Goncerzyca na Jurze środkowej to nazwa jednej z wielu litych skał smoleńskich charakteryzujących się wyraźną i zróżnicowaną rzeźbą. Wspinaczka (w większości tradowa, czyli z własną asekuracją) po niej odbywa się zarówno w płytach jak i w wybitnych rysach oraz kominach. Ponadto cechują się one wystawą północną. Taka ekspozycja na słońce przekłada się na wyśmienite warunki wspinaczkowe latem – w szczególności gdy upał jest tym jednym słowem, które samo ciśnie się na usta.
W najwyższym punkcie tego masywu od ziemi do wierzchołka jest blisko 30 metrów, zaś najwięcej różnorodnych dróg wspinaczkowych ma do zaoferowania Sektor Centralny. W bezpośrednim sąsiedztwie tej przestrzeni są jeszcze cztery inne, już nazwane i zbadane, natomiast w pobliżu można zauważyć szóstą, względnie dziewiczą ścianę, która czeka na wizyty śmiałków.
Jak dojechać pod Goncerzycę?
Skorzystaj z tej lokalizacji:
Parking: Google maps: Strzegowa 53
Pod Goncerzycę można dojechać autem, które zaparkowałem pod lasem w cieniu drzew. Taka opcja stanowi wcale nie tak drobny jak się może wydawać “dodatni plus” logistyczny – szczególnie gdy ma się – tak jak ja – niesprawną klimatyzację.
Początkowo samochód sunął wąską asfaltową drogą aż do końca, czyli do miejsca, w którym widniał zakaz parkowania (chyba ze względu na teren prywatny). Wycofałem zatem wehikuł, a następnie wraz z kolegą Krzyśkiem wygramoliliśmy się z niego i pod samą ścianę szliśmy blisko kwadrans całkiem nieźle wydeptanymi ścieżkami. Wprawdzie było je widać, ale i tak warto mieć w smartfonie aplikację mapy.czy
Jak wygląda wspinanie na Goncerzycy?
Ostatnie pół dnia spędziliśmy właśnie w Goncerzycy, jako że w naszym zasięgu były jedynie 3 drogi (wspinam się do VI+ On sightem)
Leśne położenie tytułowej skały dostarczyło nam jakże miłego cienia w ten skwarny czerwcowy dzień. I chociaż uwielbiam leśne ostępy, to jednak wygodniej biwakuje się na otwartej przestrzeni – zwłaszcza gdy pod stopami mamy zielony trawiasty „dywan”.
Goncerzyca jest doprawdy ogromną skałą; drogi tutaj liczą sobie po 30 metrów długości – co akurat bardzo mnie cieszy. Również przez wzgląd na fakt, że tamtejsze struktury (mimo że wapienne) mają bardziej górski charakter. Słusznie określono to miejsce za okazały, wykuty ręką Matki Natury amfiteatr.
„I do południa budzikom śmierć” 😉
Był początek czerwca, a my zaczęliśmy przed południem, więc cała nasza wędrówka – oglądana z boku – mogła sprawiać wrażenie, jakby Krzychu kierował się ku Słońcu. Tę stronę masywu oświetlały ostatnie promienie dobiegające z centrum Układu Słonecznego.
Dobrze jest zacząć o tej właśnie porze (nie wcześniej), aby strumienie fotonów nie świeciły nam w oczy. A jeszcze przyjemniej zrobiło się później, gdy ten wycinek skały przykrył błogi cień, którego źródłem jest pobliski las. Nasze ciała zaznawały rozkosznej ulgi, spotęgowanej dodatkowo brakiem komarów (o dziwo!) oraz innej maści robactwa.
Rozgrzewkowa V
Rozgrzewkowa prowadzi w zacięciu (prawa strona centralnej części). W tym miejscu nachodzą na siebie dwie skały, a w miejscu ich zespolenia natykamy się na dużą rysę. Widać ją dobrze na poniższym horyzontalnym zdjęciu, zatem stopą można wybijać się zarówno z jednej jak i drugiej części skały.
Tutaj* opisane topo wskazuje że powyżej pierwszego stanowiska znajduje się kolejne – natomiast my postanowiliśmy zjechać z tego pierwszego. Jak to chce, to dodatkowo całą tę rozgrzewkę można sobie trochę utrudnić, rozpoczynając nieco z lewej strony. W takim wariancie stopy nie znajda oparcia w postaci ścianki na prawej stronie. Tam również znajdują się ringi, które finalnie łączą się z Rozgrzewkową. Szacuję, że ta część drogi (dobrej na rozwspinanie się) powinna być opatrzona cyfrą VI
Gniazdo Cruxa VI+
Jak już poczujemy się rozgrzani, to przechodzimy na drogi docelowe. Zastanawiając się nad pierwszą, nasz wybór ostatecznie padł na Gniazdo Cruxa. Fajne w nim jest, że wchodzimy do wklęsłej formacji ulokowanej w środku skały. Doskonale widać to na tej fotografii:
Sama wnęka jest gładka jak lustro, zaś chwyty znajdują się na lewo i do góry od niej. Zasadnicza trudność polega więc na tym, żeby na tym jednym niewygodnym, ale nie najgorszym chwycie na trzy palce wyjść i złapać ręką czegoś powyżej.
