Z poprzedniego wpisu o naszej, sześcioosobowej wyprawie do Dalmacji wiecie już całkiem sporo. Celowo nie znalazła się w nim taka informacja: “Jeśli chcesz zacząć łoić od czegoś łatwiejszego, to w ramach rozgrzewki przed poważniejszymi trasami, proponuję ci Nosorog”. Zdanie to – w mojej ocenie – dobrze oddaje sens tego, co mam Wam do przekazania. Nosorog (wycena 4b) to świetna droga dla mniej doświadczonych zespołów albo taka „na brzydszy dzień”, gdy nie chcemy przez wiele godzin męczyć buły.
Jednocześnie jej wysoki walor estetyczny sprawia, że może być tłoczno. Dlatego lepiej wybrać się na nią wcześniej lub w trakcie tygodnia roboczego.
Swą nazwę (jak widać chorwacki i polski momentami brzmią podobnie) z pewnością otrzymała ze względu na kształt grani, która z oddali przypomina róg nosorożca (najpierw mały, potem duży, więc de facto dwa rogi).
Ciekawe ilu z Was wie, że miałem okazję (i to poza ogrodem zoologicznym) widzieć na własne oczy szarżującego przedstawiciela rodzaju Ceratotherium? Mam na myśli wielkiego żyjącego współcześnie ssaka, który przed drapieżnikami broni się mniej więcej w ten sam sposób co występujące u schyłku kredy triceratopsy:
Osoby, które szukają dodatkowych wrażeń mogą ją połączyć z inną nosząca miano Spit Bull (wycena 5c/6a). Jak widać, autorom tej nazwy udało się ożenić ze sobą spity i byka.
W wariancie „ze Spit Bullem” po zjechaniu z przełączki, łojanci trafiają pod zachodnią ścianę (pod 2 kluczowe wyciągi Spit Bulla)
Wraz z Adamem uznaliśmy jednak, że lepiej będzie każdą z tych dróg przejść oddzielnie i ponieważ wspinamy się nie od wczoraj, to sztuki tej dokonaliśmy tego samego dnia.
Nosorog TOPO
Z której by strony człek nie patrzył, to i tak ujrzy wielkiego nosacza
Oto jak mi się szło na czubek nosa nosorożca, któremu dołożyłem kilka friendów oraz taśm. Początek tej drogi (dodam jeszcze, że położonej na skale znajdującej się dosłownie kilka metrów od parkingu) biegnie po głazach, które tworzą rejon o nazwie: „Kukovi ispod Vlake” (polskie tłumaczenie jest nieco dziwaczne, ale dosłownie oznacza „biodra pod pociągiem”). Może to jakiś slang lub frazeologizm?
Pierwszy wyciąg kończy się wraz z dotarciem na grań, zaś dwa kolejne równoznaczne są ze spacerem po tej właśnie strukturze.
Dochodzimy na szczyt pierwszego rogu, skąd trawersujemy ku przełączce. Na ilustracji TOPO widać, jak ta nitka ku przełączce biegnie lewą stroną skały – tak jakbyśmy ją okrążali od lewej strony. Fajniej wszakże pójść prawilnie, czyli górą i dostać się na wierzchołek.
Dalej mamy przeniesienie stanowiska pod kluczowy wyciąg Steep Slab (4c) i tu uwaga; trzeba pewien niuans wyjaśnić.
Otóż bezpośrednio przed tym kluczowym wyciągiem znajduje się docelowe stanowisko – zaraz przy ścianie. Natomiast na przełączce, do której dochodzą górołazi zlokalizowany jest jeszcze inny stan, co dla niektórych może być mylące. Z owej przełączki można wprawdzie zjechać (tylko naprawdę szkoda omijać tego Steep slaba) ale nie tak topo prowadzi, więc o niwelowaniu pułapu należy zapomnieć.
Omijamy zatem ten dodatkowy stan i przemy z zamiarem dotarcia pod Steep Slaba.
Steep Slab – kluczowy wyciąg
Muszę przyznać, że ten wyciąg zrobił na mnie wrażenie, ponieważ jeszcze nigdy nie wspinałem się w takiej skale.
W przewodniku, z którego zaczerpnąłem rzeczone topo, na fotografii ukazującej czwarty, kluczowy wyciąg jej autor uchwycił nieznanego wspinacza. W rzeczywistości wygląda to dokładnie tak samo.
Ściana zawiera takie jakby rynienki, za które możemy chwycić. Całość przypomina połóg, ale taki nieco powietrzny – z dobrze trzymającym tarciem. Ów Steep Slab wyprowadza nas prawie na samiuśki szczyt, zaś opisane elementy sprawiają, że cała ta droga ma zdecydowanie górski charakter.
Zjazd lub zejście
Doszedłszy do jej końca, można się wypiąć z „olinowania” i zupełnie oswobodzonym, niemal w samych tylko gaciach wdrapać się na wierzchołek Kukovi ispod Vlake, lub zejść do żlebu na wschodnią stronę, w takim wypadu od razu powinniście zobaczyć w bliskiej odległości kopczyk i za nim podążać.
Myśmy sobie te zabiegi darowali – zamiast tego zjechaliśmy, orograficznie w prawo. Tym samym ominęło nas schodzenie do żlebu za kopczykami. Wylądowaliśmy zatem tuż obok kolejnej drogi, czyli wspomnianego już Spit Bulla. Ci, którzy się tam pofatygują zobaczą na własnedobrze wydeptaną ścieżką prowadzącą prosto do parkingu.
Do takiego zjazdu użyliśmy liny połówkowej, aczkolwiek po drodze widziałem stanowisko pośrednie, wykorzystywane przez tych, którzy wolą “to zrobić na dwa baty” ;-). Bez skojarzeń proszę!
Bądź na bieżąco