Hala Ornak
Typowy mieszczuch ze stolicy, słysząc tytułową nazwę, może wyobrazić sobie obiekt sportowy lub handlowy, bo ku takim wiodą skojarzenia np. z warszawską Halą Kopińską (byłem, potwierdzam 😀 ) lub orlikami. Mylny to jednak trop, gdyż tu chodzi o dawną halę pasterską, na której do 1957 roku odbywał się intensywny wypas owiec.
Położona jest w dolnej części Doliny Pyszniańskiej, na zboczach grzbietu Ornak, którego łańcuch biegnie mniej więcej na wysokości 1800-1850 m n.p.m.
Ciekawa jest etymologia tej nazwy: otóż wywodzi się ona od słowa “oreł”, którym w lokalnej gwarze określano orła. Podhalańska legenda głosi, że właśnie na tych zboczach w wyniku upadku ze znacznej wysokości zginął 7-letni chłopczyk, po tym jak porwał go wielki orzeł.
Blisko pół wieku temu, na tym obszarze żwawo szusowali sobie narciarze, ale stopniowo przenieśli się w inne rejony – z lepszą infrastrukturą do uprawiania tego sportu. Potem teren ten we władanie przejęła Matka Natura, a znaczne połacie hali zarosło kosówką i lasem.
Obecnie przez większą część roku idealnie nadaje się do trekkingu, chociaż bywa tam niebezpiecznie (w czasie burzy lub zimą, gdy pobliskimi żlebami schodzą w dół lawiny).
Naszą wycieczkę zacząć warto w Schronisku PTTK na Hali Ornak. Znajdujący się na wysokości 1100 m n.p.m. budynek stoi tam od 1948 roku, zapewniając gościom przyzwoite warunki do noclegu i odpoczynku.
Wycieczka do trudnych nie należy, co może każdemu przypaść do gustu. Ze względu na łączny czas trwania przechadzki wynoszący około 4 godzin z bazy (przy pięknej pogodzie) można wyruszyć nawet po obiedzie.
Smreczyński Staw
Długa na około 1 milę (1600 m) droga do Smreczyńskiego Stawu zwykle zajmuje się piechurom niespełna 30 minut. Pokonywana różnica wzniesień wynosi wówczas 126 m, jako że taflę tego zbiornika wodnego od poziomu morza dzieli 1226 m.
Biegnąca przez las ścieżka (w końcowej fazie wyłożona kamiennymi schodami) ma czarne oznaczenia, idzie się nią łatwo i sympatycznie. Po drodze mijamy Niżną Smreczyńską Polanę – taki jakby taras z dobrym widokiem na Ciemniak.
Przy samej wodzie (doprawdy można to uznać za pełne uroku jeziorko) ustawiono drewniane barierki i kilka ławek, aby turyści mogli w pozycji siedzącej przyglądać się okolicznej przyrodzie. A jest co podziwiać, bo obok rozciąga się rezerwat (do którego nie wolno wchodzić) ochrony ścisłej „Pyszna, Tomanowa, Pisana”.
Zobacz Panoramę:
Barierki blokują też dostęp do bagnistych brzegów stawu, z którym związana jest interesująca legenda. Głosi ona, że budowniczym tego obiektu był pewien baca, który w tym miejscu postanowił wykopać rów odwadniający. Ponoć zakończył prace, kiedy z dna stawu rozległ się tajemniczy głos ostrzegający go przed potopem.
Wierzyć nie wierzyć – przeczytać można ;-). Zresztą kiedyś prostym góralom wydawało się, że ten zbiornik nie ma dna (przejrzystość toni wodnej szacuje się na maksymalnie 2 metry, podczas gdy dziura w ziemi ma wysokość 1-2 pięter typowego bloku mieszkalnego).
Krakowskim Wąwozem przez Smoczą Jamę do Kir
Dla naszej ekskursji ten staw stanowi punkt powrotny. Wycofujemy się tą samą trasą, schodząc na pułap 927 m. Na tej wysokości znajdują się Kiry (osiedle w Kościelisku, ze stylową gospodą “Harnaś” i dość skromną historią). Trzeba być gotowym na prawie dwugodzinny spacer, podczas którego zahaczymy o Smoczą Jamę.
Wpierw jednak czekają nas niebywałe zachwyty, cała gama ochów i achów, a ich źródłem będzie przejście przez Wąwóz Kraków.
Gdyby nie naturalna wilgoć i fakt, że zbyt długi kontakt z zimnem (ciągnącym od skał) prowadzi wprost do złapania co najmniej przeziębienia, to nawet właściwsze byłoby użycie rzeczownika “przeczołganie się” przez ten jar. Bo to jedna z tych atrakcji, przez które trzeba jak wolniej i rozsmakować się w pięknie skalnym blokowisk i roślinności wdzierającej się w każdą szparę.
Jednym kojarzy z wąskimi uliczkami krakowskiego rynku (stąd nazwa), innym wręcz z krajobrazem Tolkienowskiego Śródziemia. Aczkolwiek warto samemu, na własne oczy to zobaczyć i znaleźć własne, mniej lub bardziej bajkowe scenerie jako punkty odniesienia.
Nawet jeśli po drodze miejscami będzie trzeba skorzystać ze szlakowych podpórek czyli stalowej drabiny i ciągu łańcuchów. Nie ma w tym dużej trudności, a jest konieczne, aby dotrzeć do Smoczej Jamy.
Smocza Jama
Taką nazwę nosi prawie 40-metrowa, udostępniona dla ruchu turystycznego jaskinia w Dolinie Kościeliskiej. Zahaczenie w tym przypadku oznacza kontrolowaną krótką podróż we wnętrzu skały, co od biedy może stanowić pewną namiastkę emocji, które towarzyszyły bohaterom powieści Juliusza Verne’a schodzącym do wnętrza Ziemi.
Przeciśnięcie się przez te korytarze (zabezpieczone łańcuchami) oznacza niezbyt trudne (poza okresem zimowym, gdy nie ma zalegającego tam śniegu i lodu) choć momentami strome podejście w górę o blisko 20 m. Otwór wyjściowy ze Smoczej Jamy położony jest bowiem na wysokości 6. piętra, więc odrobina wysiłku gwarantowana.
Ze względu na panujące w środku ciemności (koniecznie należy zachować ostrożność i mieć latarkę – najlepiej czołówkę, co pozwoli nam swobodnie operować rękami), Smocza Jama jest atrakcją samą w sobie. W dodatku niewymagającą opłat za wejście, ciepłych ubrań ani dodatkowego sprzętu czy ponadprzeciętnej sprawności fizycznej.
Bądź na bieżąco