Maggiore (wym. maadziore) – jak to ładnie brzmi w oryginale, gdy czyta to rodowity włoski lektor. Po naszemu znaczy to “większy” i taki zachwyt we mnie wywołała wycieczka w Alpy Pennińskie na szlak Monte Rosy, rozgraniczające Piemont i Dolinę Aosty (to po stronie włoskiej) od szwajcarskiego kantonu Valais. Za tym ostatnim rozciągają się Alpy Walijskie, znane chociażby z faktu poprowadzenia tam dwóch arterii komunikacyjnych (Simplon oraz Wielka Przełęcz św. Bernarda)
Plan wyprawy:
Razem z Kacprem i Maćkiem (ten ostatni na zdjęciu powyżej w niebieskiej kurtce) ruszyliśmy samochodem do Włoch, w rejon masywu Monte Rosa. Najpierw, planując ataki na: Piramidę Vincenta, Balmenhorn i Signalkuppe, eksplorowaliśmy jego zachodnie połacie – a odpoczywaliśmy w schroniskach: Mantova, Gnifetti oraz Margherita.
Potem nasze stopy stąpały po jego zachodniej części: regenerowaliśmy się w Quintino Sella, snując przy tym plany wejścia na Polluxa i Kastora (po włosku “Polluce” i “Castore”). Ostatnim etapem podróży był Zermatt, skąd po 12 dniach pobytu udaliśmy się w drogę powrotną do Polski.
Poniżej orientacyjna mapka:
Z oboma braćmi regularnie wyjeżdżam w góry, towarzyszyli mi chociażby podczas wycieczki do Austrii:
Następnie pojechaliśmy do Zermatt
Schroniska w cieniu Piramidy Vincenta
Piramide Vincent – aż 4215 m n.p.m. i zaledwie 128 m wybitności – takie skrajne wartości zmierzono dla tego “ostrosłupowego” szczytu. Wchodząc nań szczyt, natrafimy na lodowce (w bliskim otoczeniu wierzchołka wyodrębniono aż trzy takie struktury). Niedawno (5 sierpnia 2019 roku) minęła dwusetna rocznica zdobycia go po raz pierwszy (przynajmniej jeśli chodzi o czasy nowożytne). Sztuki tej dokonali dwaj bracia pochodzący z pobliskiej miejscowości Gressoney.
Nie uprzedzając faktów, powiem, że zadedykuję jej cały akapit. 😉 Jeden z braci miał na imię Nicolas, a drugi Joseph; zaś od ich nazwiska – Vincent – nadano tej górze takie miano. Mikołaj i Józek postawili sobie ambitny cel i prawdopodobnie dość zgodnie współpracując, dopięli swego.
A potem w ich ślady poszedł Paweł Kowalski i jego dwaj dzielni druhowie:
Idąc ku wierzchołkowi tej “piramidy”, odwiedziliśmy dwa schroniska (Mantova oraz Gniffeti), ale trzydniowa relacja z tej wyprawy zasługuje na osobny, bardziej szczegółowy wpis. Niebawem się na blogu ukaże, tymczasem kilka słów chciałbym poświęcić lodowcowi. Przemierzając przez jego niższy fragment (płat zaczynający się zaraz za Indren), naszym oczom ukazały się bardzo małe lejki.
Domyślam się, że powstały w wyniku wtapiania się w lód kamieni, które w pewnych porach dnia rozgrzewane są przez promienie słońca. W jakiejś audycji przyrodniczej była mowa o tym, że skutkiem tego zjawiska jest szczególny mikroklimat, w którym rozwijają się mikroskopijne stworzenia.
Dziesięć czterotysięczników, a każdy wart wspomnienia
Na cały masyw Monte Rosa składa się kilkanaście szczytów, a kilka z nich ma po kilka wierzchołków. Najliczniej wypiętrzył się Breithorn
- Breithorn Occidentale (“zachodni”) – 4164 m
- Breithorn Centrale (“środkowy”) – 4159 m
- Breithorn Orientale (“wschodni”) – 4139 m
- Gemello del Breihorn (“bliźniaczy”) – 4106 m
- Roccia Nera (“czarna skała”) – 4075 m
Górę tę najlepiej atakować od strony szwajcarskiej. Od miejsc, w których się kręciliśmy, był zdecydowanie za daleko.
