Po raz pierwszy zmarzniętych palców doświadczyłem w trakcie wspinania się Drogą Kochańczyka. Pisałem już o tym – więc ci, co w internetach biegli, bez trudu ten wpis odnajdą. Dla mnie samego był to “błąd w sztuce”, a dla moich poprzednich rękawic – coś w rodzaju piłkarskiej “żółtej kartki”. Po rozum do głowy poszedłem dopiero po powrocie ze Świnicy, który to szczyt zdecydowanie wszystkim rekomenduję:

1) Zadbaj o odpowiednie rękawice

Na grań Świnicy założyłem techniczne rękawiczki do wspinaczki zimowej Simond Cascade z Decathlonu, raczej dość cienkie i lekkie, a one przemokły do cna przy padającym śniegu i w żadnej mierze nie były pomocne. Gdby nie pożyczone od partnera zapasowe rękawice wsparte ocieplaczami, to nie wiem, jakimi stratami własnymi skończyłoby się przejście tamtej grani.

Dlatego też po tym, zdecydowałem się nabyć mega solidne rękawice Black Diamond Guide Finger, których specyfikacja pozwala na sprawne manipulowanie dłońmi wystawionymi na działanie temperatur z zakresu od ok. -30 do -12°C. Takiego mrozu tej zimy ze świecą szukać w Polsce. Ale w styczniu, na terenie powyżej dwóch tysięcy metrów, po zachodzie słońca, w okolicznościach cechujących się opadami i silnym wiatrem, odczuwalne np. -15 stopni nie jest aż tak niezwykłe, jak to się może wydawać.

Mój model Black Diamond‘ów ma – jak sama nazwa wskazuje – ma tylko jeden paluch wskazujący. Łącznie jest trójpalczasty, dzięki czemu można operować sprzętem: wpiąć ekspres, wyciągnąć przelot lub zakręcić karabinek typu HMS. Ponadto, ta największa komora (na 3 palce) zawiera w środku sporo miejsca. W tę przestrzeń wciska się powietrze (nagrzane od tkanek lub podgrzane ogrzewaczem, który tam się zmieści), które służy jako dodatkowa izolacja.

Ze sprawdzonych w boju łapawic polecam jeszcze model o nazwie Simond Makalu 2, którego wnętrze wypełnia kaczy puch. Dzięki temu są lekkie i świetnie nadają się do wypraw trekkingowych, kiedy to nasze palce przez dłuższy czas obejmują rękojeści kijków. Jednakowoż zdają one egzamin, gdy dłońmi musimy manipulować przy termosie lub stosować “małpi chwyt”, momentami kurczowo trzymając się lin poręczowych. Można je kupić np. w Decathlonie za około 200 zł. W okresie zimowym noszę je w plecaku jako tzw. “zapas” (choć nie miałem ich akurat na Świnicy, bo plecak zostawiłem niżej).

2) Suche dłonie to podstawa dobrej termiki

No i może to, co napiszę teraz, wyda się niektórym oczywistą oczywistością, ale…trzeba dbać o to, by nasze rękawice były przede wszystkim suche. Stąd konieczność zaopatrzenia się w kilka par o różnym przeznaczeniu, tak byśmy zawsze dysponowali jakimiś zapasowymi. Przydać się mogą one nam lub kompanom, z którymi wybraliśmy na szlak. Suszenie wilgotnych “okazów” w czasie wyprawy w teorii jest możliwe (można to robić wykorzystując własne ciało, cieplejsze rejony naszego plecaka lub zafoliowane a wytwarzające ciepło przedmioty kryjące w sobie baterie), ale zazwyczaj długotrwałe i niezbyt efektywne.Suche dłonie to podstawa utrzymania dobrej termiki.

3) Niech krew w Twoich dłoniach krąży (ciepło bierze się z krwi)

Ale nie tylko nasz ekwipunek ma znaczenie. Jeszcze ważniejsze jest utrzymywanie krążenia w naszych członkach, bo to ciepła krew rozgrzewa tkanki i dotlenia je. Gdy czujemy, że robi się nam zimno, to należy w miarę możliwości natychmiast zacząć ruszać rękami i barkami. Zanim tak na dobre poczujemy się zesztywniali i wychłodzeni. Bez oglądania się na innych rekomendowane są wszelkie formy poruszania kończynami – oby tylko nie prowokowały ludzi wokół do samoobrony lub akcji odwetowych. Obrzucanie się śnieżkami przy niesprzyjającej aurze to nie jest zachowanie, za które należałyby się brawa.

Co zatem konkretnie robić? W slangu wspinaczkowym mówi się na to “strzepywanie buły” – kiedy wymachy kończyn przyczyniają się do rozluźnienia zmęczonych mięśni. Do tego dużo ściskania i rozluźniania pięści, robienia tzw. małyszków (czyli przysiadów, najlepiej z ramionami wyciągniętymi przed siebie).

4) Załóż raki i uprząż długo przed ścianą

Idąc pod samą ścianę, niekiedy dobrym wyjściem jest “oszpeić się” (nałożyć uprząż, raki, dziabki itp.) wstępnie kilkadziesiąt metrów poniżej, a następnie podejść pod drogę i dopiero wtedy np. sklarować linę. Wyżej zazwyczaj bywa zimniej, tak jakby dana formacja skalna “broniła się” przed łojantami (czyt. wspinaczami) przy pomocy mroźnego oddechu. Im krócej się tuż pod nią stoi, tym mniejsze prawdopodobieństwo, że przemarzniemy.

Ciepło, które utracimy podczas przystanku na “oszpejenie się”, odzyskamy (odzyskamy to złe słowo, gdyż ono nie wróci, ale wytworzymy nowe ciepło) na dalszym podejściu pod ścianę.

5) Wspina – TAK! Spina – NIE

W trakcie wspinania warto co jakiś czas opuścić dłonie (aby krew łatwiej do nich spłynęła) oraz starać się dość często przekładać linę z jednej dłoni do drugiej.

Należy pamiętać, że zaciskając pięści zmniejszamy przepływ krwi w naszych palcach. A to przyczynia się do ich szybszego wychładzania się.

Podobna zasada dotyczy stresu w trakcie akcji wspinaczkowej. Często stres sprzyja centralizacji krążenia, a co za tym idzie, sporo krwi nie dochodzi właściwie do naszych palców.

Mówiąc w skrócie: nie spinaj się za bardzo:-)

Głosy gości / Wystaw ocenę
[Razem: 18 Średnia ocena: 5]