Ponoć jedną z zasad prawdziwego krajoznawstwa jest reguła mówiąca, że nie wraca się do domu tą samą drogą. W grudniu 2017 roku zaznałem niewesołych konsekwencji przestrzegania tego zwyczaju. Ale – jak mawia niezrównany popularyzator Sensacji XX  wieku – nie uprzedzajmy faktów i zacznijmy tę opowieść od początku…

Wyruszyłem w tę podróż busem z Metra Wilanowska w Warszawie. Międzylądowanie w Zakopanem, dalej przemarsz do Kuźnic i postanowienie trzymania się niebieskiego szlaku. Szedłem z przytuliska Murowaniec do schroniska w Dolinie Pięciu Stawów. Chciałem się wdrapać na Kościelec, a skończyć całą trasę na parkingu w Palenicy Białczańskiej. Stamtąd autokar zabrałby mnie do ciepłego i przytulnego mieszkanka w stolicy…

Ale nie – tak się nie stało; pod wpływem fatalnych warunków pogodowych zostałem na noc w Murowańcu. A następnego dnia koniecznie uparłem się na zimowy rajd przez Zawrat.

Kościelec

W drodze na Zawrat. Czekanem wskazuję na Kościelec. Góra wygląda pięknie. Tym razem halny nie pozwolił na wejście, ale co odwlecze, nie uciecze 🙂

Górski peeling twarzy

Moi drodzy, to jest przełęcz – autentyczna, górska, zasypana wówczas śniegiem (gdzieniegdzie po pas) i oblodzona niczym mokre poręcze przy minus 20 stopniach. Jakby tego było mało, to w tamtej lokacji byłem po raz pierwszy i chwilami miałem pietra. Pietra sam odczuwałem, gdyż w tamtej przygodzie żaden Pieter, Piter, Piotrek czy jak mu tam mi nie towarzyszył.

Oj pomyliła się Pogodynka, donosząc o podmuchach osiągających 80 km/godz. Miałem nieodparte wrażenie, że w porywach wiało nawet i ze 150 km na godzinę. Twarz i policzki smagane śniegiem, lodem i tak mroźnym powietrzem to coś, czego byście woleli unikać – no chyba, że ktoś z Was ma skłonności masochistyczne lub jara go ekstremalny peeling.

Droga na Zawrat (dzień po halnym)

Tak silny wiatr zatarł wszystkie ślady, drogę na Zawrat odnajdywałem niekiedy po omacku (wspomagałem się kompasem i GPS). W niektórych miejscach zapadałem się po pas, więc cieszyłem się niczym sztubak każdorazowo, gdy moje nogi natrafiały na pokryte lodem, utwardzone odcinki trasy. Generalnie było dość “lawiniaście” – trudno i ryzykownie, ale zarazem pięknie, co widać na poniższych zdjęciach.

Zdarzył się też jeden poważnie kryzysowy moment, kiedy moje podchodzenie pod górę… przypominało raczej… chodzenie na czterech łapach 😉 Wyobraźcie sobie prawie dwumetrowego chłopa, którego sposób poruszania się był zbliżony do raczkującego brzdąca. Widzicie to w myślach? Tylko bez hejtu proszę! To była ta na “k”, jak jej…kurde blaszka…KONIECZNOŚĆ 😀

Po niej przyszła pora na przerwę, a zszargane nerwy i zziębnięte ciało najlepiej koi i rozgrzewa herbata. Oto poniżony wędrowiec z termosem, w którym stygł ulubiony napój Anglików w wersji górskiej, prądem doprawionej.

To idealna pora na odpoczynek. W takich chwilach sięgam po termos gorącej herbaty..
Rozluźniam mięśnie i wyciszam myśli
Podejście na Zawrat. Zmarzły Staw. Zdjęcie nr 2
Podejście na Zawrat. Patrzę w dół w kierunku Zmarzłego Stawu

Przełęcz Zawrat 2158 m n.p.m.

