Wpis gościnny Panny Anny
Odkąd pamiętam szalone spotkania z moimi przyjaciółkami owocowały w spontaniczne pomysły, a że lubię zbierać plony naszych pomysłów to tym razem zebrałam kolejny i to taki który zagościł w moim sercu.
Piękny wieczór marcowego narodowego dnia kobiet (tfu może to nawet międzynarodowe święto- kto by to tam notował) wspomniane wyżej spotkanie (lekko zakropione) przynosi pomysł wybrania się w góry – w PIENINY… w tamtym czasie o górach wiedziałam tyle co o asteroidach (czyli nic) trudno było mi je nawet nazwać jako majestatyczne bo jedyne jakie znałam to widok na Gubałówkę z Doliny Krupówkowskiej…i wcale niczego tu nie umniejszam tym dwóm punktom bo dla takiego miastowca jakim wtedy byłam to i tak było już dużo.
Historia pisana górą


Pierwsze opowieści o chodzeniu po górach wypływały z ust Gosi kolejne były zbiegiem okoliczności. Jedna z Instagramowych znajomości przywiodła do mnie górskiego człowieka. Sposób w jaki opowiadał o tym co mu dają pochłonął mnie w całości. Wiedząc już nieco więcej od moich znajomych bliższych i dalszych skrupulatnie przygotowałam się do wyjazdu z koleżankami. Kupując pierwsze buty trekkingowe słyszałam jego opowieści o eskapadach po Sudetach wyobrażając sobie siebie w roli górskiej kozy biegającej po górach…
Wchodząc na swój pierwszy szczyt w Pieninach Trzy Korony już wiedziałam, że kozą nie będę a moim hasłem stanie się „powoli, ale do celu” … ? Niezależnie od tego jakim stylem zwierzęcym tam weszłam (żółw) to trudno mi opisać co tam ujrzałam i nie dlatego, że mam ubogi zasób słów bo nie mam a dlatego, że zjadł mnie strach- opierając swój tyłeczek na słupku z dala od barierek z głową do dołu przemieściłam się do odwrotu… Zdołałam przez chwile oszukać IG nagrywając filmik w którym niby się nie boję…. Dziś mi głupio, dlatego zgłaszam czynny żal jak w Urzędzie Skarbowym kiedy coś przeskrobiemy (nie pytajcie skąd wiem) hah.. LOOOL
Później była już tylko miłość

Zaczęłam od Pienin, przeszłam przez Sudety – Góry Sowie, na Masywie Śnieżnik byłam jedynie na Śnieżniku, w Górach Stołwych odkryłam drogę stu zakrętów a na niej przepiękne szlaki którymi zainspirował mnie kolejny napotkany Instagramowy góroholik, Gorce i jego główne szlaki, aż dotarłam do dziewczyny zrzeszającej fajne laski, które robią różne inspirujące rzeczy w górach i tak pojechałam na spanko w portalach wiszących na Górze Wdżar.
Wtedy też pojawiły się pierwsze kroki we wspinaczce i nie miałam pojęcia, że po tej adventurze w namiotach będę miała jeszcze ochotę dotknąć skałę gołą ręką związana liną, ale po kolei…
Całodzienne szkolenie z Himalya Base Camp pozwoliło mi dostać się w nocy do portalu aby tam spać… Pewnie każdy kto to czyta ma w głowie poprzednią wyprawę na Trzy Korony i strach jaki wtedy mi towarzyszył… Nie było inaczej ? oko zamknęłam nad ranem, a o 7 trzeba było już je otworzyć. Wtedy z namiotu zobaczyłam TATRY i się zakochałam na zabój! Wiedziałam, że mój kolejny wypad będzie właśnie tam.
Kierunek Tatry
Bardzo szybko zorganizowałyśmy kolejny wypad tym razem w TATRY.
Podobne przygody

Jeśli uważasz, że moje publikacje są interesujące lub wniosły jakąkolwiek wartość do Twojego życia, to postaw mi proszę wirtualną "małą czarną". Dzięki Twojemu wsparciu serwis pozostanie bez tych brzydkich reklam, które ciągle trzeba zamykać.
Bądź na bieżąco