Więc tam na Kaukazie, było nas dwóch: ja i mój druh. 🙂 Oglądając nas w akcji, zachęcam przede wszystkim do zwrócenia baczniejszej uwagi na Marcina, który raz po raz ukazywał swe liczne talenty. Wcielił się m.in. w przewodnika po gruzińskim bazarze i pilota wycieczki po mieście. Robił też za modela (pamiętacie, że bezpieczeństwo ważne, ale ciuchem trzeba się wyróżnić, hehe) i specjalistę od mediów społecznościowych (vide “Marcin_brązowe_oczy_666”. Pokazał też, że nieźle nawija po rosyjsku i ma smykałkę do interesów. Nawet jeśli handluje akurat tanim winem, a nie próbuje iść w ślady przedwojennych kanciarzy, którzy szczycili się “sprzedaniem” przyjezdnym do stolicy Kolumny Zygmunta. Łapki w górę i dzwoneczki pod tym filmem należą mu się nawet bardziej niż mnie. I w tym względzie liczę na Was, Drodzy internauci.
“Profesor” Kazbek i jego nauczka
Do dziś pamiętam przede wszystkim lekcje, jakich oba szczyty mi “udzieliły”. Kazbek nauczył mnie, jak zachować zimną krew w sytuacji dość gwałtownego załamania pogody. Z obozowiska wyruszyliśmy wcześnie i udało się nam wyprzedzić pozostałe grupy. Ale kiedy dotarliśmy pod kopułę szczytową, z minuty na minutę aura zaczęła się psuć. Na tyle poważnie, że inni zrezygnowali z ataku szczytowego, a nas coś podkusiło, żeby jednak zaryzykować. Dziś, gdy wracam myślami do tamtej sytuacji, uważam, że postąpiliśmy nierozważnie, a nasze zachowanie daje się zamknąć słowem “brawura”. Z racji zawieruchy, jaka nas wtedy dopadła, mam tylko jedno jedyne zdjęcie na tle zupełnie białej ściany, które średnio się nadaje do tego, aby je ludziom pokazywać. A zostało zrobione na wierzchołku na wysokości ponad 5000 m n.p.m., z której przy dobrych warunkach widać zapewne znacznie więcej niż białą powierzchnię wyglądem zbliżoną do chropowatej elewacji typowego domu mieszkalnego.
Sam na sam z Elbrusem (i z żołądkiem pełnym słodyczy). Nie róbcie tego na szlaku!
Z kolei na topie Elbrusa stanąłem finalnie sam. W dniu ataku szczytowego (choć twierdzę, że byliśmy właściwie zaaklimatyzowani) Marcinem targało solidne przeziębienie i jego organizmowi na pewno nie pomógł fakt, że w środku nocy wybudziłem go do startu. Żmudne podejście w duecie trwało kilka godzin, i chyba gdzieś przy żółtych skałach podjęliśmy decyzję, że on jednak wraca, a samotny atak przypuści ten drugi z nas. Ten idący w bardziej odpowiednich butach. Miałem na nogach Zamberlany Karka RR, a jemu strasznie marzły palce w modelu Salewa Crow, który nadaje się do chodzenia po Tatrach i może jeszcze po Alpach, choć tak do wysokości 4000 m n.p.m. Obydwa kaukaskie giganty posłużyły mi zresztą za środowisko testowe, dzięki czemu mogę się z Wami podzielić praktyczną wiedzą o górskim obuwiu:
Brnąłem zatem samotnie do przodu, współczując partnerowi, że on nie będzie mógł odtrąbić sukcesu, jakim jest postawienie stóp w najwyższym punkcie na terytorium Rosji. Nauczkę stanowiło dla mnie przesłodzenie organizmu batonikami Mars, którymi zagryzałem potworny głód, jaki towarzyszył mi w ostatnich etapach wspinaczki. Nie dość że popełniłem błąd polegający na niedostatecznej aprowizacji, to jeszcze mocno się zdenerwowałem (bardzo łagodnie to teraz określam; należałoby w tym miejscu użyć dosadniejszych i bardziej wulgarnych środków językowych), gdy po 6 godzinach ciężkiego wchodzenia zza moich pleców wyłoniły się ratraki z turystami. I owi “zdobywcy gór” wyprzedzili mnie, ale i tak przecudny widok ze szczytu ukoił moje nerwy.
Takich doświadczeń nie sposób wycenić, nie warto zaś nie doceniać. W szczególności gdy za ileś lat nasz umysł będzie miał problem ze szczegółowym odtworzeniem przebiegu zdarzeń, to takie impresje i spisane zawczasu przeżycia staną się kanwą opowieści serwowanych wnukom lub o pół wieku młodszym słuchaczom prelekcji. A jak głosi mało znane chińskie przysłowie: “Doświadczenie jest grzebieniem, w które wyposaża nas natura, gdy już jesteśmy niemalże łysi”.
ps. Obiecałem Marcinowi, że nie opublikuję ostatniej sceny.
Przepraszam, ale to czyste złoto
Jeżeli udało mi się Was rozweselić dajcie łapkę w górę
Podobne przygody

Jeśli uważasz, że moje publikacje są interesujące lub wniosły jakąkolwiek wartość do Twojego życia, to postaw mi proszę wirtualną "małą czarną". Dzięki Twojemu wsparciu serwis pozostanie bez tych brzydkich reklam, które ciągle trzeba zamykać.
Bądź na bieżąco