O samej podróży samochodem z Warszawy to Wam nie będę przynudzał, jechało się płynnie i bez przygód. Lokację tę odwiedziłem wraz z Kacprem i Maćkiem, których już mieliście okazję poznać przy okazji wejść na Szpiglasowy Wierch i Kościelec. Szerzej ich przedstawiłem tutaj:

Pierwszy raz jechaliśmy z zamysłem nocnej wspinaczki, więc emocje typu: niepewność i odrobina strachu, pompowały w nas adrenalinkę, nie dając o sobie zapomnieć. W drugą stronę, niczym balsam dla duszy, kojąco na nas działały: doświadczenie, odwaga i świadomość, że jesteśmy dobrze wyposażeni. W bagażniku, poza samym szpejem pełnym lin i akcesoriów, zmieściliśmy również bivibagi (w skrócie bivi). Należący do mnie egzemplarz musiałem przetestować i przyznam, że się spisał całkiem nieźle.

ABC Doliny Kobylańskej

Dolina Kobylańska

To co najbardziej lubię w Dolinie Kobylańskiej to przestrzeń i wolność. Zdarzyło nam się już nie raz nocować na szczycie Kuli, a nawet w Nyżwy zwanej Garażem. Zobacz relacje, a przy okazji zerknij na ciekawe gadżety podróżnika:

Miłośnicy skałek mają oczywiście swe gusta i guściki, ale kogo nie zapytać o Kobylański Jar, ten przyzna, że to jedna z najbardziej kapitalnych miejscówek w rejonie Krakowa. A kto wie, może nawet w całej Małopolsce. Jej urodę najlepiej oddają zdjęcia, lecz wypada również coś merytorycznego o niej powiedzieć. Zatem powinniście zapamiętać, że:

Dolina Kobylańska alias Dolina Karniowska leży w odległości około 20 km na północny zachód od Grodu Kraka, mniej więcej w połowie drogi prowadzącej do Zamku w Pieskowej Skale. Dojechać tam można zarówno autem, jak i rowerem; a miłośnicy trekkingu mają do dyspozycji żółty szlak turystyczny. Najwyższe punkty na tym terenie sięgają 400-455 m n.p.m., najbliższym zabudowanym skupiskiem ludzkim jest wieś Kobylany, a najdogodniejsze miejsce parkingowe znajduje się przy ulicy “Ku dolinie” odchodzące od ul. Długiej.

Z parkingu wystarczy zejść ścieżką do Dolinki.

W pobliżu płynie sobie niemrawo potok Kobylanka (z którego można czerpać wodę do JetBoila), do którego życiodajną ciecz dostarczają liczne wywierzyska (rodzaj źródeł krasowych; najokazalsze z nich poświęcone jest Św. Antoniemu), a skoro już w klimacie religijnym jesteśmy, to wypada jeszcze wspomnieć o pewnej skalnej grocie, w której umiejscowiona jest kapliczka Matki Boskiej zaraz przy Żabim Koniu

Wspinaczkowy raj: Żabi Koń, Mnich i Kula

Maciej i Kacper na Kuli.

Dróg wspinaczkowych (znajdujących się zarówno w lesie, jak i na otwartej przestrzeni) jest tam bez liku. Od łatwych (II stopień trudności) po takie, które od śmiałków wymagają naprawdę solidnej zaprawy w bojach (rangi VI.6+). Większość z nich liczy nie więcej niż 18-25 metrów i są dobrze lub bardzo dobrze “oprawione” elementami asekuracyjnymi. Wiele z tych tras było wytyczanych albo zdobywanych przez późniejsze osobistości wspinaczkowe. Ja najbardziej lubię Żabiego Konia, Mnicha i Kulę

Jurajski Żabi Mnich

Maciek wyszedł ponad nyżę na drodze o nazwie Plemnik. Ja nie potrafiłem jej pokonać V+

Do najfajniejszych dróg (wg mnie) należą: Monachomachia oraz Eureka . Pierwsza w sposób ewidentny nawiązuje do poematu heroikomicznego napisanego przed prawie 250 laty przez Krasickiego, ale skąd taka właśnie nazwa – oznaczająca wojnę mnichów – to zabijcie mnie, nie wiem 😉

Żartuję – nie zabijajcie, łatwo zresztą sprawdzić można, że wzmiankowana 12-metrowa droga wiedzie na szczyt Mnicha. Co się zaś tyczy Eureki – faktycznie miałem wrażenie, że jej pokonanie uprawnia skałkowca do wydania z siebie głośnego okrzyku o wiadomej treści, choć gwoli ścisłości to greckie Heureka! oznacza „znalazłem!”.

W moim prywatnym rankingu, treningową drogą numer jeden jest ta o nazwie Plemnik. Wiedzie również na Mnicha, ma wycenę V+ (więc to już nie jest spacerek na 5 piętro po kręconych schodach, hehe). A na dodatek, mniej więcej jakieś 7-9 m nad ziemią znajduje się nyża – czyli malutka jaskinia, a mówiąc precyzyjniej: zagłębienie w skale, w którym dorosły człowiek miałby szanse zmieścić się – w najgorszym razie w pozycji zgiętej.

Ta na Mnichu widziana z dołu (na zdjęciach podobna jest do dziupli) może niektórym kojarzyć się z kobiecym narządem płciowym i jeśli by ubrać wspinacza w odpowiedni strój, to na upartego można zrozumieć ciąg skojarzeń, który autorów nazwy „Plemnik” doprowadził do takiej a nie innej decyzji.

Żabi Koń na Jurze

Żabi Koń
Trawers Żabiego Konia – drugi wyciąg.

Na specjalne wyróżnienie zasługuje Grupa Żabiego Konia – to wysoki ostaniec noszący taką samą nazwę jak ujeżdżony przeze mnie już jakiś czas temu spory tatrzański szczyt (przygodę opisałem w dziale o nazwie Góry > Tatry – grań pełna emocji)

A o tym, jak wyglądała nasza nocna wspinaczka w Dolinie Kobylańskiej dowiecie z drugiej części tego artykułu Tutaj:

Głosy gości / Wystaw ocenę
[Razem: 9 Średnia ocena: 5]