo?

Zdjęcie wykonane przy Łomnickim stawie.

Źródło: “Wielka Korona Tatr” s. 58 Andrzej Marcisz, Bardzo polecam ten przewodnik wszystkim Tatromaniakom

Natomiast zimowego wejścia raczej należy się wystrzegać – śnieg i lód czynią te rejony mocno nieprzyjaznymi. Bo de facto sama mgła i towarzysząca jej odrobina wilgoci osiadającej chociażby na metalowych wspornikach i podpórkach sprawiają, że nawet doświadczony górołaz może się tam poczuć nieswojo.

Dodam, że w okresie zimowym trwającym od 1 listopada do 15 czerwca wychodzenie powyżej schronisk jest zabronione!

Skalnate pleso

Panie i Panowie, zapraszam do kolejki!”

Zasadniczo rzecz biorąc, ta kilkugodzinna wycieczka zaczyna się na wysokości około 1750 m n.p.m. nad Łomnickim Stawem (słow. Skalnaté pleso). Jeśli nie zamierzacie łączyć tej wyrypy z dłuższym trekkingiem, to do tego miejsca najlepiej wjechać kolejką, która ma swą najniższą stację w miejscowości o nazwie Tatrzańska Łomnica.

Zewsząd można tam dotrzeć samochodem, autobusem lub elektryczką (przystanek Stara Lesna, przy którym znajuje się darmowy parking. ok. 20 min lajtowym pacerkiem pod kolejkę)

Zatem pierwszy etap podróży to jazda kolejką linową, a po opuszczeniu wagoniku warto kilka minut przeznaczyć na przyjrzenie się temu niewielkiemu polodowcowemu jezioru, zasilanemu m.in. przez potok Łomnica. Aby pokonać kolejne kilkaset metrów w pionie (i znaleźć się na Łomnickiej Przełęczy leżącej na wysokości 2190 m n.p.m), dobrze jest ponownie posadzić swoje cztery litery w gondoli kolejkowej.

I dopiero stamtąd – aktywnie używając zarówno dolnych, jak i górnych kończyn wdrapać się można na szczyt Łomnicy. Ręce (oraz rękawiczki) zdecydowanie będą w użyciu, ponieważ przez większą część tego końcowego etapu turystom towarzyszą żelazne łańcuchy. Bez tych ostatnich byłoby bardzo ciężko – a dokładnie jak trudno, to nawet wolę sobie nie wyobrażać.

Powyższy wariant (którego jestem zwolennikiem) jest również przeznaczony dla tych, którzy chcą zrobić na Łomnicy jakieś drogi wspinaczkowe. Albowiem z Łomnickiej Przełęczy (słow. Lomnické sedlo) można np. trawersować pod zachodnią ścianę Łomnicy – w czym pomocna jest ferrata imienia Vlada Taterki.

Łomnicka Przełęcz

Owa przełęcz rozciąga się między Łomnicką Kopą z jednej strony a Wielką Łomnicką Basztą z drugiej. I do tego ostatniej prowadzi krótki zielony szlak turystyczny, którym idzie się blisko kwadrans.

Zaś o samej kolejce (zasadniczo czynnej przez okres letni, w wakacyjne miesiące aż do 18:30) warto powiedzieć jeszcze, że kosztujący niespełna 37 euro (Tatrzańska Łomnica – Łomnickie Sedlo – Tatrzańska Łomnica) – bezpieczny i komfortowy wjazd zapewnia przyjemną podróż.

Czy, żeby wejść na Łomnice potrzebny jest przewodnik?

TAK, bowiem taką wycieczkę należy zaliczyć do grona „poza szlakowych”.

Dość często widuje się strażnika (opłacanego przez TANAP, czyli słowacki odpowiednik Tatrzańskiego Parku Narodowego), do obowiązków którego należy m.in. pilnowanie, aby nikt samotnie nie opuszczał Łomnickiej Przełęczy z zamiarem zdobycia Łomnicy.

Regulaminowy zakaz (z którego wszakże zwolnieni są posiadacze książeczki klubu wysokogórskiego) nie dopuszcza łażenia sobie po względnie łatwych (poniżej III stopnia trudności) ścieżkach bez asysty uprawnionego oprowadzacza.

Tyle mówi teoria, natomiast praktyka wygląda tak, że strażnicy zwykle przymykają na to oko, ponieważ chętnych na taką eskapadę turystów w sezonie mierzy się w setkach dziennie.

Jednakże, aby stanąć na wierzchołku Łomnicy (2634 m n.p.m.) konieczny będzie umiarkowany wysiłek fizyczny. I to właśnie on stanowi gwóźdź programu – który co do zasady, chcąc w pełni przestrzegać regulaminu należałoby uskutecznić wyłącznie w towarzystwie uprawnionego przewodnika.

