Podchodzimy Kosowinowym Piargiem do Ucha – skalna zatoka wcinająca się w skały masywu Cubryny nad Morskim Okiem. Z prawej strony ogranicza ją bardzo stromy zachód zwany Liliową Drabiną, zaś nasza droga rozpoczyna się z lewej strony.

TOPO

Źródło: Damian Granowski ze strony Drytooling.com.pl

Niestety Ucho pod względem lawinowym stanowi pewne zagrożenie. Dostrzegliśmy pęknięcia, jakby wkrótce od zbocza Lilowej Drabiny miała się odseparować deska sporych rozmiarów.

Prędko omijamy teren wspinając się pod same spiętrzenie Ucha, gdzie odnajdujemy hak w skale, który służy nam za punkt wysyłowy.

Podchodząc warto zwrócić uwagę na pierwszy wyciąg “Sen zimowych motyli”, który zaczyna się długą rysą przechodzącą w zacięcie. Robi wrażenie. My na szczęscie nie mamy takich trudności na paczątku. Będziemy szli po śniegu, wzdłuż ściany.

Liliowa drabina, z której powinniśmy uciekać w głąb Ucha

Opis drogi Jagiełło-Roj

Wyciąg 1.

Śnieg trzyma dobrze. Po kliku metrach udało się założyć jeszcze frienda. Ograniczeni ścianą z prawej strony, kierujemy się do pierwszego dużego drzewa (limba).

Po kilkunastu metrach docieramy do drytoolowego zacięcia.

Zacięcie nie jest zbyt trudne, pod warunkiem, że odpowiednio rozstawimy nogi; trawki trzymają nas pewnie, ale równocześnie możemy spokojnie korzystać z siły bicepsów, podciągając się na samych rękach po solidnych chwytach na skale.

Nad zacięciem znajduje się solidna limba z pętlami, na której montujemy stanowisko.

Warto zwrócić uwagę na pewien TIP: lepiej wpiąć się w pętlę na limbie i wyjść z zacięcia na półkę, gdzie stan będzie wygodniejszy niż od razu wpiąć się w pętlę i zawisnąć w zacięciu.

My niestety zrobiliśmy stanowisko na drzewie, co było bardzo niewygodne.

Wyciąg 2.

Drugi wyciąg to wyjście z zacięcia na stromy śnieg, a następnie do skalnej ściany.

Tam przeprowadzamy trawers w prawo, poruszając się ostrożnie między małymi zachodami, mając skalną ścianę po lewej stronie.

Asekuracja jest czasami dostępna, ale nie zawsze.

Dochodzimy do odcinka, gdzie warunki mogą zadecydować o trudności. Jeżeli śnieg będzie trzymał tak sobie, lepiej będznie uniknąć wchodzenia między ścianę a wystające kamloty (bloki). Wypatrujmy tutaj starej pętli, którą wykorzystujemy jako przelot.

W naszym przypadku tak było i Adam (aka Wąsaty), postanowił pokonać przeszkodę, omijając ją od strony lufy.

Idziemy dalej korzystając z klam i szeroko rozstawiając nogi.

Kolejnym wyzwaniem było przejście przez dudniące kamloty i umieszczenie niebieskiego frienda między dudniącymi blokami – bardziej dla psychiki niż dla zabezpieczenia przed ewentualnym upadkiem.

Po tym fragmencie teren się otwiera, wychodzimy na duży zachód, widoczny spod ściany zgodnie z TOPO Granowskiego. To jeden z punktów charakterystycznych.

Nie zakładamy od razu stanowiska, ale poprzez śniegi wspinamy się do góry środkiem zachodu.

Może dojść do przesztywnienia, ale warto walczyć o każdy metr, gdyż po chwili dostrzegamy pętlę na kamieniu, gdzie możemy przytwierdzić się do maliona. To komfortowe miejsce na 4 osoby.

Piotrek patrzy na YT “Jak się wspinać zimą?”

Mistrz Granowski zalecał, aby podejść kilka metrów wyżej do obitego stanowiska (wspólne dla Momy). Jednak to miejsce umknęło nam całkowicie (być może stanowisko było przysypane).

Wyciąg 3.

Kontynuujemy trawersowanie ściany dość łatwym terenem, asekurujemy się czy to na kosówce, czy na wystającej skale.

Jednakże zastosowanie zabezpieczeń może przesztywnić linę, dlatego zdecydowanie warto rozdzielić żyły, używać dłuższych przelotów.

Wspinamy się terenem jak puszcza, aż do kosówek przy których zaczyna się zacięcie. Pokonujemy zacięcie i następnie odbijamy w lewo.

Piotrek doświadczył tutaj sporego przesztywnienia. Więc był zmuszony zrobić stanowisko niżej na kosówce.

Natomiast gdyby robić to dobrze po drodze będzie jeszcze do pokonania prożek.

Wąsaty przedziera się przez kosówki.

Budujemy stanowisko przed charakterystycznym zacięciem (na oko 4+) z haka na wysokości kolan/biodra, po lewej stronie od zacięcia + friend. Miejsca mamy tyle, że możemy rozstawić namiot.

