Choć fakty przemawiają za jego wielkością…
Bez wątpienia Jerzy Kukuczka należał do absolutnej czołówki polskich alpinistów, a długa lista jego osiągnięć stawia go w pierwszym rzędzie najwybitniejszych wspinaczy drugiej połowy XX wieku. Mimo że nie dane mu było dożyć 42. urodzin, ani doświadczyć przemian ustrojowych. Od ściany szczytu Lhotse (8516 m n.p.m.) odpadł w końcówce października 1989 r., w rezultacie pęknięcia liny, a jego zwłoki spoczywają gdzieś na dnie szczeliny lodowej.
Akurat tak się złożyło, że okres jego kariery przypadał na lata 70. i 80., które naznaczone były powszechnym niedoborem i co do zasady zamkniętymi granicami (mam na myśli kierunek zachodni), które akurat nie przeszkadzały himalaistom. Dla tych ostatnich bowiem Azja stała otworem, a z Polski to w rejon płaskowyżu Karakorum podróż trwała krócej niż dla kogoś z Austrii, Anglii czy z Francji.
Kukuczka przez ponad 20 lat działalności wspinaczkowej osiągnął znacznie więcej niż jego zachodni, nierzadko zamożniejsi koledzy po fachu. W niespełna 8 lat zdobył Koronę Himalajów i Karakorum – a jak się stanęło na 14 najważniejszych ośmiotysięcznikach, to lepszego portfolio w tej „branży” nie sposób sobie wyobrazić. Po prostu wyżej i lepiej się nie da – to jest sam „wierzchołek szczytu szczytów” i dobra okazja do zakończenia kariery tudzież odcinania od niej kuponów.
…to warto zapytać o źródła motywacji…
I w tym momencie można postawić pytanie: po jaką cholerę ów polski heros (z tą opinią wielu moich rodaków ja się akurat nie zgadzam) kontynuował wówczas himalajską przygodę?
Po raz n-ty „uciekał” z domu od kochającej żony i synów (młodszy z nich miał wówczas tylko 5 lat)?
Żona Cecylia (z domu Ogrodzińska) od 1996 roku prowadzi Izbę Pamięci Jerzego Kukuczki, pielęgnując w ten sposób pamięć po nim. Odbywa się to w przysiółku Wilcze w Istebnej w góralskim domku letniskowym, w którym to „odpoczywał pomiędzy swoimi wyprawami”, spotykał się z rodziną i z przyjaciółmi i tam „pracował nad swoimi książkami”. Z jednego z tych tomów pochodzić będą cytaty zamieszczone w tym wpisie.
Południowa ściana Lhotse
W 1989 roku słynny Reinhold Messner miał zamiar „zawiesić raki na kołku” i przestać się tak wysoko wspinać. Niejako na pożegnanie słynny Włoch o niemieckich korzeniach chciał wejść na południową ścianę Lhotse i szukał do tego partnerów. Nie dość, że nie powiodła mu się wówczas ta sztuka, to jeszcze nie wysłał zaproszenia do Kukuczki, który ten brak propozycji współpraca poczytywał sobie za ujmę na honorze.
Sprawozdanie o osiągnięciach rywala stało się dla Kukuczki czymś w rodzaju „płachty na byka” – rozjuszyło drzemiącą w nim „wspinaczkową bestię”.
Nie był jednak do świata nastawiony agresywnie ani nie wychodził z założenia, że siła fizyczna to najlepsza z metod rozwiązywania problemów. Ponadto podoba mi się w nim to (mówią o tym jego zapiski), że nawet będąc pod ścianą Lhotse, myślał o żonie Celinie i w sobie tylko znany sposób tęsknił za nią.
Ale można podważyć zasadność decyzji dotyczącej jego tamtej wyprawy. na południową ścianę Lhotse. Można też pójść dalej i pokusić się o ocenę jej sensowności, a nawet skrytykować Kukuczkę za jego postępowanie.
Choćby za to, że wielokrotnie zostawiał żonę z całym tym bajzlem, bo wszystko spoczywało na jej barkach. Próbowałem wyobrazić sobie co ona wtedy musiała czuć, jak bardzo pozostawiona sobie samej była, a pewnie nie tego oczekiwała, wychodząc za Jurka za mąż.
Dla Kukuczki żona, dom, dzieci były zawsze… na dalszym planie
I tylko przez wzgląd na jego dokonania oraz uznanie dla niezwykle silnego mentalu nie powiem dosadnie wprost, że w odniesieniu do tych prywatnych aspektów jego życia, to mam go za „palanta”. Choć w pierwotnym odczuciu, robiąc notatki do tego materiału, taki osąd nasunął mi się na myśl. Bo moim zdaniem nie jedzie się ot tak sobie na kolejną wysokogórską odyseję, gdy małżonka jest akurat w ciąży, albo gdy mali chłopcy potrzebują na co dzień mieć pod ręką oboje rodziców.
A mieli de facto tylko matkę, gdyż rzadko zajmował się synami, chociaż trzeba oddać mu sprawiedliwość, że nie unikał ojcowskich obowiązków, gdy akurat był w domu. Zasadniczo jednak wychodził z założenia, że to kobieta dba o domowe ognisko, a mężczyźnie wolno bez ograniczeń realizować się publicznie, o ile tylko jest w stanie zapewnić rodzinie komfort materialny.
Dlatego też wolał przywozić bliskim trudnodostępne w owych czasach dobra konsumpcyjne i nie być dla synów tak surowym, jak to wynikało z jego dość apodyktycznej natury nastawionej na realizację szalenie ambitnych celów, jakie sobie stawiał.
