„Myślał indyk o niedzieli”…a wiadomo z przysłowia ludowego, co się wydarzyło w sobotę, gdy jego głowa dostała się pod rzeźnicki topór… Jak widać, nie dla wszystkich weekend jest długo wyczekiwaną okazją do rozrywki połączonej z możliwością „naładowania baterii”. 😉

Nie tylko w Tatrach drób trzyma się mocno 😉

Gęsia Szyja leży sobie stabilnie od milionów lat w Karpatach, w reglowej części Tatr Wysokich i najwyraźniej ta „gęś” nie ma zamiaru swego wierzchołka (1489 m n.p.m.) kłaść pod ostrze noża. Generalnie cały masyw o tej nazwie (a brzmi ona tak przez to, że jej wygięty upłaz tutejszym góralom kojarzył się właśnie z szyją tego udomowionego ptaka) „nie ma skłonności samobójczych”. I zanim erozja doprowadzi do kresu tych skał, to mogą minąć kolejne setki tysięcy lat, więc słusznie można o tej tatrzańskiej atrakcji powiedzieć, że należy do tych „długowiecznych”.

A jako że nie znam się nic a nic na ”bogatej florze roślin wapieniolubnych”, (ponoć tam występujących), to spuszczę na ten wątek zasłonę milczenia.

Opowiem Wam za to o tym, jak bardzo zachwycony byłem niewymagającą dużego wysiłku (więc nadającą się dla wszystkich, nawet dla rodzin z dziećmi) wycieczką w ten rejon

Odbyłem ją wraz z moją dziewczyną Patrycją, więc za jednym razem połączyłem „przyjemne z jeszcze przyjemniejszym”. A na sam wierzch – niczym kultową, kabaretową „zasmażkę” – dołożyłem do tego pożyteczny dla kondycji spacer, po którym człek robi się głodny. W efekcie zyskuje lepszy apetyt na:

1. obiad (czy ktoś z Was, czytających te słowa – w tym momencie również pomyślał o wybornie przyrządzonym indyku? hehe)

2. kolejny taki weekend (bo to korzystne należy replikować, howgh)

3. na życie w ogóle – bo zabijamy nudę, zwalczamy prokrastynację, oddalamy od siebie depresyjne chmury 🙂

A że wspólne wędrówki po górach (i nie tylko zresztą) sprzyjają lepszemu poznawaniu się, to chyba o tym nawet nie trzeba zapewniać.

Gęsia Szyja otoczona Dolinami: dużo nazw własnych i wszystkie ważne! 😉

Wybijająca się na około 75 m (względem przylegającego terenu) Gęsia Szyja otoczona jest dwiema znacznej wielkości dolinami walnymi. Od strony zachodniej Doliną Suchej Wody, którą tłumnie odwiedzający piechurzy maszerujący przez m.in. Halę Gąsienicową lub zmierzający do co raz bardziej przypominającego hotel schroniska Murowaniec. Od wschodu zaś górę tę okala Dolina Białki wraz ze swymi odnogami: doliną Filipką (rozciągającą się bardziej z północnego zachodu) i Doliną Waksmundzką (położoną na południu). Całkowitych 360 stopni tego „koła” dopełnia niezbyt wielki wycinek Doliny Złotej, która zamyka tę płaszczyznę od północy.

Dolina Suchej Wody
Dolina Białej Wody
Dolina Waksmundzka
Dolina Złota

Na marginesie dodam, że widoczna na fotografii poniżej Dolina Białej Wody (tu ciekawostka przyrodnicza: to w jej zakamarkach znajdują się ponoć najbardziej okazałe w całych Tatrach niedźwiedzie mateczniki) nie jest po prostu inną nazwą na Dolinę Białki.

Dla geografów (a to przecież ich sprawka, bo to oni nam chodzącym po górach te wszystkie punkciki oraz obszary obrysowali i ponazywali) to nie to samo. Albowiem, co warto wiedzieć po wizycie na szczycie Gęsiej Szyi, Dolina Białej Wody – stanowi kluczowy ciąg Doliny Białki, czyli jest jej fragmentem. A i tak żadnej z nich nie należy mylić z Doliną Białego, którą idziemy na Sarnią Skałę.

Panorama z Gęsiej Szyji

Gdy, stojąc na wierzchołku, wykonamy nieprędki i uważny pełny obrót ciałem, to wszystkie te obniżenia terenu ukażą się naszym oczom – o ile akurat nie ma tego dnia nisko zalegającej mgły.

Jednakże to, co tak bardzo od dekad (pierwszego udokumentowanego zimowego wejścia na Gęsią Szyję dokonał duet Józef Borkowski i Mariusz Zaruski w początkach kwietnia w 1907) zachwyca turystów, znajduje się powyżej tych wszystkich wymienionych wklęsłości.

W rzeczy samej to są szczyty, a wśród nich ten, który – gdyby go ożywić – to na całe Tatry patrzyłby z góry. Tak, tak moi Drodzy: tam w oddali po stronie słowackiej na tym zdjęciu widoczny jest – uwaga, bo „nadchodzi” – jego wysokość Gerlach.

Aczkolwiek poniżej tych rekordowych tatrzańskich 2655 m n.p.m. też jest niesamowicie ładnie i „popularnie”. Zaiste, przy bezchmurnym niebie wiele ich stamtąd dostrzec można np. Wysoka, Rysy, Żabi Mnich, Kasprowy Wierch, Giewont, Kopa Kondracka.

Aczkolwiek bliżej (i przez to lepiej widoczne) są te „słabiej znane, więc też mniej oblegane”, które udało mi się w dobrej rozdzielczości uchwycić w kadrze:

Ty też nie jesteś indykiem!

O ile mnie pamięć nie myli, to żadnego z tych uchwyconych na fotografiach szczytów (poza Gerlachem) nie miałem jeszcze okazji zdobyć, ale przecież jeszcze wciąż młody jestem – i wszystko przede mną.

I na pewno nie zamierzam być jak ten przysłowiowy indyk, który nie tylko rozpoczął, ale i również zakończy ten wpis. Dla młodzieży mniej zorientowanej w mądrościach ludowych (ugruntowanych w języku być może nawet już przed II wojną światową) wyjaśniam przesłanie kryjące się w tym porzekadle: „Myślał indyk o niedzieli, a w sobotę łeb mu ścięli”. Tak się mówi „o kimś, kto się zbyt długo lub niepotrzebnie namyśla”, tudzież frazy tej używa się, aby podkreślić sens tworzenia planów ograniczonych wyłącznie do najbliższej przyszłości.

A jaki jest Twój plan na najbliższy wolny weekend? Odważ się proszę nakreślić go (w końcu nie jesteś indykiem) i wstawić jako komentarz pod tym tekstem 🙂

Głosy gości / Wystaw ocenę
[Razem: 6 Średnia ocena: 5]