Nie jest szalenie trudne, ale gniazdo trochę nas z niego wypycha. Z istotnych rzeczy, to warto zapamiętać, że trzeba na tej drodze stosować schemat: odpowiedni balans ciałem, sięgniecie do chwytu lewa ręką i następnie chwycenie się tego, co tam znajdzie nasza dłoń. Zarazem jest to trening zaczepiania stóp na dość gładkich stopniach.
Odważny Odważnik VI.1/VI
Następna droga oznacza nieznaczny, ale jednak przyrost trudności, albowiem Odważny Odważnik (nazwa wywołuje uśmieszek) ma typowo górski charakter.
Najpierw natkniemy się tam na piękną rysę, którą uznałem (nie wiem czy do końca słusznie za jej kruks). Dostępna jest możliwość podążania nią na wprost, jednakże jej ułożenie sprawia, że w moim odczuciu lepiej jest tamtędy iść dilfrem.
Kilkukrotnie już z tej przydatnej techniki korzystałem, a ostatnimi czasy byłem świadkiem użycia jej przez pewnego czeskiego wspinacza:
Duże i głębokie rozmiary omawianej rysy sprawiają, iż palce dłoni nie zapinają się na niej. Toteż chwyt jest raczej półzamknięty, ale na szczęście wciąż gwarantujący dobre trzymanie. Stopnie po lewej strony rysy są idealnie przygotowane przez naturę, więc idzie się nadspodziewanie dobrze, płynnie przekładając rękę za ręką.
Po pokonaniu rysy, przechodzimy na półkę i wchodzimy w kominek – tam dobrze jest być ubranym w dłuższy rękaw, żeby po prostu uniknąć niepotrzebnych otarć skóry. Prawa część owego kominka szybko się kończy i zamienia się w filarek, na którym można postawić nogę.
Potem całkowicie przechodzimy na ściankę po lewej stronie, kierując się do stanowiska. Sama ścianka również jest czujna, a cała droga – w mojej opinii – bardzo ciekawa i zróżnicowana.
C.K. Ekiperzy
Dodam jeszcze, że na lewo od tej drogi natrafimy na kolejną interesującą opcję o nazwie C.K. Ekiperzy, a sama droga prawie idealnie nadaje się na patent VI.1+, czyli wymaga poświęcenia jej więcej czasu.
Droga bowiem wiedzie przez głęboką, wydrążoną dziurę, w której najwyraźniej mieszka jakieś ptaszysko. Dziura spowodowała zaciek na kilka metrów – w naszych oczach wyglądało to na ślady życia. Biorąc ten fakt pod uwagę, uznaliśmy, że darujemy ją sobie. Jako „wspinaczkowi dżentelmeni pełną gębą” nie chcieliśmy niepokoić tamtejszych mieszkańców.
Skała w lesie na upalne dni – podsumowanie
Na plus:
Oceniając całokształt tych zmagań, dałbym wysokie noty z kilkoma wszakże minusami. Lita skała, wokół las, niezły dojazd – jednym słowem super-miejscówka. Idealna zwłaszcza na upalne dni, gdy nie możemy przeznaczyć na tamtejszą wspinaczkę całego dnia, a chcemy robić „konkretne rzeczy” wspinaczkowe.
Drugie pół dnia można poświęcić na przemieszczenie się np. do Rzędkowic, rozłożyć namiot i spróbować wstawić się w Nikodemówkę.
Na minus:
Do puli elementów negatywnych zaliczyłbym kilka drobnostek, które to „esteci o delikatnej osobowości” mogą uznać za upierdliwe.
Przede wszystkim skała wydaje się być niechodzona lub przynajmniej – niedostatecznie zadbana. W szczególności na drogach tradowych widzimy z bliska postepowanie niestrudzonej przyrody, która najwyraźniej pragnie „odzyskać ten rejon dla siebie”. Zarastają ją wszędobylskie chaszcze, które wraz z upływem czasu będą kontynuować ekspansję – o ile ludzie nie zatrzymają tego procesu.
Ewentualny brak adekwatnej pielęgnacji z naszej strony (a tym m.in. zajmują się ekiperzy) doprowadzi to tego, że będzie bardzo trudno podejść do punktów, z których startują drogi wspinaczkowe.
Poza gnieżdżącymi się tam wszędzie trawami oraz chwastami (ich obecność wskazuje na zaniedbania) trzeba mieć baczenie na masy błota, które najpewniej wytworzą się tam, gdy spadnie tam solidny deszcz.
Bądź na bieżąco