Świątynia małp w Kathmandu, czyli dlaczego Paweł K. ma na pieńku z tymi zwierzętami
Tak to się w przyrodzie złożyło, że ludzie są hominidami i pod względem genetycznym bardzo nieznacznie różnią od małp naczelnych. Przykładowo mamy ponad 97 proc. genów wspólnych z gorylami i aż 98 proc. z szympansami.
W odległej przeszłości liczonej w kilku do kilkunastu milionów lat istniał wspólny przodek ludzi oraz szympansów, a także ludzi oraz goryli. A jeszcze wcześniej mieliśmy wspólnego antenata z orangutanami. Stąd też ich fizyczne jak behawioralne podobieństwo do nas, o którym to możemy się przekonać podczas dłuższej obserwacji małpowatych w zoo.
Podczas mojej wyprawy w Himalaje odwiedziłem (dotarłszy na miejsce po kilku perypetiach – wpis poniżej)
obiekt o nazwie Swayambhunath Stupa. Stupa to buddyjska budowla sakralna pełniąca funkcję relikwiarza, zwykle pokryta kopułą i nieco przypominająca z wyglądu indyjskie lub japońskie świątynie. Wyznawcy buddyzmu uważają ją za materialną reprezentację pełnego oświecenia.
A ten konkretny zabytek jest jedną z najświętszych stup w Nepalu i stanowi z grubsza odpowiednik tego, czym dla Polaków jest bazylika w Licheniu. Z tą różnicą, że liczy sobie ponad 2500 lat, a jej północno-zachodnie skrzydło zamieszkują małpy, przez niektórych również traktowane jako z należną im ponoć nabożnością. W każdym razie, ja do grona osób tak myślących nie dołączę.
Nauczony doświadczeniem, o którym piszę poniżej, nie zamierzam stać w jednym szeregu z obrońcami małpiego rodu. Tak czy owak, las rozpościerający się przy wzgórzu Semgu na zachodnich obrzeżach doliny Katmandu to naturalne siedlisko wielu małpich rodzin. I stąd wziął się przydomek “świątynia małp” (the monkey temple).

Zdawać by się mogło, że to małe i słodkie stworzenia…
Gó..o prawda! To wredne i przebiegłe bestie wyspecjalizowane w złodziejskim fachu. Doskonale wiedziały, w której kieszeni trzymam dla nich ciastka (banany rozeszły się w 10 sekund po wyjściu z taxi).
Jeden uczestnik gangu bez skrupułów sięgnął łapkami do mojej kieszeni.
Nie wiedział tylko, że ja również je lubię – chrupiące i kokosowe.
Więc poszliśmy na układ. Ja dałem mu kilka sztuk dobrego towaru, a on zapozował do zdjęcia. 🙂
A kilkanaście miesięcy później w zupełnie innych okolicznościach przyrody (choć również w Azji, tym razem w Tajlandii) doszło do kolejnej rozróby z udziałem Pawła K. (po raz kolejny jako ofiary napaści) i małpy bliżej nieznanego mi gatunku. Bezczelnym draniem, który ugryzł dzielnego podróżnika, okazał się osobnik z tego zdjęcia:

Niestety, cywilizacja ludzka nie zdołała jak dotąd wytworzyć instytucji ścigającej takich “łobuzów”, więc listu gończego w przedmiotowej sprawie nie ma sensu pisać. 😉
Jaki morał płynie z tej krótkiej, przyrodniczo-społecznej wycieczki na poletko prymatologów? Ano taki, że nie ma takich obiektów sakralnych lub budynków goszczących gromady (żeby nie powiedzieć hordy) polityków i politruków, których we władanie nie objęłyby małpy. 😉
Podobne przygody

Jeśli uważasz, że moje publikacje są interesujące lub wniosły jakąkolwiek wartość do Twojego życia, to postaw mi proszę wirtualną "małą czarną". Dzięki Twojemu wsparciu serwis pozostanie bez tych brzydkich reklam, które ciągle trzeba zamykać.
Bądź na bieżąco