Wyciąg 4.

Ten wyciąg to dwa następujące po sobie zacięcia.

Asekuracja na pierwszym zacięciu bardzo dobra.

My wspinaliśmy się jego prawą stroną.

Na wysokości głowy znajduje się super stopień na nogę. Odstaje od skały i jest porysowany od raków. Stojąc na nim, będzie można zahaczyć dziabę na końcu zacięcia. Następnie prawą nogę trzeba skompresować i podnieść wysoko jak się tylko da, żeby umieścić ją na ściance z prawej.

Bez dobrze zaklinowanej dziaby i rotacji ciała, ten ruch nam się nie uda.

Drugie zacięcie wydało mi się trudniejsze (psychicznie) głównie z tego powodu, że brakowało asekuracji na drodze podejściowej.

Chodzi o to, że na pierwsze zacięcie wchodzimy bezpośrednio ze stanowiska obok. A w tym przypadku, na drugie zacięcie wchodzisz, ze tego, co uda Ci się założyć po drodze.

Finalnie docieramy do limby, na której robimy stanowisko. Stąd widzimy kluczowe trudnosci drogi, czyli kominek 5+ (uważam, że wycena jest adekwatna).

Wyciąg 5.

Ze stanowiska kominek wygląda dość łatwo, ale uwierzcie mi, to tylko wrażenie. Podczas forsowania go, ten stara się nas z siebie wyrzucić.

Zaczynamy trawersując płytę (u nas po śniegu), na której znajduje się hak, ale to ostatnie sztuczne ułatwienie.

W cruxie można włożyć fioletowego frienda (średniej wielkości), ale akurat został użyty gdzieś niżej.

Tak naprawdę, to go zgubiliśmy gdzieś niżej 😀 (ale o tym na końcu)

Jak już uda nam się wygramolić możemy kontynuować przewieszonym zacięciem (na lewo), widocznym na zdjęciu powyżej lub obejść trudności prawą stroną, takim zadaszonym przez kosówki tunelem. Tym razem nie mieliśmy luksusu w postaci czasu, a koniecznie chciałem zdąrzyć przed gasnącym światłem.

Tunel nazwaliśmy Narnią, przez którą napieramy do góry ile sił w nogach, żeby zdobyć wysokość i założyć stanowisko – albo na kosówce po drodze albo na skale, która znajduje się 10-15 m od wyjścia z Narnii.

Ja miałem na uwadzę fakt, że odległość jaka nas dzieli do szczytu, najlepiej podzielić na 2 wyciągi, ze względu na przeszytwnienie liny.

Więc zrobiłem stanowisko na kosówce.

Oczywiście trzeba było ją najpierw odkopać. Na zdjęciu powużej widać skałę, którą będziemy obchodzić z lewej strony.

Wyciągi do szczytu Kazalnicy Cubryńskiej.

Na tej wysokości mieliśmy już zasieg (to dobra informacja w razie W). Zadzwoniliśmy, do znajomych, żeby szykowali dla nas żurek.

Dalej do góry jak puszcza.

Wprawione zespoły mogą wyjść na lotnej. Po drodze będzie mnóstwo okazji do asekuracji na kosówkach (warto mieć ze sobą dodatkowe pętle), ale zdarzył mi się również jeden dłuższy 20m śniegowy odcinek bez asekuracji.

Proponuję od razu iść do stanowiska z łańcucha, który posłuży nam do pierwszego zjazdu. Stanowisko znajduje się na kamieniu od strony “Zachodu”, którym będziemy zjeżdząć, tzn, że podchodząc nie nie zobaczysz go od razu. W tym celu musisz się przewinąć na drugą stronę “przełączki”.

Szczyt Kazalnicy Cubryńskiej szczegółowo opisałem tutaj: Zjazdy z Jagiełło-Roj

Historia fioletowego Frienda

Adam, Piotrek i ja

Nie mieliśmy pojęcia jak mogliśmy zgubić tak ważną część naszej asekuracji, poza tym, że to na pewno wina Wąsatego 😀

Dodam, że zostaliśmy wyprzedzeni przez jeden zespół z Warszawy. Nie mogliśmy się równać z ich tempem w naszej “szybkiej” trójce, więc pozostało nam jedynie ich przepuścić. Z nadzieją w głosie, zapytaliśmy ich czy być może widzieli naszą zgubę, ale niestety.. musiał gdzieś przepaść pod śniegiem.

Pogodziliśmy się więc z utratą po 100 zł z naszych portfeli.

Natomiast jak dotaraliśmy w końcu do Moka, to ku naszemu zdziwieniu Patryk z Sakwy, pokazuje swoją zdobycz i pyta się czy to nasz friend?

Dacie wiarę?

Powiedzcie mi, jakie jest prawdopodobieństwo, że coś takiego się wydarzy?

Tym bardziej, że Patryk tego dnia był na zupełnie innej drodze.

Głosy gości / Wystaw ocenę
[Razem: 3 Średnia ocena: 5]