Zanim przejdziemy do konkretów, chciałbym zaprosić Was na niejakie uzupełnienie niniejszego materiału. Druga, samodzielna jego część dotyczy Muru Skwirczyńskiego, który od Łabajowej oddalony jest o kilka kilometrów, a podobnie jak ona stanowi świetne miejsce do wspinaczki. Zapraszam więc do obu materiałów!

Jak dojechać?

Na Łabajową Skałę trafić jest łatwo, bo to pierwsza, którą widzimy po wyjściu z dzikiego parkingu (można jeszcze zaprakować nieco wcześniej przy kasie do Jaskini Nietoperzowej. Koszt 5 zł).

Miejsce to obfituje w tak dużą liczbę dróg wspinaczowych (aż 53!), że jedynym sensownym rozwiązaniem jest zostać tu nieco dłużej.

Kliknij w link Google Maps

Uchwyciłem Piotrasa jak robi zdjęcie Łabajowej 😀

To super miejsce na letnie wspinanie, zresztą podobnie jak wspomniany Mur Skwirczyńskiego. W przypadku tego drugiego skała leży w środku lasu, który daje wytchnienie od ciepła w gorące dni i sporo cienia.

Na Łabajowej, na samym środku skały uformowała się Nyża (jaskinia), która chłodzi otoczenie. Jeśli miałbym to zjawisko do czegoś porównać, to najbliżej jest mu do lodówki ?

Wejście do lodówki

W pobliżu nyży często odbywają się szkolenia. Trenuje się tu wychodzenie na linie, czy też zjazdy z rannymi.

To rozległy teren, dzięki czemu zmieści się tu wielu wspinaczy, a na drogi nie trzeba jakoś specjalnie długo czekać. Jeśli wystąpi jednak taka konieczność, to w pobliżu znajduje się całkiem fajna (choć nieco zarośnięta) łąka, na której można wyciągnąć kości, zjeść coś i naładować baterie.

Wspinaczka na Łabajowej Skale – opisy dróg

Kakało

Postanowiłem zacząć od czegoś nieco łatwiejszego… i jakże wielkie było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że już tutaj miałem spore trudności. Wybrałem sobie drogę wdzięcznej nazwie Kakało (TOPO). Długa jest na 14 metrów, ma 5 ringów asekuracyjnych i wyceniono ją na V+. Początkowo totalnie nie potrafiłem wyczuć tu chwytu, a ręce ślizgały mi się po obłych kształtach. Namęczyłem się tu, ale ostatecznie jakoś wyszło ?

W Oka Pnieniu – czyli okapy, okpay, okapy

Zaraz po Kakale przenosimy się na drogę nazwaną W Oka Pnieniu (VI i tyle samo ringów). To miejsce, które słynie z okapów właśnie. W końcu po to tutaj przyszliśmy. 😀 Wychodzi się na 16 metrów, ale przysięgam, że to 16 metrów, które potrafią dać mocno po tyłku (TOPO).

Generalnie crux tej drogi polega na niedługim trawersie pod okapem. Widziałem, że niektórzy mają go gdzieś i brną do góry. Ja w każdym razie trzymałem się TOPO i poszedłem trawers na odciąg, wkładając ręce w poziomą rysę. Trochę przytłoczył mnie okap nad głową, ale mija się go z lewej strony. Generalnie nogi trzeba tu trzymać szeroko i po skosie wyjść na górę.

Nasze Błoto – czyli mam po co tu wracać

Na Nasze Błoto poszedłem zaraz po W Oka Pnieniu. Miałem dobry nastrój i czułem się pewnie po poprzednim wejściu. Droga zaczyna się z prawej strony wspomnianej jaskini i z tego powodu robi się tu serio chłodno. osoba asekurująca będzie potrzebowała polara czy bluzy.

Niestety nie udało mi się wspiąć Onsajtem, zbulowałem się na niej do granic. Konieczny był blok i odpoczynek, bo z jakiegoś powodu próbowałem po przewieszce ruszyć w prawo. W tym miejscu chwyty nie znajdują się jednak z tej strony, tylko zaraz nad głową. Jest tam też super miejsce na prawą nogę, ale nie dałem rady jej tam przełożyć. Cholernie żałuję tej drogi wiem na pewno, że na nią wrócę.

Ogólnie na Naszym Błocie jest 6 ringów, wspinaczka ciągnie się na długość 18 metrów, a jej wycena to VI (TOPO).

Niedziela Palmowa – czyli bez świątecznej atmosfery

Filip na prowadzeniu. Ten to ma moc!

Choć nazwa może nie wskazywać, to tutaj zaczyna się już porządna wspinaczka. Kiedy tu byliśmy z przyjaciółmi na ostatnim wypadzie, to nikt nie potrafił dojść do drugiej wpinki. Właściwie to już pierwszą trzeba zrobić w totalnym przewieszeniu, bo wspinacz jest pod okapem i cała masa ciała opiera się na dwóch palcach. Wycena drogi to VI.2 (TOPO). Oczywiście można próbować poradzić sobie tak jak Filip, który haczył piętę, żeby jakkolwiek przenieść część ciężaru.

Lewa Ręka w Ciemności – o tym, jak się przekonałem, że nazwa jest nieprzypadkowa

Piotras zaciska zęby. Byłem pewien, że po wpince krzyknie blok, ale skubany dobry jest i wyszedł w górę

Prowadzi przez okap, który może człowieka wykończyć.

Tak się składa, że napisał do mnie autor drogi odnośnie jej nazwy:

“Lewa Ręka w Ciemności” jest oczywiście nawiązaniem do tytułu książki Ursuli le Guin, którą czytałem w czasie czyszczenia i przystawiania się do tej drogi, ale bezpośrednio nawiązuje do tego, że urwałem ścięgno w palcu serdecznym lewej ręki (odkleiło się od kości), atakując drogę w temperaturze -5’C i leczyłem tę kontuzję okładami z błota borowinowego – stąd ta ciemność (takie były realia rehabilitacji w PRL na przełomie roku 1988 i 1989).

Muszę przyznać, że to całkiem ciekawa historia. Piotrek, którego również widzicie na zdjęciach, równiez ulegał kontuzji. Uważajcie łojanci, gdzie wsadzacie swoje lewe ręce 🙂

Taki klasyk jurajski, a sama wspinaczka wyceniona jest na mocne VI.1+.

Głosy gości / Wystaw ocenę
[Razem: 7 Średnia ocena: 5]