Jest taka droga wspinaczkowa w Tatrach, która uchodzi za obowiązkowy punkt w programie wszystkich kursów taternickich. WHP 100, zwana potocznie “setką” była również na naszej liście “rzeczy do odhaczenia” w ramach kursu Taternickiego, który przebyłem w lipcu 2019r.
Wątpię, by ta droga kiedykolwiek “wypadła z grafiku” kursantów – to istny must climb.
Krótka historia WHP 100 i jej promotora Paryskiego
Droga ta nosi dziwną (jak na standardy przedmiotowej nomenklatury) nazwę: WHP 100. Żadne tam “warianty” ani “bule”. Nieprzypadkowo skrót ten odpowiada “jeden do jednego” inicjałom wielkiego znawcy gór Witolda Henryka Paryskiego (1909-2000). Ten wybitny taternik, ratownik TOPR-u i absolwent medycyny (o specjalizacji ratowniczej) stał się czołowym ekspertem od najwyższych polskich gór.
Wraz z żoną Zofią przez ponad 60 lat odwiedzali regularnie nawet najmniejsze tatrzańskie zakątki, studiując je pod kątem geografii, botaniki i po części również etnografii. Wiedza ta posłużyła im do opracowania kilkutomowego dzieła czyli “Wielkiej Encyklopedii Tatrzańskiej” – publikacji fundamentalnej dla tatrologii.
Tatry są bowiem na tyle “wielkie”, że doczekały się wyodrębnienia osobnej, choć nieformalnej nauki o nich. Nauki do której – notabene – zarówno ja jako praktyk (a od pewnego czasu również ich mieszkaniec Podhala) dorzucam swój maleńki kamyczek. Nauki, z której to Wy jako moi “słuchacze” poniekąd czerpiecie, ilekroć klikacie w któryś z artykułów z tego oto działu:
Tytułowa “Setka” to droga WHP 100, a takie miano otrzymała ze względu na fakt, że w przewodniku Paryskiego była właśnie setną drogą wspinaczkową tam opisaną. Współcześnie wielu adeptów wspinaczki skraca ją do “sety”, a co poniektórzy nawet pieszczotliwie nazywają ją “setunią”. O ile bez “setki” (zamówionej w barze) można poderwać fajną dziewuchę w klubie, o tyle bez przejścia WHP 100, trudno sobie wyobrazić otrzymanie dyplomu ukończenia letniego kursu taternickiego.
To niczym matura dla tych, którzy mają zamiar ubiegać się o przyjęcie w szeregi studentów.
Tatrzański klasyk – Must Climb
Od momentu, gdy została wytyczona przez trio w składzie: Z. Korosadowicz, M. Kozik, J. Weigel (co miało miejsce 13 lipca 1933 roku) tysiące wspinaczy zdążyło podążyć ich śladem. Można wręcz powiedzieć, że całe pokolenia taterników wychowały się na tych płytach, trawersach, zacięciach i trawkach. Przyszłe zastępy wspinaczy faktycznie mają tam wyśmienitą miejscówkę do trenowania.
Droga jest stosunkowo długa (początkującym jej przejście może zająć nawet pół dnia), a przez większą jej część napotykamy umiarkowane trudności. Czeka na nas dużo litej skały poprzetykanej trawiastymi paskami niczym półki na regale. Do przejścia jest łącznie niespełna 250 metrów podzielonych według TOPO na 11 wyciągów.
Topo drogi WHP 100 Setka
Jak dojść pod setkę?
Eskapadę zacząć należy w dobrze znanym turystom schronisku w Murowańcu. Początkowo należy trzymać się niebieskiego szlaku wiodącego pod Zawrat. Minąwszy odbicie na Zmarzły Staw, musimy zlokalizować ścieżkę prowadzącą na grzędę nad Kościelcowym Kotłem. Doprowadzi nas ona (po około 100 minutach od opuszczenia Murowańca) pod fragment skały z wyrytą na niej liczbą: “100”. Nie sposób ją przeoczyć, a kilku początkowych trudności nie ma się co obawiać.
Jak zejść z setki?
A jak przedstawia się zejście? Mówiąc w wielkim skrócie: typowo trekkingowo. Schodzić można de facto tylko jedną, wyraźnie zarysowaną ścieżka, która wiedzie przez Kościelcową Przełęcz, a następnie wzdłuż zachodniej ściany Kościelca do Przełęczy Karb. Jeżeli mamy dość sił i czasu, to nie musimy stamtąd ewakuować się do schroniska.
Granią Kościelców od Zadniego do Głównego
Opcją “do zrobienia” (choć to zależy od kilku czynników z pogodą na czele) jest pokonanie ostatniego fragmentu Grani Kościelców i wdrapanie się na ten szczyt. Dokonałem tego i mam dodatkowy powód do odczuwania dumy. A skoro ów szczyt mam już zaliczony, to z pełną odpowiedzialnością mogę go Wam polecić (oraz niniejszą relację):
Kiedyś taki wariant można było faktycznie zaliczyć do “nie lada wyzwań”, ale odkąd ten szlak sowicie obito ringami, to właściwsza kategoria trudności mogłaby brzmieć następująco: “całkiem znośna, jak ściana nośna” 😀 Notabene odnoszę wrażenie, że jakby coraz więcej tych ferrat pojawiało się w górach – czyżby ktoś tu komuś próbował ułatwić zdobywanie gór?
A co Was tam czeka pomiędzy startem a metą?
Pomiędzy nimi są rysy i zacięcia, obrywy i gzymsy, wspinaczka po spękanych blokach i po trawkach. Oraz trawersowanie i asekurowanie się na spitach. A przede wszystkim konieczność zamontowania kilkunastu stanowisk i powoli zyskującej kultowy charakter “przewieszki podczas szóstego wyciągu”.
Dodam jeszcze, że w mojej opinii stanowi ona prawdziwą górską przygodę. Ze wszystkich dróg, którymi wspinałem się do tej pory, ta była najdłuższa i zdecydowanie ma potencjał, by odcisnąć swe piętno na “dorastających” adeptów wspinaczki.
Wspinaczka na 100%
Zawiera bowiem kilka elementów, które trzeba przywołać.
Pierwszym jest gzyms przypominający grań Żabiego Konia (kliknij wyżej, jeśli chcesz dowiedzieć się więcej), ale nie aż tak stromy.
Drugim jest charakterystyczna fajka – taki skalny twór, pod którym trzeba przejść – a mówiąc precyzyjniej – trzeba się tam “zmieścić”, co nie jest takie łatwe jak się ma prawie 2 metry wysokości. Wierzcie mi, że nie zawsze taki wzrost to atut.
Trzecim zaś okazja do użycia największego dostępnego w szpejarce frienda – takowy można zastosować podczas asekuracji na ostatnim wyciągu. Zmusza nas do tego kolejna przewieszka. Na tym skończę, bo nie chcę Was zmuszać do dalszego czytania moich wypocin 😉
Zdecydowanie wolę, byś 2-3 minuty zaoszczędzonego w ten sposób czasu przeznaczyli na napisanie i pozostawienie komentarza pod tym wpisem. 😀
Bądź na bieżąco