Od lektury przez klatkę schodową po egzamin na Jurze
Jak zdobywałem doświadczenie konieczne do bezpiecznej solo-wspinaczki? Najpierw dużo czytałem i oglądałem (czasem nawet po kilka razy) tego rodzaju filmiki, aby móc budować skuteczny system dla siebie (a mam prawie 2 metry wzrostu, słuszną wagę i nie jestem w typie pelikana, który bezrefleksyjnie łyka wszystko, co mu ktoś powie ;-). Wolę się w temat (od strony teorii) zagłębić, przyswoić konieczną wiedzę, i poznać na wet nieco więcej szczegółów niż “niezbędne minimum”.
1) Zakup sprzętu i testy na klatce schodowej
Potem wybrałem się na zakupy, starając się kupować sprzęt ze sprawdzonego źródła, od jednego dostawcy, z którym można wytargować jakiś upust. Mając już całe ustrojstwo pod ręka, mogłem przejść do fazy testowania w warunkach domowych. Dosłownie rzecz opisuję, gdyż miejscem pierwszych testów była moja klatka schodowa:
2) Testy na prostych drogach na Jurze
Potem wybrałem się do Doliny Kobylańskiej, aby przetestować system na polu bitwy. Stawką bitwy jest moje własne bezpieczeństwo, a to – nie tylko zresztą – dla każdego podróżnika jest kwestia życia i śmierci. Adekwatnych Rękoczynów weryfikujących zdolność systemu do zapewnienia mi bezpieczeństwa 😉 dopuściłem się na prostej dwuwyciagowej drodze o nazwie – nomen omen – second life.
Wytyczona jest ona na Kuli (jednej ze skał składających się na Grupę Kuli),a łącznie jej długość wynosi 21 m (7 + 14 metrów). Badania terenowe wypadły pomyślnie, więc można było pomyśleć o egzaminie, który to sam sobie wyznaczyłem.
3) Sprawdzian na Sokolicy
Postanowiłem, że chcę się sprawdzić na drodze Lewy Komin – o takich parametrach:
- Lewy Komin (1 wyciąg) VI-/V+ (7R+ST), 20m
- Lewy Komin (2 wyciąg) V+ (7R+ST), 20m
- Lewy Komin (3 wyciąg) V (7R+ST), 17m
Trudniejsza droga i jej pierwsze pokonanie w takim, singlowym trybie dostarczyły mi sporych stresów. Łącznie wszystkie te przygotowania (od chwili, gdy po raz pierwszy myśl o samodzielnej wspinaczce zaczęła mi świtać w głowie do chwili egzaminu) zajęły mi około 5 tygodni – i jest to w moim mniemaniu plan długoterminowy. Bądź co bądź, jestem już w miarę doświadczonym wspinaczem, a dowodów na potwierdzenie tych słów nie trzeba daleko szukać:
Moja pierwsza wspinaczka solo, czyli egzamin bez komisji egzaminacyjnej (za to z dygresją)
Zapadał już zmierzch, gdy dotarłem w rejon cmentarza parafialnego w sołectwie Kobylany, skąd jest całkiem blisko do południowych krańców Doliny Kobylańskiej. Zainstalowałem się właśnie tam, świadomie rezygnując z nieco dalej na zachód położonego płatnego parkingu mającego w nazwie człon: “Dolina Będkowska”. Przespałem się w wozie, a po raczej wczesnej pobudce, mój układ pokarmowy otrzymał bojowe zadanie: przez co najmniej pół dnia miał trawić naprawdę solidną porcję owsianki.
W tzw. międzyczasie pobliski kawałek pola swą obecnością postanowiła zaszczycić kuropatwa, ptak na tyle charakterystyczny, że nawet ja go rozpoznaję. Uznałem ten fakt za dobry zwiastun, który jednak mimo wszystko nie zdołał mnie na dłużej zrelaksować. Czułem się wyraźnie spięty, bo przed sobą miałem dwa nie lada wyzwania. Raz – pierwsze prawdziwe wejście solo, a dwa – podążanie drogą zwaną Lewy Komin na Sokolicę.
