Jeżeli zabraknie Ci kiedyś pomysłu na jednodniową, pieszą wycieczkę, – na którą się możesz wybrać w miłym towarzystwie, to nie zastanawiaj się długo – idź w nasze ślady!Zwłaszcza jeśli nadszedł już październikowo-listopadowy okres, a Twój wolny dzień zapowiada się bez chmur i deszczu, za to z przebłyskami słońca.
Weekend w Dolinie Prądnika – jesienny „dołek” szybko znika
Idealnie na spacer w takich okolicznościach nadaje się Ojcowski Park Narodowy, którego wapienno-krasowy krajobraz najpiękniej wygląda jesienią. Na własne oczy ujrzysz jak wielobarwne liście drzew, częściowo już opadłe cudowanie kontrastują z brązowymi drzewami i biało-szarym ostańcami, a ponad nimi góruje błękitne niebo.


Nasza odbyta na przełomie września i października rajza liczyła około 7 km. Nogi nasze zapętliły się (zgodnie z powyższym schematem) – a ta jedna krótka odnoga (tzw. “drewniana droga“) wiodła ku żydowskiej mogile położonej w lesie na tzw. Osiczu. Zjedliśmy również pyszny i pożywny obiad, którego danie główne stanowił lokalny przysmak (wędzone okazy pospolitego gatunku ryb pływających w wodach okolicznych potoków).
Oba te cieki wodne (tj. Prądnik i Sąspówka) „poharatały” zbocza gdzieniegdzie tak bardzo, że obecnie widać coś jakby „blizny”. Przybrały one postać wierzchowinowych ostańców, pojedynczych głazów, oraz pionowo stojących, całkiem nagich skał. Na jednej z nich umieszczono drewniany krzyż upamiętniający powstanie styczniowe.

Ojcowska Jesień
Nawleczmy te wszystkie wspomnienia na chronologiczną nić. Wszystko zaczęło się wczesnym rankiem na parkingu w Czajowicach. Weszliśmy na teren Ojcowskiego Parku Narodowego od zachodu i poruszaliśmy się niebieskim szlakiem wzdłuż Szlaku Warowni Jurajskich. A mówiąc ściślej jego króciutkiego fragmentu który przebiega przez tę okolicę. Cały szlak (oznaczony niebieskim kolorem) zaczyna się bowiem przy murach klasztoru w Mstowie, a kończy pod kościołem parafialnym w Rudawie.
Brama Krakowska
Ciągnie się on na dystansie ponad 150 km (sic!), a ten krótki odcinek wokół Ojcowa pozwolił nam dotrzeć do Bramy Krakowskiej. Z przewodnika starszej daty (w postaci książkowej) dowiedzieć się można, że jest to „osobliwa forma skalna zamykająca ujście bocznego wąwozu, a jej nazwa wywodzi się od szlaku handlowego, który miał rzekomo tędy prowadzić do Krakowa”.

Grota Łokietka
Nic dodać, nic ująć – co najwyżej można było przed dotarciem w rejon samej Bramy skręcić w odnogę kierującą turystów wprost do Jaskini Łokietka. Na jej zwiedzanie tym razem nie starczyło nam czasu, a trzeba wyraźnie zaznaczyć, że jest to spory kompleks składających się z kilku korytarzy i dwóch dużych sal.
Nie sposób natomiast stwierdzić, ile prawdy zawiera w sobie legenda głosząca, że ukrywał się tam przed wojskami czeskiego króla sam Władysław Łokietek wraz ze swoją świtą. Jego rzekomy, kilkutygodniowy pobyt pozwolił nazwać trzy główne podziemne komory: Salą Rycerską, kuchnią i Sypialnią.
Pstrąga uwędzenie, z Tatrami skojarzenie



