Charles Kingsley był XIX-wiecznym duchownym, a jego myślenie jawi mi się jako pełne sprzeczności. W jednym z miast, w których dane mu było mieszkać, założył Towarzystwo Nauk Przyrodniczych, popierające odkrycia Darwina, przeciw którym z kolei Kościół występował w kontrze. A czemu o nim wspominam? Bo temu angielskiemu prozaikowi zawdzięczamy taki ładny cytat: „A tamte chmury są jak szaty aniołów” 🙂
Ze względu na bliskość i wiodący przez Czerwone Wierchy atrakcyjny szlak, na Kondrackiej Kopie (2005 m n.p.m.) bywałem kilkukrotnie, a foto-dowodów na to mam cały folder. Kilka z nich możecie na blogu odnaleźć; ilustrują one niektóre moje wpisy. Tym razem jednak zamiast znów robić zdjęcia tamtejszym oznakowaniom lub przedmiotom wytworzonym przez człowieka, lepiej udokumentować dokonania Matki Natury.
Wychodząc z takiego założenia w połowie grudnia 2021 roku, wyszedłem z domu, aby przyjrzeć się, jak otoczenie Doliny Kondratowej wygląda tuż przed świętami Bożego Narodzenia. Czy jest już uroczyście przybrane płatkami śniegu i gotowe na najazd sylwestrowo-noworocznych gości? 😉
A tak bardziej serio, to po prostu głodny byłem i akurat na placki ziemniaczane miałem ochotę. Taki niby zwyczajny powód, ale uważam, że każdy pretekst jest dobry, aby wyjść w góry. Podczas gdy jedni, nie wywlekając się spod ciepłej kołderki, zamawiają za pośrednictwem nowoczesnych apek ciepłe posiłki (z dowozem pod drzwi ma się rozumieć!), to drudzy wyprawiają się do odległej o dobrych kilka kilometrów knajpy, która tak naprawdę nie jest przecież typowym lokalem gastronomicznym.
Aby zjeść pyszne placki z ziemniaków, trzeba udać się do schroniska na Hali Kondratowej. Tak też uczyniłem, a ponieważ zejście z niej wiedzie poprzez przełęcz pod Kopą Kondracką, to znalazłem się we właściwym miejscu i czasie. Odpowiednim, aby zarejestrować taki pejzaż:
Jeśli dobrze się przyjrzeć, to po prawej stronie widać pierwszą stację kolejki górskiej na Kasprowy Wierch. Z daleka to zalesione górskie zbocze wygląda jak wyliniała plama na plecach bliżej nieokreślonego wielkiego sierściucha.
Na mnie jednak największe wrażenie zrobiły chmury, które niczym wyjątkowo gęsto piana do kąpieli rozlały się po grzbietach dolin. Ich widok przypominał mi delikatne ptasie mleczko i stanowił namiastkę deseru, na który złapała mnie wtedy chęć. Takowy jednak spożyłem już w domu, starając się, by pod względem wartości odżywczych móc z czystym sumieniem zaliczyć go do kategorii zdrowych przekąsek.
Bądź na bieżąco