Zacznę nietypowo od pewnego kuriozum, bo jak ktoś – zachęcony moim wpisem – pojedzie nie do tej groty co trzeba, to jeszcze będzie mieć do mnie pretensje…

Takie geograficzne “cuda” to chyba tylko w Polsce się zdarzają. Oto bowiem mamy na południu kraju (w odległości niespełna 5 km piechotą – i to idąc naokoło, bo szlakiem przez ludzi stworzonym, a nie lecąc w powietrzu po linii prostej) dwa schrony jaskiniowe o takiej samej nazwie: Jaskinia Jasna.

Bliźniacze jaskinie o tej samej nazwie

Perfekcyjna asekuracja. Fot Krzysiek

W gminie Wolbrom (woj. małopolskie) na obszarze. który graniczy z wsią Smoleń (administracyjnie należącą do województwa śląskiego) leży Jaskinia Jasna koło Smolenia. W tej samej gminie i w tym samym powiecie znajduje się też Jaskinia Jasna koło Strzegowej.

A w dodatku obie są trochę do siebie podobne – przypominają schrony jaskiniowe uformowane z tych samych późnojurajskich wapieni. Tak więc można łatwo je ze sobą pomylić, bo są niemal bliźniacze. Zarówno prehistoryczne jak i całkiem współczesne dzieje ich eksploatacji przez człowieka są również zbliżone.

Od blisko ćwierćwiecza trwa tam wciąż nieskończony proces wytyczania dróg wspinaczkowych, przy czym znacznie więcej dróg poprowadzono na obiekcie koło Strzegowej.

Jest to w dużej mierze zasługa Tarnogórskiego Klubu Taternictwa Jaskiniowego, który profesjonalnie podszedł do tego zadania. Rzeczona organizacja (której przedstawicieli przy okazji serdecznie pozdrawiam), wygrywając konkurs „Projekty ekiperskie – Małopolska 2010”, uzyskała dofinansowanie z którego pokryto koszty atestowanej asekuracji.

Oprócz nitek typowo sportowych doliczono się tam również kilkunastu dróg drajtulowych –natomiast obecnie drajtuling na zewnątrz jaskini jest zakazany.

Jaskinia Jasna w Strzegowej

Zobacz TOPO

Skalny masyw mieszczący w sobie jaskinię, jakby go obejrzeć od góry (np. z to łatwo zauważyć, iż jego “dach” cechuje się konkretną dziurą. Mam tu na myśli spory otwór w jego kopule, który to zaklasyfikowano jako pionową studnię prowadzącą do dużej sali.

Długą na około 85 metrów jaskinię przykrywa skalny sufit sięgający od 10 do 12 metrów. Ponadto ta pieczara jest wedle topo “przyjazna dzieciom”, wzbudzająca zaufanie i estetycznie też całkiem spoko.

Chłodzi w upalne dni.

A tak zupełnie od siebie dodam jeszcze, że to idealna opcja dla średniozaawansowanych łojantów – na ciepłe albo wręcz upalne dni. Ogromna (z mojego punktu widzenia) jaskinia działa bowiem jak lodówka i to taka bardzo solidna – nawet w największym upale jest „przyjemnie chłodno”.

Już będąc w bliskim otoczeniu jaskini trzeba było zarzucać na siebie bluzę, w której to stojąc kilka metrów obok na słońcu – człek by się po kwadransie-dwóch ugotował. A ponieważ miałem ze sobą mnóstwo żarcia, to trzymałem je właśnie w środku tej groty, a nie w bagażniku samochodu zaparkowanego w bliskim sąsiedztwie. Mimo kilku dni biwakowania na Jurze mój prowiant się nie zepsuł, a ja dzięki temu miałem więcej czasu na wspinaczkę i wypoczynek. Po prostu nie musiałem kursować po sklepach.

Jak dojechać?

Łap lokalizację GPS.

50.415216,
19.691609
https://maps.app.goo.gl/59DW4aP52AA6yak88

W pewnym momencie jadąc od strony Pilicy drogą wojewódzką nr 794 musimy skręcić w prawo, za taką jakby blaszaną budką. Poruszamy się jeszcze przez chwilę asfaltem, po czym przechodzi w utwardzaną polną drogę. Uczciwie powiem, że nie czułem się komfortowo jadąc moim Peugeotem 308.

W niektórych miejscach zahaczałem zawieszeniem o kępy wysokich traw rosnących pośrodku polnej dróżki. Koła (zarówno prawe jak i lewe) w miarę elegancko toczyły się w zagłębieniach, natomiast środkowy pas spodu podwozia był stale narażony na styczność z roślinnością / podłożem.

Ponadto rzeczona polna droga cechowała się brakiem miejsca na manewry, a gdyby nagle dwa nawet niewielkie auta miały się tam minąć, to po prostu nie dałyby rady. Co więcej, wysoka temperatura oznaczała suchość piaskowego podłoża, a sunąc po nim, mój jasny wehikuł wzbijał w powietrze istne tumany kurzu. Fraza „bardzo ubrudziłem sobie auto” nie oddaje dostatecznie stopnia brudu.

