Turnia Kursowa zewsząd otoczona jest lasem, który stanowi naturalną i bardzo przydatną ochronę przed letnim żarem lejącym się z nieba. Cień dostarcza koniecznego ukojenia, a to ostatnie sprzyja odpoczynkowi i łatwiejszemu znoszeniu porażki wspinaczkowej. A taka mi się w tamtym miejscu przydarzyła: podczas relacjonowanej tu wizyty w tym rejonie, nie byłem w stanie pokonać Drugich Dwóch Baniek.

Obok Kursowego Filarka to najważniejsze z tamtejszych dróg. Obie drogi mają po VI+ trudności i poprzednio udało mi się je poprowadzić. Nie mam pewności, co się stało tym razem. Albo moc mi spadła albo jeszcze nie osiągnąłem takiego poziomu, aby regularnie “połykać” takie “ogóreczki”. 😉

Skała Kursowa jest o tyle fajna, że obok znajdują się również drogi IV+, V, V+. Zatem jest na czym się rozgrzać. Łatwo tam trafić, wystarczy skierować nasz środek lokomocji ku miejscowości Smoleń. My tak zrobiliśmy. Samochód pozostawiliśmy na prywatnym parkingu z naprawdę korzystną (zwłaszcza jeśli to porównać do opłat za parkowanie w śródmiejskich strefach największych polskich aglomeracji) ceną: zaledwie 5 zł za cały dzień. Piszę “prywatnym”, ale będąc z Wami całkowicie szczerym, muszę nadmienić, że teren nie jest nawet ogrodzony, po prostu siedzi tam starszy pan, który pobiera od kierowców myto. Nie sprawdzałem, ale że jest to jego plac.

W oddali widać Turnię Kursantów

Ścieżka dochodząca do skał wiedzie przez pole, a od samego parkingu jest w miarę blisko, co pewnie ucieszy wielbicieli krótkich dystansów lub tych, którzy tachają ze sobą masę sprzętu.

Gdzieś w tej okolicy zgubiłem swój amulet, a potem przyjechałem z Kubą, który sprawił mi dużą radość, odnajdując go. Ta opowieść już przeszła proces cyfrowej archiwizacji, więc dzieli Was od niej zaledwie jedno kliknięcie:

Od bardziej doświadczonych kolegów po fachu dowiedzieliśmy się, w czym tkwi największa trudność (czyli krux) Drugich Dwóch Baniek. Jest tam takie miejsce, gdzie trzeba energicznie wyskoczyć do klamy. Przypominam, że klama to duży, wygodny chwyt na całą dłoń. Można to zrobić, bedąc na odciągu. Bodajże prawa ręka ma wtedy pole po popisu. Znajduje się tam szpara, taka na dwa palce i podchodząc nieco wyżej, zmieniamy ustawienie dłoni.

Do tej pory ułożenie było takie, że na tych dwóch palcach się podciągaliśmy (czyli palce były skierowane opuszkami do dołu), teraz trzeba je skierować do góry, żeby napierać na górne ścianki tej dziury, zwiększając dzięki temu nacisk na stopnie. Te kilka sekund pozwoli nam uwolnić drugą rękę i wyskoczyć do klamy, czyli w tym przypadku do Bani. Bowiem tak się mówi o klamie, która cechuje się solidnością. W każdym razie ponoć zabawa jest przednia.

Czas I Miejsce Aprowizacji

Dodatkowo, odkryłem fajne połączenie obiadowe: ziemniaczki gotowane w mundurkach + hummus (taki zwyczajny dostępny w sieci popularnych dyskontów) – palce lizać.

Taka kombinacja kulinarna nie tylko świetnie smakuje, ale też wpisuje się w kontekst poruszony już przeze mnie w tym materiale:

Częste i miarowe ataki strachu

Natomiast wdrapując się Filarkiem Kursowym, miałem nieodparte wrażenie, że trochę obniżam sobie poprzeczkę. Niby wycena na VI+, ale zasadniczo wchodziłem jak w masło. Choć był jeden moment, gdy – posiłkując się terminem zaczerpniętym od Wojciecha Kurtyki – zaznałem “dżemu”.

