W grudniu AD 2021 uśmiechnęła się starożytna bogini Luna, nieomal oślepiając mnie księżycową poświatą. Ja stałem wtedy jak zamroczony nad zamarzniętą taflą śniegu z lodem pokrywającą Morskie Oka. i oświetlałem powierzchnię przy pomocy czołówki. Za plecami na statywie umieściłem lustrzankę i zdołałem taaakie zdjęcie zrobić:
Z techicznego punktu widzenia uchwycenia tego momentu było trudnym zadaniem. Mróz pozwolił mi na wykonanie jedynie 10 zdjęć z długim czasem naświetlania. Nie miałem pewności jak stoję w kadrze. Nie wiedziałem, czy zdjęcia wychodzą prześwietlone lub niedoświetlone. Finalnie udało mi się uzyskać taki efekt.
Nie mogę się wyzbyć myśli, że aparat zarejestrował wówczas spotkanie Księżycowej Pani z człowiekiem gór, jakim nieomal się stałem. Poniekąd jest to zarazem mój portret, gdyż przestrzeń umysłu wypełniała mi w owej chwili taka nieuczesana myśl:
W górskim świecie to człek (choć wzrostem niemogący się równać z górskim masywem) nie musi od razu czuć się malutki ani wyobcowany. Z takiej samej przecież materii wszystko jest zbudowane – nasze ciała i górotwór, na który wspinamy się.
Widząc przed sobą Mięgusze doznałem czegoś, co trudno oddać za pomocą słów. Ale postaram się to uczynić najpełniej (i najkrócej), jak potrafię. Zrozumiałem, że dla mnie góry są domem. Nie tyle domostwem (chatką, w której śpię, mieszkam i pracuję), ale właśnie Domem. W znanej sentencji „Tam dom twój, gdzie serce twoje” tkwi sedno prawdy o mnie – prawdy, którą chcę byście znali.
Takie pejzaże wynagradzają mi trudy zamieszkania u podnóża Tatr i sprawiają, że przestaję narzekać na zimowe mrozy, logistyczne niewygody i pogodowe ekstrema. A jeśli jeszcze na dokładkę mili ludzie serwują mi w schronisku pyszne (i ciepłe 🙂 placki ziemniaczane, to już blisko pełni szczęścia moja dusza wzlatuje. W pełni księżyca stojąc, w pełni napawając się widokiem tego, co kocham, w pełni radości odsłaniam się przed Wami.
Bądź na bieżąco