Droga prowadzi nas prosto pomiędzy polami i lekko wznosi się. Po prawej stronie pojawia się zalesione wzgórze, gdzie zlokalizowana jest Jaskinia Jasna w Strzegowej.

Wspinanie w Strzegowej

Filarek kursowy na rozgrzewkę. Fot Krzysiek

Za to kojąco na moje nerwy podziałały przebyte tam drogi wspinaczkowe. A trzeba Wam wiedzieć, że jest ich tam od zatrzęsienia, chociaż prawie wszystkie zbyt krótkie, by zyskały iście górskie miano. Niektóre miały tylko 12 metrów, inne koło 15, a skala trudności z nimi związanych zawierała się głównie w wąskim przedziale od VI do VI+.

Nie należały do wybitnie urokliwych, natomiast wymagały odpowiedniego dla nas wysiłku. Potraktowaliśmy Strzegową jak solidną i dobrze wyposażoną siłownię na świeżym powietrzu.

Wypatrzyliśmy jedną drogę z wyceną V (taki zwyczajny filarek kursowy) i to właśnie od niej naszą gimnastykę zaczęliśmy. Potem nadszedł czas na właściwą zaprawę po drogach o cały stopień trudniejszych i zabawnych nazwach tj. Buffalo, Bufon oraz Pimp z Balonem.

Ta ostatnia charakteryzuje się naprawdę bardzo czujnym startem. W kluczowej fazie, trzeba na moment puścić chwyt, aby sięgnąć docelowej klamy. Ruch ten musi być płynny i dynamiczny, w przeciwnym razie możemy narazić się na duże ryzyko odpadnięcia już przed pierwszym stanowiskiem. O tym ryzykownym początku decyduje krótkotrwały brak jednego z punktów podporu.

Buffalo
Bufon

Następnie przechodziliśmy drogi rozciągające się wertykalnie (czyli pionowo) na lewej części masywu, czyli w lokacji oznaczonej przez twórców topo jako “Mur przy jaskini I”.

Obok Filarka kursowego znajdują się tam trzy bardzo podobne do siebie (taka sama długość i niemal tak samo trudne) nitki: Koszmarny Karolek, Elvis z Kamienia oraz Ammonoidea.

Powierzchnia skały w ich najbliższym sąsiedztwie nosi liczne ślady chodzenia przy użyciu raków i dziab. Kiedys zapewne ktoś tam uprawiał drajtul, wychodząc że słusznego skądinąd założenia, że “skoro można, to czemu nie?” 😉 – Natomiast pamiętajcię, że to były odległe czasy i drajtul jest tam zakazany

Kiedy najlepiej?

Dodam jeszcze, że pojawiliśmy się tam w czwartek około godziny 11. Nie dość, że słońce o tej porze to już się za skałą kryje (więc cały dzień wspinaliśmy się w przyjemnym cieniu), to jeszcze byliśmy tam kompletnie sami.

Do dziś zachodzę w głowę, czy było to dzieło przypadku (że akurat dziesiątki innych łojantów przy tak dobrej pogodzie wywiało gdzie indziej), czy też wynikało to z „parametrów czasoprzestrzeni”. Mam tu na myśli wizytę w środku tygodnia oraz położenie tej lokacji – na lekkim uboczu względem tych jurajskich miejscówek, do których znacznie łatwiej dojechać

Żadne tam larum…abrakadabra, suma summarum 😉

W ramach podsumowania postanowiłem wypunktować plusy i minusy omawianej „sesji treningowej”. Strzegowa zapewnia:

  • dużo trudnych i wymagających wysiłku dróg,
  • całodzienny pobyt latem i komfort wysypiania się,
  • zacienioną skałę (od godzin przedpołudniowych),
  • naturalny jaskiniowy chłód, którzy docenią zwłaszcza biwakowicze bez lodówki turystycznej.

Zarazem można tam ponarzekać na:

  • krótkie oraz bardzo podobne do siebie drogi,
  • nieróżnorodność mogącą zniesmaczyć co poniektórych,
  • brak waloru estetycznego (jak dla mnie to nawet bez ochów i achów było sympatycznie),
  • fatalną drogę dojazdową pod sam masyw, z której nie warto korzystać, mając do dyspozycji zwykłe auto.

Późnym popołudniem weszliśmy ścieżką na wierzchołek skały. Nie miał to być wprawdzie „piknik pod wiszącą skałą” (dajcie znać proszę w komentarzach czy ktoś ten stary film oglądał ;-), ale obiadokolację spożywaliśmy “na wysokościach”. Przed naszymi oczami rozciągał się widok na pole, na którym to niespiesznie pracował jakiś rolnik, najpewniej właściciel. Z podziwem i uznaniem dla czyjejś ciężkiej pracy przypatrywaliśmy się tej sielankowej scenie. A w głowach już nam kiełkowały pomysły na następne wyprawy. 🙂

Głosy gości / Wystaw ocenę
[Razem: 5 Średnia ocena: 5]