Najbardziej Kochał góry
Pani Cecylia w rozdziałach traktujących o ich związku podkreśla, że Kukuczka był dla niej i dzieci wymagającym człowiekiem o instruktorskich zapędach:
„Dziwił się, gdy się skarżyli, że nie potrafią czegoś zrobić. – Jak to, nie potrafisz? To niemożliwe – mówił. – Przecież to trzeba umieć zrobić, jak się nie umie, to się trzeba nauczyć” (…) – Nie umiesz jeździć na nartach!? Musisz spróbować! – mówił. Potrafił mnie w górach kijkiem strzelić przez tyłek, żebym się nie guzdrała, gdy bałam się zjeżdżał. Wymagający, ale nie terrorysta. Wiele ode mnie oczekiwał, wszystkie sprawy zostawiał na mojej głowie.”
Powyższy fragment przekonuje, jak bardzo był skoncentrowany na swej pasji do wysokich gór, i jak bardzo zawładnęła ona jego życiem. A że był tej pasji oddany bez reszty, to o tym świadczy nie tylko jego nagle, w dość młodym wieku przerwany żywot (notabene przerwany przez linę, która się przerwała). Kolejnego dowodu na prawdziwość tej tezy dostarcza znów wdowa po nim. Oto jak wyobraża sobie jego losy w XXI wieku:
“Zastanawiam się, kim Jerzy byłby dzisiaj. Z górami nigdy by się nie rozstał, dalej by po nich chodził, może wybierałby nie tak ekstremalne ściany, pewnie kierowałby jakimiś wyprawami.(…) Może szkoliłby młodzież, miał studia trenerskie na AWF. Gór nigdy by nie porzucił. Na pewno.”
Z uznaniem i współczuciem – idąc na jednej linie – podążam myślami ku mężnej Celinie
Niezależnie ile wyrazów napisałbym, to i tak będzie mało. A zanim wyczerpię swe pisarskie moce, to chcę Wam jeszcze opowiedzieć o pewnym śnie, który kiedyś doświadczyłem.
Przyśniło mi się kiedyś, że wpadłem do tej głębokiej szczeliny, w której najpewniej na zawsze spoczęły jego zwłoki. Odnalazłem je dzięki temu, że dostrzegłem linę, do której był on (według relacji jego partnera) przywiązany.
Gdy odpadał od ściany, lina nie wytrzymała. Albo uległa mechanicznemu uszkodzeniu na skutek ostrego kamienia, o który się ocierała, albo po prostu okazała się zbyt cienka i zmurszała. Jakości sprzętu sprzed prawie pół wieku nie ma co bowiem porównywać do tego, jakim posługujemy się współcześnie. Aczkolwiek nie można zakładać, że tak doświadczony wspinacz jak Kukuczka zadowalałby się byle jakim sparciałym sznurem.
Mniejsza o te dywagacje, istotne jest to, że w tym moim śnie dokładnie widziałem końcówkę owej liny. Natomiast nie jestem w stanie powiedzieć, czy była ona urwana czy też przecięta. Dziwaczności całej tej historii przydaje wyobrażenie, że w owym koszmarze tym „spostrzeżeniem” dotyczącym liny podzieliłem się z Celiną, a następnie odszedłem. Nie ukrywam, że jak się obudziłem, to byłem cały zlany potem.
Pocę się również (choć niewspółmiernie mniej), ilekroć dostaję opierdziel (łagodnie mówiąc) od mojej Patki, którą mieliście okazję poznać przy okazji tego wpisu:
Niekiedy moja dziewczyna daje mi ostro popalić, jeśli zapomnę jej w porę wysłać sms, że już zszedłem z góry i jestem bezpieczny. Nawet jeżeli to tylko Świnica (2301 m n.p.m.) lub inny tatrzański, dobrze mi znany wybieg. Nieraz mi wyrzucała, że jak wrócę spóźniony, to będę mam „przeje..ne” i za karę spać będę na podłodze/
A przecież w czasach aktywności Jurka, nikt o takiej łączności nawet nie marzył, więc zastanawia mnie, co mogła wówczas czuć w głębi serca Celina. Jak wielki to musiał być stres, jak nie bardzo paraliżująca niepewność – to tylko ona jedna wie.
Celina
Kończąc, wyznam Wam szczerze, że inspiracją do napisania tego artykułu, w moim przypadku stała się piosenka pt. Celina, wykonywana przez Julię Pietruchę w kooperacji z Miuoshem i Zespołem “Śląsk”. Oto krótkie wyjaśnienie tego, o czym opowiada jej tekst:
“Utwór „Celina” powstał z fascynacji tym, jak wygląda pokonywanie granic przez pryzmat drugiej osoby. Żony himalaistów to prawdziwe bohaterki, które w przypadku tej najgorszej sytuacji muszą radzić sobie ze stratą do końca życia. „Celina” jest więc opowieścią o emocjach towarzyszących dźwiganiu tego brzemienia.”
Nic dodać, nic ująć – tylko zanurzyć się w dźwiękach muzyki i z zamkniętymi oczami (tak się najpełniej słyszy głębię utworu) posłuchać jej w całości. A oto sam refren, jakże wymowny, szczególnie dla wszystkich par, z których jedno z partnerów skłonne jest zdobywać szczyty, a drugie musi wykazywać się co i rusz szczytem cierpliwości oraz zrozumienia.
Lecę tam dziś razem z tobą
Jakby nie znali, jakby nie znali prawdy już
Gdy wokół lód ja będę obok
Aż do końca naszego tchu
Tym razem zostań trochę dłużej
I zostaw, zostaw słów zbyt wiele mi
Gdy wokół lód ja będę obok
Najdłuższą z naszych krótkich chwil
Bądź na bieżąco