Parędziesiąt metrów za Bramą Krakowską wypływa źródło krasowe (zwane Źródełkiem Miłości), z którego wypływały wody podziemne, niegdyś zagospodarowane przez wytwórnię wody sodowej. Bardzo blisko tej krynicy znajduje się kolejny przedziwny ostaniec zwany Rękawicą, Dłonią lub Pięciopalcówką. Jak możemy wyczytać w przewodniku: „Legenda mówi, że gdy miejscowa ludność ukryła się w Jaskini Ciemnej podczas najazdu Tatarów, Stwórca ręką swą zasłonił wejście do jaskini i tym sposobem zmylił ślad pogoni, a jako widomy znak cudu pozostała wielka dłoń kamienna o pięciu palcach”.
Widzieliśmy ten unikat jedynie z daleka, jako że spieszno nam było podążać czerwonym szlakiem (Orlich Gniazd) w kierunku samego serca Ojcowa. Mijaliśmy niesłychanie kolorową roślinność, inne skały o niebanalnym kształcie i urzekające swym wyglądem stawy. Przy jednym z nich mieści się ogródek grillowy, nad którym widniał szyld: „Pstrąg Ojcowski”. Zatrzymaliśmy się tam i spałaszowaliśmy świetnie przyrządzonego (w wersji wędzonej) pstrąga potokowego.
Drewnianą drogą na cmentarz choleryczny




Zaraz za tą oryginalną rybną karczmą znajduje się mostek na rzece Prądnik, a skręcając w drewnianą drogę, można zajść do mogiły zamordowanych Żydów. Ten niewielki, niedawno odrestaurowany cmentarz powstał w końcu XIX wieku w trakcie epidemii cholery panującej w mieście. Jakby skojarzeń ze współczesnością było mało (bo Tatry), to jeszcze człeka prześladuje pandemiczne widmo (bo koronawirus)…ech. Znikło ono jednak tak szybko, jak się pojawiło, a niedługo potem doszliśmy do zasadniczego celu naszej wędrówki.
Ruiny Zamku Kazimierzowskiego

Zwiedziliśmy ruiny Zamku Kazimierzowskiego, którego powstanie wiąże się z działalnością fortyfikacyjną Kazimierza Wielkiego, a pierwsze wzmianki o tej warowni pochodzą z 1370 roku. Wielokrotnie przechodził z rąk do rąk, podupadał pod zarządem jednych, a restaurowany był przez następnych właścicieli. Efekt obecnych, wciąż niezakończonych prac konserwacyjnych (m.in. dzięki środkom publicznym i funduszom unijnym), możecie obejrzeć na własne oczy, do czego Was gorąco zachęcam.
Jeżyny, jagody i pszczoły – uchylam płaszcza ekologiczne poły

Nie pamiętam już dokładnie w którym miejscu, ale w drodze powrotnej do Czajowic, zakupiłem widoczną na fotografii butelkę z bardzo zdrową, krwiście czerwoną zawartością. Na jej widok zakiełkowała mi w głowie taka myśl: czy ta mikstura dałaby mi takiego samego „kopa” jak kultowym już gumisiom ich sok z gumi-jagód? 😉 Ponadto, uważam, że zwyczajnie warto – w ramach tzw. patriotyzmu gospodarczego – nabywać wyroby regionalne i tym samym dosypywać grosza tzw. lokalsom. W takim miejscu jak Ojców żyją oni głównie z turystyki, choć niektórzy trudnią się również np. hodowlą pszczół.
Trzeba pamiętać, że te owady są szalenie pożytecznie i należy dołożyć wszelkich starań, aby je chronić. Na koniec podam Wam jeszcze ciekawostkę, którą usłyszałem od dobrego kumpla: otóż pszczoły to jedyne przedstawicielki fauny, których nazwa gatunkowa jest wyszczególniona w kodeksie cywilnym. Tak brzmiało jedno z pytań, które dobrych kilka lat temu pojawiło się w telewizyjnych „Milionerach”. Znający odpowiedź mógł wygrać 250 tysięcy złotych – a za tyle, to ja – jurajski wędrownik i miłośnik taternictwa – spełniłbym jedno ze swych marzeń.

Kupiłbym w tamtych stronach (Wyżyna Krakowsko-Częstochowska) działkę z zamysłem osiedlenia się tam. I tak przecudne jesienne pejzaże oraz wspinaczkowo-skałkowe „ogródki” miałbym o przysłowiowy rzut beretem. Scenariusz równie piękny, jak te jesienne scenerie. 🙂
Podobne przygody

Jeśli uważasz, że moje publikacje są interesujące lub wniosły jakąkolwiek wartość do Twojego życia, to postaw mi proszę wirtualną "małą czarną". Dzięki Twojemu wsparciu serwis pozostanie bez tych brzydkich reklam, które ciągle trzeba zamykać.
Bądź na bieżąco