Zaraz na wschód od tej ostatniej mamy Polluksa i Kastora, kolejne dwa bliźniacze szczyty, które swe miano zawdzięczają mi mitologicznym ubóstwionym herosom. Ich szczera, braterska miłość (nawiasem mówiąc Kacper i Maciej to też bracia, ale nie bliźniacy) doprowadziła do tego, że według podań Starożytnych Greków śmierć jednego z tych Dioskurów (“synów Zeusa”) doprowadziła do tego, że znaleźli się na nieboskłonie. Do dziś pozostają razem, tworząc gwiazdozbiór Bliźniąt.
Dalej w kierunku wschodnim znajduje się dwuwierzchołkowy Liskamm. Zabrakło nam już sił, by do niego dotrzeć, a mieliśmy duży apetyt na trawers między nimi. Przebiega on w poprzek struktury nazywanej Nosem Liskamma, gdyż ten fragment lodowca widziany z lotu ptaka do złudzenia przypomina właśnie tę część twarzy.
Wschodnia część Liskamma urosła aż do 4527 m n.p.m., natomiast zachodnia (4479 m) nazywana jest Pożeraczem ludzi (z niemieckiego “Menschenfresser”). Na ten przydomek pracowała latami, strącając w przepaść śmiałków, którym przy złej pogodzie zamarzyło się pokonać długą, wąską i opadającą stromo grań szczytową.
Nasze zestawienie dopełniają dwa najwyższe szczyty, z których tylko jeden – Dufourspitze (4634 m) widziany jest od strony jeziora Maggiore. Niższy o dwa metry Ostspitze kryje się w jego cieniu, więc ostatnim o którym trzeba w tym miejscu wspomnieć jest Signalkuppe (po włosku Punta Gnifetti – 4559 m).
Ciekawostką jest fakt, że zdołano wybudować tam najwyżej położone schronisko w Europie. Na cześć królowej Włoch – Małgorzaty Sabaudzkiej zostało ono nazwane jej imieniem: Margherita.
Gressoney na zawsze w moim sercu
Nie wiem dokładnie, jak Włosi wymawiają nazwę tego przeuroczego miasteczka, ale można się z nim zakochać od pierwszego wejrzenia…zupełnie jak w przypadku niektórych dziewcząt, których uroda jest wręcz zniewalająca. 😉
Mieszkałbym tam i to jak 🙂 Długo i namiętnie. De facto są dwie wioski, których nazwa rozpoczyna się członem Greesoney: La-Trinité oraz Gressoney-Saint-Jean. Czyli jedna “wychwala” Trójcę Przenajświętszą, a druga hołubi Św. Jana.
Dzieli je pułap dokładnie 250 m, a ta pierwsza nie tylko góruje nad świętojańską, ale również ściąga więcej turystów. Łączy je również wspólna historia. Otóż w latach 1928-1946 obie miejscowości połączono administracyjnie w jedną, mimo że są to dwie odrębne wioski.
Znakiem rozpoznawczym tamtejszej urbanistyki są charakterystyczne domostwa Walserów (tak się nazywa niemieckojęzyczny lud góralski) – drewniano-kamienne budynki osadzone na fundamentach przy zastosowaniu niewielkich filarów przypominających trzony grzybów. Poza tą prześliczną architekturą znajduje się tam również najniższa (w tym rejonie) stacja gondolowej kolejki górskiej.
Gdybyście z powyższych zdjęć (15 ponumerowanych) mieli wybrać 3 najpiękniejsze, które nadawałyby się na pocztówki…to Waszym zdaniem, które by to były? Czekam na Wasze TOP 3 w komentarzach pod artykułem.
Bądź na bieżąco