Klasyczna droga wejściowo-zejściowa

Ruszając zatem z Łomnickiej Przełęczy, kierujemy się ścieżką (miejscami rozwidlającą się) na północ ku Łomnickiej Kopie. Do pokonania będziemy mieli wprawdzie niecałe 450 metrów, ale są to ewidentnie “wysokogórskie” metry, a nie przechadzka po (o około kilkadziesiąt kroków dłuższym) słynnym na całą Polskę molo w Sopocie. 😉

Kolejne kroki stawiać będziemy pomiędzy dużymi blokami skalnymi (czyli wantami), znajdującymi się po wschodniej stronie tej góry.

Ścieżka jest dobrze widoczna

Łańcuchy i drabinki

Pokonawszy blisko 100 metrów miniemy niedającą się nie dostrzec turniczkę, przy której poprowadzono łańcuchy. Są one bardzo pomocne w wykonaniu kilkudziesięciometrowego trawersu w prawo. Stopień trudności na tym etapie radykalnie rośnie, proporcjonalnie do pokładów i jakości białego puchu, który możemy tam zastać.

Jeśli kalendarz nie wskazuje akurat pełni gorącego lata, to śnieg mamy jak w banku, więc warto mieć ze sobą raki i czekan. Ewentualny brak takiego sprzętu sprawi, że kluczenie pomiędzy kopczykami zamrożonej wody okaże się koniecznością.

Pierwsze łańcuchy
Dość wysoka ścianka oraz tusyści schodzący w kierunku Łomnickiej Przełęczy
Osoby, które nie są przyzwyczajone do ekspozycji mogą mieć problem z pokonaniem drabinki

Finalny, prowadzący na wierzchołek Łomnicy odcinek drogi, zaczyna się przy skalnym żeberku, od którego znów widzimy łańcuchy. Co prawda gdzieniegdzie ich brakuje – i tam należy zachować wzmożoną czujność.

Ostatnie metry przed szczytem (idzie się około 25 minut).

Łomnica szczyt

Z czubka tej góry należącej do Wielkiej Korony Tatr rozciąga się rozległa panorama, o której tak
pisał przed laty słowacki znawca Tatr Ivan Bohuš pisał o niej:

„Około 300 wyraźniejszych szczytów i turni wystercza z grzbietów tatrzańskich, a gdy się na nie patrzy z drugiego co do wysokości wierzchołka całego pasma – wyglądają jak fale wzburzone wiatrem i nawałnicą.”

W trakcie zejścia bywa trudniej

Szczyt Łomnicy innego dnia. Mgła i deszcz spodowodały solidne problemy

Tak podsumowanymi przez entuzjastę widokami zachwycać się można, o ile akurat nie mamy pecha uosabianego przez mgłę. To konkretne zjawisko atmosferyczne potrafi nie tylko zepsuć nam radość biorącą się z faktu, że oto i my stanęliśmy na topie.

Mgła w wydatny sposób przyczynia się także do wzrostu ryzyka, z jakim górołazi mają do czynienia w trakcie schodzenia. Miejscami robi się bardzo niebezpiecznie – o czym przekonałem się na własnej skórze, gdy razem z Radkiem doświadczyłem opisanej tu przygody: Droga Birkenmajera

Schodząc (co powinno nam zająć ok 90 minut), towarzyszą nam wyraźne inne pejzaże, i odniosłem wrażenie, że marszruta w dół to zupełnie inna droga.

Wywołana przez mgłę wilgoć osadza się na drabinkach i łańcuchach, przez co stają się one śliskie. Toteż, posługując się tymi metalowymi ułatwieniami, trzeba zachować dalece posuniętą ostrożność.

Dla kogo poza szlak na Łomnicę?

Ze względu na obecność łańcuchów mógłbym ją porównać do Giewontu w kopule szczytowej. Aczkolwiek owo łomnickie „ferratowanie” jest znacznie dłuższe, a dodatkowo w niektórych punktach bardziej spionizowane (w tych miejscach znajdują się metalowe stopnie przypominające szczeble drabinki).

Podsumowując, w mojej opinii wejście na Łomnicę drogą klasyczną postrzegam jako trudne technicznie (I w skali UIAA), pomimo, że już jestem obeznany z łańcuchami i ekspozycją. Z pewnością nie jest to góra na swój pierwszy poza szlak!

Przydaje się również znajomość tamtejszych ścieżek, więc asysta przewodnika lub wchodzenie i schodzenie z kimś bardziej doświadczonym, kto był już tam wcześniej stanowić będzie największe ułatwienie dla nowicjuszy.

W szczególności bowiem, przy braku „łomnickiego” doświadczenia, nawigowanie we mgle może rodzić poważne problemy. A przy fatalnej pogodzie (która już nie raz mnie zaskoczyła), to już w ogóle ryzyko niepożądanych komplikacji ulega zwielokrotnieniu.

Wchodzenie w takich warunkach bywa zdecydowanie trudniejsze niż zdobycie któregoś z polskich klasyków tatrzańskich: Rysów, Kościelca bądź Szpiglasowego Wierchu.

Głosy gości / Wystaw ocenę
[Razem: 4 Średnia ocena: 5]