Biwakująca torba? Albo odrzutowe gotowanie? Czy te frazy brzmią wystarczająco śmiesznie / dziwacznie, aby uznać, że nie wszystkie angielskie nazwy warto przekładać na nasz piękny (acz trudny) język ojczysty?
Chętnie poznam Wasze zdanie w tym temacie, a jeszcze chętniej – w komentarzach pod tekstem – ujrzałbym wypowiedzi o górskich gadżetach, których zdarza się Wam używać. Mile widziane też co najmniej “dwa słowa” recenzji tych produktów – jak się sprawdzają w boju i co w nich najbardziej cenicie lub co Waszym zdaniem stanowi ich największy feler.
Płachta Bivibag zamiast namiotu, a czasem nawet śpiwora
Bivibag to taki jedno- lub dwuosobowy, wodoodporny i pozbawiony pałąków worek zastępujący namiot. Wślizgujemy się do niego ze śpiworem i karimatą – a potem już możemy chrapać do woli. Oczywiście jeśli nasze towarzystwo nam na to pozwoli ;-).
Bivibag (oficjalna pełna nazwa gadżetu to płachta biwakowa Salewa BiviBag Storm) dodatkowo świetnie sprawdza się w sytuacjach awaryjnych. W razie nieoczekiwanych wypadków i nieplanowanych wpadek, można doń się schować, wezwać pomoc i czekać na posiłki. Ponieważ waży znacznie mniej (niespełna 700 gram) niż namiot, można zabierać go na dłuższe, nie tylko tatrzańskie wędrówki, np. w taką dolinkę:
Dwuosobowa płachta biwakowa BiviBag Storm jest stosunkowo mała (po złożeniu), lekka i solidnie wykonana. Producent zapewnia również, że jest wodoodporna (do 3000 mm słupa wody, co mogę potwierdzić, gdyż nie przemokłem chowając się do środka podczas deszczu) i dobrze chroni przed wiatrem. A że swoim kształtem po rozłożeniu przypomina worek, to…już zupełnie inna bajka.
Ponoć była “testowana z dziewczyną na przejściu GSB” – jeśli tak było faktycznie, to można o niej powiedzieć, że jest to “torba po przejściach” 😀 A tak serio, to musicie wiedzieć, że Główny Szlak Beskidzki to raczej długa i wymagająca zadbania o logistykę marszruta, więc jeżeli wówczas w opinii tego anonimowego internauty – spisała się bez zarzutów, to najprawdopodobniej testowała ją zgodna para osób, którzy się kotłowali się na tyle komfortowo, iż żadne z nich nie wysuwało jakichkolwiek zarzutów 😉
Bivibag Salewa PTX

Spośród czterech modeli Salewy w ofercie (dwa dla 1 osoby i tyle samo dla drugiej) ja zdecydowałem się na zakup dwuosobowej wersji Storm, zaś Kacper z Maćkiem zainwestowali w deblowy wariant PTX. I przyznam, że wybrał lepiej, gdyż ów PTX ma dwa dodatkowe udogodnienia, niedostępne dla mnie. Otóż może on – dzięki specjalnym sznurkom przymocować kaptur swej płachty np. do drzewa i w efekcie cieszyć się lepszą widocznością oraz wentylacją bez specjalnego wystawiania głowy ze swej “muszli”.
Większy komfort zapewnia mu również zamek błyskawiczny zbudowany w górną część tego śpiworo-namiotu. A jeśli będzie mocniej padać, to jego egzemplarz (wykonany z jeszcze wytrzymalszego Bivi wytrzyma (przynajmniej w teorii) dwukrotnie intensywniejszy opad.
Taka dwuosobowa kajuta biwakowa da radę zastąpić namiot, aczkolwiek warto ją i wzbogacić o płachtę typu tarp lub dowolną inną nieprzepuszczającą wody plandekę. W jakim celu? Aby w razie nagłej ulewy dwie osoby miały szansę “względnie suche” ułożyć się wygodnie w Bivi i zasunąć wejściowe włazy.
Podsumowując ten wątek Bivibag uznaję za “must have”. Pakuję do plecaka na wyprawy do 3 dni. Zwiększa zasięg wypraw i obniża średnią cenę za nocleg (bye, bye Booking.com)
Jet boil – Ekspresowy podgrzewacz dla dbających o dietę

A jak zgłodniejemy między jednym a drugim wyczynem wspinaczkowym, to wypadałoby mieć na czym podgrzać zabrane jedzonko. Testom poddałem także przyrząd o nazwie Jet Boil – to taka nader wydajna kuchenka gazowa, która również zdała egzamin. Dostałem w prezencie taką najtańszą wersję z Decathlonu (0,7l pojemności) i muszę przyznać, że spisuje się wyśmienicie. Jedyny szkopuł to taki, że wymaga gazu, co jest istotne szczególnie zimą. Tak w ogóle to gaz gazowi nierówny, ja przetestowałem kilka i z czystym sumieniem mogę polecić ten widoczny na tym zdjęciu:
Jet Boil zawsze podgrzeje nie tylko Waszą strawę (atmosferę gratis)

Wiem – tego się nie przeskoczy (inżynierowie nie wymyślili jeszcze takiej, która nie potrzebowałaby paliwa lub która czerpałaby je z wody lub powietrza), a na dodatek mieszanki gazowe do kuchenek to związki chemiczne różniące się składem niczym opony grubością i bieżnikiem. Porównanie jest tym bardziej zasadne, że na sklepowych półkach występują warianty gazu przeznaczone do letnich oraz zimowe temperatury. Czasem jak je wszystkie widzę na dobrze zatowarowanym stoisku, to w mej głowie kiełkuje myśl: do kolekcji “full wypas” brakuje tym plazmy…hehe.
Podobnie jak w przypadku bivi wyboru konkretnego modelu kuchenki mogę pozazdrościć Kacprowi – kupił taki z wbudowanym iskrzeniem (droższa wersja), dzięki czemu nie musi dodatkowo taszczyć zapalniczki.
Przyznam bez bicia, że Jet Boil mam zawsze ze sobą, ilekroć nie planuję stołować się w schroniskach. Za każdym razem, gdy najdzie mnie na liofa, to sięgam po ten wynalazek; a jego nieodzowność towarzyszy mi również na szczytach (gdy kawą wznoszę toast za dotarcie pod chmury) oraz podczas śniadań, gdy ranną porcję energii chłonę wraz z owsianką. Jak dotąd nie miałem okazji urządzać (dla siebie i mej kompanii) “pikniku pod wiszącą skałą”, ale na pewno i w takich okolicznościach kiedyś przyjdzie mi strzelić sobie i innym pamiątkową fotę. Odrzutowa kuchenka zwiększa niezależność i zasięgi wędrówek, pozwalając zjeść coś ciepłego i nie będącego suchym prowiantem.
Zastępuje mi również termos. Zamiast chodzić z zapasem herbaty w termosie, jestem w stanie zrobić sobie świeżą. Czasem ze śniegu ;-). A propos napojów “napędzanych” białym puchem – znacie lub pamiętacie sekret idealnej kawy? Jeżeli nie, to zerknijcie proszę tu:
Podobne przygody

Jeśli uważasz, że moje publikacje są interesujące lub wniosły jakąkolwiek wartość do Twojego życia, to postaw mi proszę wirtualną "małą czarną". Dzięki Twojemu wsparciu serwis pozostanie bez tych brzydkich reklam, które ciągle trzeba zamykać.
Bądź na bieżąco