“Dobra propozycja na krótki zimowy dzień” – jeśli takie słowa wspinaczkowy ekspert Damian Granowski serwuje swym czytelnikom, to warto przejść od słów do czynów i w krótki, zimowy dzień weekendowy, skusić się na takie topo. Tym bardziej, że obecnie jest to ponoć jedna z najpopularniejszych dróg zimowych w Morskim Oku, więc po prostu nie wypada jej nie zaliczyć. Jak to mówią – jest to zimowy KLASYK

Topo – opracowanie własne

Jej czyli 200-metrowej drogi pt. “Wesołej Zabawy!” (wycena IV, lub M4+ zimą), zlokalizowanej nad Morskim Okiem na Progu Mnichowym. Sam próg stanowi część wysokiego na 2068 m samotnego szczytu o nazwie Mnich.

Kiedy kosmos Ci sprzyja

Wygląda jakby rakieta startowała z Rysów – podczas podejścia żółtym szlakiem na Próg Mnichowy

Pierwotne plany były takie, że w weekend odwiedzi mnie druh Piotrek i to z nim właśnie pójdziemy łoić. Niestety spaliły one na panewce. Nie dość że popsuł mu się samochód (w teorii przecież między Poznaniem a Krakowem czy Zakopanem pociągi kursują), to jeszcze wymówił się tym razem brakiem możliwości pozostawienia pod opieką małego psiaka. A jak się dowiedziałem, ma go od niedawna, i to nie na pewno nie jest taki odważny czworonóg, jak ten TUTAJ wychwalany

Tak się miło złożyło, że w tym czasie w starym budynku schroniska PTTK nad Morskim Okiem odbywał się zlot Klubu Wysokogórskiego Kraków, którego jestem członkiem. Zapomniałem jednak zarejestrować się wcześniej jako jego uczestnik, więc ze wstępem mogłoby być ciężko. Ale traf chciał, że któryś z zapisanych gości nie dojechał i mogłem wskoczyć na jego miejsce.

Od przyjaciół uzyskałem kontakt do Łukasza, którego przed tym weekendem nie znałem. On wyraził chęć przybycia i gładko ustaliliśmy, że następnego dnia po zlocie, idziemy w tango. 😀

W ramach przełamania lodów wybraliśmy Wesołej Zabawy i jak się miało okazać dosłowne rozłamywanie lodu gdzieniegdzie na nas czekało.

TOPO Wesołej Zabawy

Topo – opracowanie własne
Topo – opracowanie własne

Niespełna godzinny spacer żółtym szlakiem na Szpiglasową Przełęcz stanowił zaledwie preludium, nad którym nie ma się co rozwodzić. Ze szlaku odbiliśmy w lewo i po minięciu Kuluaru Kurtyki doszliśmy do punktu startowego. Standardowy zestaw szpejowy wystarczył, by na kilka dni przed nadejściem kalendarzowej zimy nastąpiło oficjalne otwarcie sezonu zimowego.

Odbyło się ono przy kilku świadkach: na pierwszym wyciągu towarzyszyli nam znajomi z Polskiego Związku Himalaizmu, którzy chcieli dojść do miejsca startu ich kosmicznie trudnej drogi. Myślę, że wystarczy Wam choćby rzut oka na tę fotografię, abyście przekonali się, jak wygląda “śnieżno-skałkowy kosmos”.

Tak trudnych manewrów raczej jeszcze przez długi czas nie będę brał pod uwagę – zwyczajnie zbyt “cienki” na nie jestem. Ale następna nasza (moja oraz Łukasza) droga na pewno będzie trudniejsza (Rysa Strzelskiego M5+)

Parę słów o Łukaszu

Łukasz to skromny i dość małomówny chłop, którego w tygodniu pochłania analityczna praca w sektorze IT. Miałem przyjemność przekonać się (a chwilami nawet poczuć lekką zazdrość) o tym, jaki z niego świetny wspinacz drajtulowy. Moje najtrudniejsze ścieżki (przy których miałem już dość atrakcji) to te wyceniane na D5+, jemu zdarzają się nawet D9. Dostrzegłem między nami flow, dobrze się współpracowało, więc nie raz jeszcze zobaczycie go na moich podstronach.

Wesołej Zabawy – opis drogi

Cała droga zasadniczo jest prosta, przyjemna i żeby z niej zboczyć, to naprawdę by się trzeba postarać. Lub mieć dwie ręce (z taką niepełnosprawnością odradzam wspinaczkę 😉 albo więcej niż 0,2 promila we krwi (wówczas tym bardziej odradzam jakiekolwiek wertykalne poruszanie się). “Wesołej Zabawy” jest nieco łatwiejsza niż inna podobnej urody droga o równie “niepoważnej” nazwie:

Wyciąg I – Drytoolowy – Start Wesołej Zabawy M4+

Wg TOPO jest to własnie pierwszy i ostatni wyciąg należy do tych trudniejszych. Najtrudniejszy element stanowi odpychająca rysa (nad głową wspinacza – kolegi Rożka na poniższym zdjęciu), do której trzeba się dobrze ustawić. W tym miejscu za bardzo nie ma jak założyć asekuracji. Zamiast ryzykownych ruchów na prowadzeniu proponuję ją obejść z lewej strony. Ten trawersik jest dość czujny, i jak tylko wbijesz lewą dziabę w widoczny zamrożony śnieg, zachowując przy tym równowagę to będziesz w domu.

