Dopiero niedawny research przy użyciu wuja Gogola (mój znajomy tak mawia na coś, z czego korzystają wszyscy internauci) wykazał, że akronim ten ma (tylko w językach: angielskim i francuskim) ponad setkę rozmaitych znaczeń. W katalogu rozwinięć skrótu EBC na pierwszym miejscu (i bardzo słusznie!) widnieje: Everest Base Camp.
Wiedzie do niego droga powszechnie znana jako Everest Base Camp Trail (co za oryginalna nazwa, nieprawdaż?), która swój początek bierze w Lukli (zamiast lotu do Lukli polecam rozpocząć trekking z Jiri).
My szliśmy jej fragmentem, po zejściu z Mera Peak, więc na szlak wkroczyliśmy przez przełecz Amphu Lampcha. Przy okazji zachęcam zajrzeć na tę przygodę: Przełęcz Amphu Lapcha i piękne formacje lodowe. Droga na skróty z Mera Peak do Island Peak.
W rejonie Everestu nie ma co błądzić bez potrzeby (nawet jak się jest Szerpem), więc na szlak wróciliśmy w bliżej nieokreślonym miejscu między Lobuche a Gorak Shep. Za sobą zostawiliśmy Mera Peak – najwyższą (jak do tej pory) górę, na której stanęła moja stopa. Gdyby ktoś był ciekaw, jak do tego doszło to odsyłam do:
Jak wygląda Everest ?
Co ciekawe z Everest Base Camp nie zobaczycie Everestu, nawet jak jesteście naprawdę wysocy ?
Trzeba się ruszyć i dotrzeć do punktu widokowego Kala Patthar 5643 m. Wdrapałem się tam i miałem moment chwały. Leżąc wygodnie w najwyżej położonym miejscu na Kala Patthar czekałem cierpliwie na zachód słońca.
Chciałem się przekonać na własne oczy (bo do naszych umysłów nic nie trafia bardziej niż osobiste doświadczenie wymagające wykorzystania wszystkich zmysłów), która góra jest najwyższa. Wykoncypowałem sobie (z tego też jestem dumny, na 102 ? ), że najwyższa będzie ta, która najdłużej utrzyma w swym obrysie promienie słońca.
Wszystkie szczyty wyglądały niesamowicie. Ich wierzchołki płonęły:
– Nuptse (7861 m) po prawej – już utracił swój blask.
– Wierzchołek Lhotse (8516 m) – trochę schowany z tyłu, wciąż żarzy, ale jeszcze tylko przez kilka chwil.
– I nagle wszystko staje się jasne. Widzę wyraźnie potęgę Everestu (8848m) wśrod swoich braci słyszę jego wołanie ?
Pewnego dnia również na nim stanę, a tymczasem przywołam jeszcze dwie anegdoty.
Do czego służy himalaistom przerywnik (ten na literę “k”)?
“Rozbiliśmy obóz pod południową ścianą, ale nie było jej widać. Zakrywała ją gęsta mgła. Rano poprawiła się pogoda, ktoś wyszedł przed namiot. Spojrzał w górę i krzyknął: o krwa! Kolejni uczestnicy wyprawy wchodzili przed namioty, ciekawi. Zadzierali głowy do góry i powtarzali to samo. Krwa! – takie robi wrażenie.”
Tak skomentował południową ścianę Lhotse (8516 m n.p.m.) Krzysztof Wielicki, którego osiągnięć chyba nie trzeba nikomu przedstawiać.
Pewnego styczniowego dnia, stanąłem przed nią i ja (znaczy nie bezpośrednio spod samej ściany, tylko spoglądałem na nią z wierzchołka Island Peak). To trzy kilometry terenu ulokowanego pionowo! Naprawdę wieeeelki kamyk! I wiecie co, nie będę oryginalny:
O k*rwa! ?
Na ogół, w normalnych sytuacjach życiowych staram się nie używać wulgaryzmów (a tym bardziej ich nie nadużywam), ale są takie chwile, kiedy człek traci kontrolę nad swoim słownikiem. To była jedna z takich chwil i nie będę się kajał za publiczne użycie “brzydkiego słowa na k”.
Już widziane…? Ja szczyty zdobywam, blog się rozrasta…
Przemyślenia spod Everest Base Camp
Kiedy byłem tam pod Everestem sięgnąłem po fragment książki o najsłynniejszym polskim himalaiście. Jej autorzy – tak relacjonowali udane wejście Jerzego Kukuczki i Andrzeja Czoka na Lhotse (4.10.1979 r.).
Euforia gaśnie wraz ze słońcem. Kiedy himalaiści schodzą ze szczytu robi się ciemno. Krótki zimowy dzień, kończy się bez ostrzeżenia. Sytuacja robi się dramatyczna.
W którą stronę iść?
Temperatura spadła do minus 40 stopni. Kukuczka kopie jamę w śniegu. Na wysokości 7800 metrów opiera się o Czoka, okrywa płachtą NRC i czeka na wschód słońca. “Jeść oczywiście nie ma co, o piciu nie ma mowy. Liczy się tylko jedno: byle do świtu, byle jakoś to przytrzymać, przeżyć. Okresami zapadam w jakiś letarg, kiedy się z niego otrząsam, ufny, że minęła już conajmniej godzina, stwierdzam, że to tylko kilka minut” – notuje Kukuczka.
…ludzie odchodzą, a lata lecą – nieubłaganie i nieodwołalnie.
Kolejne pokolenia śmiałków mierzą się z ośmiotysięcznikami, himalaizm się upowszechnia, a idea zdobywania szczytów rozpowszechnia. A w świecie gór praktycznie nic się nie zmienia. Everest, Lhotse i inne tkwią tam dalej, dalej rozpalają wyobraźnię i przyciągają niespokojnych duchem szajbusów jak ja.
My pojawiamy się i odchodzimy, a masywy górskie zdają się być niezmienne, mimo naturalnej erozji i całej tej ludzkiej “okołogórskiej” działalności.
Dziś, gdy piszę te słowa, mój smartfon wskazuje 2 listopada. Ogromny szacunek, chwała i cześć należy się tym, których kres ich żywota zastał właśnie na wysokościach. Skoro trochę wzorem Ikara zapragnęli być bliżej nieba i jego los podzielili, to pozostaje mieć nadzieję, że nieco szybciej trafią do niebiańskich ogrodów – kto wie może nawet miejscami górzystych w pewnym swych rewirach?
Przygotowując się na trekking Everest Base Camp
Szanowny Czytelniku / Czytelniczko,
Blog jako forma komunikacji społecznej wymaga selekcji, montażu i redakcji treści audiowizualnych oraz tekstowych. Po to, aby lepiej, łatwiej i przyjemniej się z niego korzystało. Jeżeli czasami publikuję/piszę/wyglądam bardziej “na luzie” lub nie zawsze w sposób dla mnie samego naturalny, to czynię to dla Was. Tak, moi drodzy – aby zarazić Was bakcylem pokonywania swoich słabości poprzez łażenie po nierównym terenie!
Oczywiście do trekkingu do Everest Base Camp należy “podejść” Z GŁOWĄ, po odpowiednim PRZYGOTOWANIU. Szczegółowo piszę o tym tutaj: PRE, czyli Przygotowanie Rzeczą Esencjonalną.
A w tym miejscu pragnę zaapelować do Ciebie, abyś koniecznie pamiętał(a) o pokorze i szacunku, jaki się górom NALEŻY. Bo szczyty są po to, aby je zdobywać, a nie tracić zdrowie lub życie w drodze na nie. Howgh!
Bądź na bieżąco