Na koniec takiego euforycznego poniedziałku przysłowiowy Kowalski, sprawdza notowania, widzi 5 pkt proc. wzrostu i jakie sobie zadaje pytanie?

Coś w stylu “Ej, ale jak to się stało…dlaczego moich walorów w tych zielonych “świeczkach” nie ma?”

Zastanawiając się nad tym, zaznaje uczucia przez psychologów nazwanego FOMO – skrót od: Fear Of Missing Out, po naszemu można to przełożyć jako „strach przed tym, co nas omija/ominęło”. Krótko mówiąc typowego inwestora dopada obawa, iż nie zdoła załapać się na zieloną falę, która zwiększyłaby wartość jego aktywów.

Nawiasem mówiąc, należy podkreślić, że pierwszego dnia po wyborach obroty na samym WIG20 wyniosły ponad 3 miliardy zł, co stanowi ewenement. I zarazem świadczy o tym, że do gry na warszawskim parkiecie przystąpiła zagranica:

Po raz pierwszy doświadczyłem tak wysokich obtotów na W20 – ponad 3mld na zamknięciu sesji w dniu powyborczym. Następne sesje również były ponad przeciętne

Rozczarowany Kowalski w poniedziałkowy wieczór pluje sobie w brodę, że potraktowane owym „nitro” taxi do większego majątku odjechało bez niego. Kolejnego dnia obserwuje rozwój wypadków, znów widzi wzrosty kursów i wtedy postanawia wejść do gry.

Załóżmy, że zakupił, ile mógł i podekscytowany trzyma kciuki w wiadomym celu. Kładzie się spać, lecz sen nie przychodzi łatwo, bo nasz bohater głowę ma pełną marzeń dot. tego, na co wyda środki, które mu zostaną po spieniężeniu szybujących kursów akcji.

Budzi się rano „niezupełnie wyspany”, zabiera się za zwyczajowe czynności, a po godzinie 9.00 monitoruje notowania. I co widzi w środowe przedpołudnie?

Jak reagować na nagłe wzrosty lub spadki na Giełdzie?

Oto nadeszła „techniczna korekta”, która – ciągnąc się do weekendu – niweluje wartość jego aktywów, doprowadzając go tym samym do poczucia beznadziei – wyrażanej ni to gniewem, ni to smutkiem – zmieszanymi z totalnym rozczarowaniem. Skoro była już „opluta broda”, to i pojawić się winny przysłowiowe „włosy wyrwane z głowy”. Doprawdy silny trzeba mieć mental, by po dużej stracie, nie załamać się zbytnio i uznać w skrytości ducha: to tylko (i aż) pieniądze.

Sugeruję, aby nie podejmować decyzji zakupowych pod wpływem emocji, gdyż w wielu obszarach życia, one nie są dobrym „suflerem”.

Podobnie wstrzymaj się ze sprzedażą akcji, jeśli sytuacja jest radykalnie odwrotna. Wyobraźmy sobie nagłe i gwałtowne spadki walorów przedsiębiorstw z sektora, który niespodziewanie „dostaje po tyłku” w wyniku jakiejś – bo ja wiem – klęski żywiołowej lub decyzji politycznych, których źródłem są chociażby zdarzenia w rodzaju wybuchu konfliktu zbrojnego lub epidemii w „naszej części świata”. Owe spadki mogą być wyrazem paniki cechującej się poważną przesadą i względnie szybko może nadejść korekta – tym razem w górę.

Tak było z Pandemią i Ukrainą.

Miej strategię i trzymaj się jej

Drugi wniosek można by sformułować w postaci takiego oto zalecenia: „Szanowny inwestorze nie pozwól, by gwałtowne incydenty zmieniły Twoją strategię inwestycyjną”. Trzymam się zasady, że nigdy nie kupuję akcji na wzrostach (ktoś ironicznie powie: „Wielce to odkrywcze, Panie maklerze Kowalski”), i podczas mocnych reakcji pozostaję z boku.

Finalnie bowiem na wykresie długoterminowego inwestowania takie nagłe spadki/wzrosty przypominać będą jedynie mały „dzyndzelek”, do którego nie warto przywiązywać wagi.

Natomiast gracze krótkoterminowi (obserwujący wykresy codzienne) są takim samym zjawiskiem zaskakiwani, a ich zdziwienie każe mniemać, że chyba za mało mają w realnym życiu powodów do radości, skoro wybrali giełdę jako źródło adrenaliny.

Sami oceńcie, czy wciąż można ich nazywać “inwestorami” czy też bardziej zasadne byłoby przypięcie im łatki „spekulantów”.

Takie osoby (zerkający na wykresy dzień po dniu), widząc wzrosty przez dwa dni następujące po sobie, wykonują ruchy inwestycyjne, myśląc, że jest to początek jakiego dłuższego trendu wzrostowego. A kiedy przełączymy wykres na tryb np. tygodniowy (czyli taki, w którym pojedyncza świeca odzwierciedla cały tydzień).

W omawianym, powyborczym case-study widać jak na dłoni, że ów ruch akcji w górę został prędko „zgaszony” (dostrzec tam można wyłącznie długi „knot”).

Zgadzam się w pełni ze stwierdzeniem, że nie należy ulegać krótkoterminowym emocjom, ponieważ zawiedzione nadzieje mogą sporo kosztować – i stratę tę mierzyć można nie tylko w złotówkach.

Ile warte są nerwy (traci nasz wizerunek społeczny, kiedy nie potrafimy trzymać ich na wodzy, stres (przyspieszone tętno, zwiększone wydzielanie potu, płytszy niż zwykle oddech), wreszcie zdrowie inwestora (w szczególności takiego będącego na dorobku)? Są bezcenne.

Giełda odczuła mocno powyborczy entuzjazm. A co poczuł Kowalski?

Przyznam się Wam, że w okresie 16-18.10 FOMO psychicznie trochę dało mi się we znaki. W końcu jestem tylko człowiekiem i mam prawo się mylić lub nie umieć w porę przewidzieć nadarzającej się okazji rynkowej. Aczkolwiek wykorzystałem te emocje w inny sposób. Przyjrzałem się pewnej znanej sieci sklepów, których akcje w ostatnich parunastu tygodniach dość mocno zostały przecenione.

Zacząłem je skupować i…to jest temat na kolejną opowieść.

Głosy gości / Wystaw ocenę
[Razem: 2 Średnia ocena: 5]