Spakowałem graty i podjechałem na parking przy OSP Będkowice. Wyruszyłem szlakiem ku tej skale i dotarłem na miejsce egzaminu przed 9.00. Ewidentnie zachowałem się jak punktualny i pilny student – taki, który ukazując swe talenty “organizacyjne”, stara się zasłonić przed odpytującym go profesorem niepewność, której źródłem są pewne braki w wiedzy merytorycznej.
I zanim przejdę do dalszego ciągu wspomnień tamtego, wstawię konieczną dygresję:
Podczas uczelnianego egzaminu najtrudniej jest chyba zachować płynność wypowiedzi i zadbać o jej kompozycję (wiecie: “wstęp, rozwinięcie, zakończenie”), natomiast mój egzamin na Sokolicy przebiegał inaczej.
Opis wrażeń i problemów podczas wspinaczki solo
Najtrudniejszy był początek – te pierwsze chwile po zawiązaniu liny o korzeń – gdy zacząłem wspinaczkę i stres był największy. Z każdą minutą malał, czułem się pewniej, a nawet pozwoliłem sobie na kilka “bloków” – weryfikowałem poprawność układu: czy aby nie spadnę, gdy moje dłonie puszczą skałę?
Nie odpadałem od skały, wszystko działało, aczkolwiek nie mogę powiedzieć, że “zupełnie bez zarzutu”. I wtedy na tym Lewym Kominie i nawet potem jeszcze na innej drodze, od czasu do czasu Grigri blokuje mi się. I przyznam, że nie jest ani miłe, ani bezpieczne. Stanowi realny problem, gdyż proces “wydawania liny” nie może mi się zaciąć w kluczowym momencie – kiedy muszę iść dalej, a nie jestem w stanie, bo niezbędna aparatura trzyma mnie niczym strusia na uwięzi.
Potrzeba opracowania tego tekstu skłoniła mnie do refleksji: dlaczego zdarzają mi się takie sytuacje? Po dłuższym namyśle doszedłem do wniosków, że to może być kwestia niewielkiego (wciąż) doświadczenia w wydawaniu sobie luzu. Widoczne zdarza mi się szarpnąć za szybko albo mój ruch nie jest (jeszcze) dostatecznie płynny.
Przyrząd się blokuje – zupełnie jak gdybym spadał – a ponieważ działa niczym pasy bezpieczeństwa, to nagle mnie unieruchamia na kilka sekund. Być może też problem (w jakiejś mierze) leży po stronie liny: ta, której używam ma 10,3 mm średnicy i może być nieco za gruba. Internetowi suflerzy podpowiadają, że mniej niż 1 cm w przekroju liny powinno zaowocować płynniejszym działaniem tego systemu. Nie po raz pierwszy człek dowiaduje się czegoś istotnego po tym, gdy już przystąpił do spisywania swoich przemyśleń. 😉
A jak zakończył się ów egzamin? Pomyślnie! Zdziwiło mnie jedynie troszkę, że niby popularna okolica, a w trakcie pierwszego wyciągu żywej duszy nie widział. Kilkoro sympatycznych chłopaków pojawiło się dopiero podczas drugiego wyciągu. Porobiliśmy sobie nawzajem poniższe fotki, co to by ten wspaniały sukces miał stosowną oprawę wizualną i szczegółowe sprawozdanie godne jego kalibru. Rozpierała mnie radość i duma nie mniejsza niż po obronie pracy magisterskiej.
Jeśli ktoś z Was ma już za sobą jakieś doświadczenia dotyczące wspinania się w pojedynkę, to tym bardziej jest proszony o pozostawienie komentarza pod tym wpisem 🙂
Jeżeli ciekaw jesteś użytego sprzętu i techniki, zerknij tutaj:
Bądź na bieżąco