Później po trawkach do góry.

Dojdziesz do wypłaszczenia i zobaczysz ewidentne miejsce na stanowisko – w tym miescu przecina się droga z “Danie książęce” i lepiej minąć je lewą stroną i iść do kosówki – i tam zrobić stan. Kosówka jest ogromna, więc jej nie przegapisz.

Zdjęcie wykonane ze stanowiska

Wyciąg II – M2

To proste popylanie trawkami do góry (bardziej po skosie), ale zaczyna się małym trawersem w lewo od kosówki

Ze względu na spore pokładyy śniegu musieliśmy opóźnić start drugiego wyciągu. W nocy padało tak obficie, że miejscami zaspy sięgały do pasa i to przy sporym nachyleniu. W pewnej chwili poczułem się wyjątkowo niepewnie: odniosłem wrażenie, jakby moje nogi swobodnie przebierały w czymś, co pod względem konsystencji przypominało galaretę. A co gorsza nie bardzo miałem w co wbić czekanów.

Start. Kontynuujemy spacer po trawkach. Jednak ten trawersik wydawał się czujny
Widok z góry na kosówkę, której nie da się przegapić

IGŁA, HAKI ORAZ INNE BADZIEJSTWA

Później wychodzi się na trawki. W ramach drajtulowego treningu wbiłem gdzieniegdzie trochę żelastwa. Próbowałem m.in. z igłą (aby umieścić ją zamarzniętej trawie), ale badziejstwo wlazło tylko do połowy. Używając pętli z taśmy, skróciłem ją i zrobiłem w ten sposób przelot. Pochlebne zdanie Łukasza (“na moje oko trzyma się mocno“) przyjąłem za dobrą monetę, jednocześnie nie mogąc oprzeć się wrażeniu, że tamtejsze kępy traw są dość płytko w glebie zakorzenione. Stanowiący część mego wyposażenia młotek posłużył następnie do wbicia w skałę haka zwanego reksem. Wszedł od razu jak nóż w masło i trzymał się jak złoto. Od tej pory postanowiłem doposażyć się w dodatkowego REKSA (rezygnując z IGIEŁ)

Z solidnie zagłębionych haków zrobiliśmy drugie stanowisko z friendów. A gdy Łukasz do niego dotarł, to uzgodniliśmy, że kolejne 2 wyciągi połączymy w jeden, finalnie idąc na asekuracji lotnej.

Wyciąg III i IV – na asekuracji lotnej

Widok z góry na IV wyciąg (po tym skrecie w prawo). Lina przechodzi przez zacięcie M3+

Zamiast zatrzymać się na trzecim stanowisku, kontynuowałem “wertykalny spacer” aż do kociołka z trzema zacięciami.

W międzyczasie droga skręciła w prawo, przechodząc w zacięcie wyceniane na III+, lecz je również pokonałem w lotnym trybie.

Wyciąg – Drytoolowy IV – Zacięcie z hakiem

30 cm nad lewą dziabką widać spory hak – na pewno go nie przegapisz

Dopiero w kociołku, przed zacięciem całkowicie po lewej stronie, zmontowałem stanowisko z wbitych tam haków i przekonałem się, że trasa ta wygląda tak, jak to opisali w topo ci, którzy kiedyś ją zrobili. Ten ostatni już wyciąg poprowadził Łukasz (zadowolony, że może się powspinać). Nie sposób natomiast nie wspomnieć o haku znajdującym się na środku płyty, który ratuje sytuację i sprawia, że bardzo czujna wspinaczka zimowa, nie przyprawia o palpitację serca.

Podążając przez te zacięcie, należy być naprawdę czujnym.

Od tego haku można iść na szczyt Progu Mnichowego, ale Łukasz uznał, że zatrzyma się parę metrów przed nim. Stwierdził, że to lepsze miejsce na wykonanie stanowiska niż sam wierzchołek – i muszę przyznać, że to był strzał w dziesiątkę.

a) w przeciwnym układzie lina byłaby nieco przesztywniona, gdyż na ostatnich metrach droga odbija w prawo.

b) stanowisko i partner “na drugiego” znajdują się w prostej linii – co ułatwia zarówno kontakt, jak i brak tarcia liny w przypadku ew. lotu partnera.

Dochodząc do Łukasza już się nie zatrzymywałem, uznaliśmy że bezpiecznej będzie wejść samemu na szczyt będąc jeszcze związanym liną. Później Lukasza przyasekurowałem “z ciała”. Ale to była tylko formalność. Można nazwać to super krótkim wyciągiem nr VI

PODSUMOWANIE Wesołej Zabawy

Droga sprawiła mi wiele przyjemności – to było fajne drajtulowe wspinanie na wyciągu I oraz V.

Na koniec dodam jeszcze że prowadząc na jednej linie (bynajmniej nie auto, tylko nasz dwuosobowy, czteronożny wehikuł wspinaczkowy), czułem się wyśmienicie. Z racji szybko zapadającego zmroku (tudzież faktu, że nie pędziliśmy na złamanie karku) do Morskiego Oka dotarliśmy bardzo usatysfakcjonowani już po zachodzie Słońca.

Uzupełnienie

Warto odwiedzić również opis przejścia na Drytooling.com.pl autorstwa Damiana Granowskiego.

Głosy gości / Wystaw ocenę
[Razem: 8 Średnia ocena: 5]