Przestrzeń nagle trochę zgęstniała, czułem się jakby coś krępowało moje ruchy. Mówiąc całkiem wprost: trochę się wtedy bałem. Moi ziomale nazywają taki stan Elvisem – od nogi, która częstokroć dygocze w chwili, gdy pozytywne myśli spowite są przez mgłę niepewności. W dawnych czasach, chcąc zakomunikować kawalerowi odmowę wydania córki za mąż, gospodarz decydował o podaniu mu zupy zwanej czarniną. Zaś góra, która najwyraźniej “nie chce być zdobyta” serwuje śmiałkom “dżem”. Potrawy może i się zmieniają, ale zwyczaje pozostają zbliżone: nie ma to jak typowa, polska gościnność, hehe ;-P.

Pawełek asekuruje Martynę na filarku. Ja się bacznie przyglądam

Wystartowaliśmy w przewieszeniu. Wyjście w górę wymagało siły i przytulenia się do skały. Stosowne wskazówki odebrałem od Martyny, która pokazała, jak należy to przejść. Dzięki dużej sile i dobrej technice bardzo dobrze się wspina. W sumie nic dziwnego, bo od lat jest członkinią klubu wspinaczkowego z Radomia, w którym mieszka. Prowadzi drogi do VI.3 i ma posturę, wobec której należy mieć respekt.

Jak okiełznać strach podczas wspinaczki?

Rozgrzewamy się na V

Jak sobie poradziłem z tym dżemowym “kleksem”? Postanowiłem przywołać (sięgnąłem po specjalne zaklęcie) smoka, a ściślej smoczycę, którą nazywam “Księżniczką Zofią” (czy smok o takim imieniu może być groźny?). Tak sobie myślę, że mam w sobie smoka. Chyba każdy go ma, tylko wielu z Was o tym jeszcze nie wie, bo ten smacznie sobie śpi, w tej czy innej formie hibernuje.

A ten mój Skurczybyk, nie dość że ma się dobrze, to nawet ostatnio troszę urósł. Ponoć odważny jest nie ten, kto nie odczuwa lęku, ale ten, kto potrafi nad nim zapanować i mimo wszystko zacząć działać. Ja jeszcze nad swoim smokiem nie panuje. To dopiero początek naszej przygody. Ale rzucam mu wyzwanie! Przeciwstawiam się! Walczę ze smoczycą, i rośnie we mnie poczucie mocy – sprawczości i kontroli nad ciałem.

W niepojęty dla mnie sposób dokonuje się wówczas przełożenie tej siły na wewnętrzną pewność siebie, na wybuch odwagi, która dodaje mi skrzydeł. Zapewne, na poziomie fizjologii w procesie tym bierze udział adrenalina, ale jej działanie to czysta chemia. A ja w chwilach przywoływania smoczycy (który dorosły facet po kilku przejściach bałby się na serio takiej księżniczki?) potrzebuję fizyki. Owego impulsu, który wprawia moje mięśnie w ruch, zmusza je do pracy, w gruncie rzeczy małoskomplikowanej pracy fizycznej.

Bardzo fajny start na przewieszce

Dzięki temu mogę wznowić aktywność pt. poruszanie się po pionowej, mniej lub bardziej nachylonej powierzchni skalnej. Taka mechanika umożliwiła mi pokonanie Kursowego Filarka. Bez regularnego treningu i sprostaniu wyzwaniom o postępie w żadnej dziedzinie życia (ze wspinaczką włącznie) nie może być mowy. Często i miarowo atakować drogi trzeba – oraz nie przejmować się ewentualnymi niepowodzeniami.

Skał Zegarowe. Całkiem Inna Miara Atrakcyjności

No i jeszcze wypadałoby chociażby wspomnieć o Skałach Zegarowych zaraz za Turnią Kursantów. Jako żywo są one jeszcze dla mnie za trudne na wspinaczkę, ufam, że dla mnie niebawem wybije odpowiednia godzina na Zegar…ową 🙂

więcej już niebawem..

Głosy gości / Wystaw ocenę
[Razem: 13 Średnia ocena: 5]