W końcu po kilku godzinach dotarłem na przełęcz. Żywioł ucichł, a moją głowę nawiedziła taka oto refleksja:

Rzadko bo rzadko, ale jednak natrafiamy na takie widoki, które zamrażają nasz pęd ku jakiemuś końcowi, zatrzymują nas w biegu do jakiejś mety. Wówczas na dłużej dopada nas myśl, że nic więcej do szczęścia nam nie trzeba. Czujemy się wtedy wspaniale – jak istoty spełnione – z poczuciem wypełnionego zadania. Jakby nam przypinali medal za bohaterskie czyny lub dmuchali w fanfary oznajmiające światu, że oto dokonaliśmy czegoś wielkiego.

Widok z przełęczy Zawrat
Widok z przełęczy Zawrat – obrót szyją w prawo 🙂

Zachwyt i radość sprawiają, że oto dzieło jest skończone, a obrazek ze wszystkich puzzli złożony. Nie potrzeba w nim dodatków (chociażby tęczy) ani upiększaczy (np. zachód słońca). Jest nam cudownie, bo w pełni doceniamy tę chwilę, taką jaką jest.

Może gdyby tak samo zacząć myśleć o życiu w ogóle, tzn. po prostu zaakceptować je, takim jakie jest (wraz z problemami, deficytami i przykrościami), to poczulibyśmy się równie wspanialne? Lub chociaż wystarczająco dobrze*. I nie trzeba byłoby wchodzić na żaden pieprzony Zawrat żeby to odkryć 😉

*wystarczająco dobrze (ang. good enough) to także zyskujące coraz większą popularność podejście do życia. Że nie trzeba być super, we wszystkim – nomen omen – górować. Ani za wszelką cenę gonić za sukcesem w takim kształcie, jaki widać m.in. w kolorowej prasie, wszędobylskich reklamach i ociekających bogactwem teledyskach. W wielkim skrócie mówiąc, celebrować każdy, choćby niewielki, acz osiągnięty cel życiowy, lub zesłane nam przez los “małe szczęście”.

Przełęcz Zawrat – zejście do Doliny Pięciu Stawów Polskich

Szlak do schroniska w Dolinie Pięciu Stawów
Zejście z przełęczy Zawrat w kierunku Doliny Pięciu Stawów. Próbuję swoich sił i zjeżdżam na tyłku
Zdjęcie wykonane przy schronisku w Dolinie Pięciu Stawów. Chyba kogoś tu zasypało 😉
Pora wracać do domu przez Dolinę Roztoki.
A tak serio to był to sprint, żeby zdążyć na Polskiego Busa 🙂

Szanowny Czytelniku / Czytelniczko,

Blog jako forma komunikacji społecznej wymaga selekcji, montażu i redakcji treści audiowizualnych oraz tekstowych. Po to, aby lepiej, łatwiej i przyjemniej się z niego korzystało. Jeżeli czasami publikuję /piszę /wyglądam bardziej “na luzie” lub nie zawsze w sposób dla mnie samego naturalny, to czynię to dla Was. Tak, moi drodzy – aby zarazić Was bakcylem pokonywania swoich słabości poprzez łażenie po nierównym terenie!

Oczywiście chodzić czy wspinać się należy Z GŁOWĄ, po odpowiednim do danej wyprawy PRZYGOTOWANIU. Szczegółowo piszę o tym tutaj: PRE, czyli Przygotowanie Rzeczą Esencjonalną

A w tym miejscu pragnę zaapelować do Ciebie, abyś koniecznie pamiętał(a) o pokorze i szacunku, jaki się górom NALEŻY. Bo szczyty są po to, aby je zdobywać, a nie tracić zdrowie lub życie w drodze na nie. Howgh! 🙂

Głosy gości / Wystaw ocenę
[Razem: 46 Średnia ocena: 5]