Avantura to pseudonim głównej bohaterki dzisiejszego wpisu, która wraz z Kubą (Partnerzy zarówno podczas pięknych przygód w górskie rejony jak i w życiu) weszli na najwyższczy szczyt Gruzji (wrzesień 2022)
Aniu, przede wszystkim przyjmijcie moje gratulacje zdobycia Szchary, choć tak naszpikowanego adrenaliną powrotu, chyba nikt nie mógł przewidzieć.
“Byłam przerażona i zarazem szczęśliwa. Kurczowo trzymałam się liny (jakby to miało pomóc w razie wu…)“
Ale zostawmy to na koniec 🙂
Zacznijmy od kilku faktów, żeby przybliżyć czytelnikom Wasze wyzwanie:
Południowy filar Szchary jest zwykle liczony na pięć biwaków w ścianie – trzy podczas wspinaczki do góry oraz dwa podczas zejścia i zjazdów. Całość składa się na poważne, kompleksowe przedsięwzięcie. Żeby móc się porwać na taką górę wypada się wspinać w suchej skale na poziomie 6a, oraz M5 w terenie mikstowym.
Co sprawiło, że razem z Kubą wybraliście akurat Szcharę? a nie np. Uszbę?
Droga Khergianiego na Uszbie była pierwszym wyborem. Po obszernych analizach dowiedzieliśmy się o istnieniu drogi tego samego wspinacza (zwą go tu Tygrysem Gór) na Szcharze. Nie będziemy ukrywać, że większość pożądanych przez nas parametrów drogi została zdeklasowana przez Szcharę.
Szchara jest wyższa aż o 500 m, to najwyższy szczyt Gruzji i 5-tysięcznik. Sama ściana ma 2500 m i leży w imponującym murze Bezengi na granicy z Rosją. To rzadko uczęszczany i dziki region, co zafascynowało nas jeszcze bardziej.
Jakie macie górskie doświadczenie?
Wspinam się 5 lat. Kuba ma aż 20 lat doświadczenia na swoim koncie. Razem wspinaliśmy się w Himalajach (Ama Dablam), afrykańskim Atlasie (dziesiątki dróg w Todrze, Tubkal), Alpach Julijskich (Slovenska Cesta na Triglav’ie) włoskich, francuskich, (MB via Bionassay, Contamine-Mazeaud, kul. Cherie, filar Gervasuttiego na Tacul’u). Mamy też na swoim koncie kilkanaście wielowyciągów w ulubionej Paklenicy i oczywiście kilkadziesiąt dróg w Tatrach do VII włącznie.
Czy długo się przygotowywaliście do wyprawy?
Rzadko kiedy zwalniamy tempo, trenujemy kilka razy w tygodniu na ścianie + bieganie. Zawsze mamy wyznaczony jakiś cel i nie ma czasu na obijanie się 🙂
Kilka tygodni kompletowaliśmy sprzęt i jedzenie.
Jaki szpej zabraliście ze sobą a, co wypożyczaliście na miejscu?
Cały sprzęt mieliśmy ze sobą. Problem polega na tym, że dwie pierwsze sekcje to wspinanie skalne, a dwie kolejne mikstowe. Co za tym idzie dźwigasz ze sobą cały repertuar. 120 m liny połówkowej, 8 mm set camów, set kości, set śrub lodowych, dużo taśm, dodatkowe 60 m repa do zjazdów, dwie dziaby na głowę, raki monopointy. Plus camping w postaci lekkich puchowych śpiworów, namiotu szturmowego, oraz zapasu jedzenia na tydzień.
Co stanowiło największy problem organizacyjny?
Brak informacji o aktualnych warunkach w ścianie. Ostatnia relacja, którą znaleźliśmy była z 2016 roku. Kiedy dwa lata temu dotarliśmy pod południową ścianę Mont Blanc, żeby wspiąć się na nią Filarem Mayora, okazało się, że duża część drogi była niezdatna do wspinania ze względu na masywne roztopy. TOPO sprzed lat nijak miało się do stanu obecnego. Martwiłam się, że ze Szcharą może być podobnie.
Czy aklimatyzacja była dla was łaskawa?
Szchara była dla nas bardzo łaskawa pod wieloma względami. Aklimatyzacja przebiegła sprawnie. Dużym plusem jest to, że wioska Ushguli znajduje się na 2200 m n.p.m. Przed Szcharą weszliśmy na pobliską górę na 3500. Dzięki temu mogliśmy spojrzeć na ścianę z innej perspektywy. W ścianie wieczorami głowa bolała, a pod koniec robiłam przerwy coraz częściej, ale utrzymywaliśmy dobre tempo.
Jakie wrażenie zrobiła na Tobie Szchara, kiedy zobaczyłaś ją po raz pierwszy?
Zazwyczaj kiedy widzę swój cel z oddali, czuję lekki niepokój, ekscytację i motyle w brzuchu. To przyjemna mieszanka emocji. Szchara i cały mur Bezengi jest imponujący. Wiadomo perspektywa robi swoje. Wydawało mi się, że dwa potężne seraki tuż obok naszej drogi są dużym zagrożeniem. Okazało się, że był tylko jeden newralgiczny moment. Tzw. tunel z pociągami. Nazwę zawdzięcza gabarytom kamieni, które potrafią tamtędy lecieć.
Opowiedz jak przebiegała wspinaczka wg. TOPO (zamieszczone wyżej)?
Nie było problemu z nawigacją podczas prowadzenia. Droga biegnie wyraźnymi formacjami (żleby czy żebra). Do tego, co jakiś czas można się natknąć na stare taśmy zjazdowe naszych poprzedników.
Wariant niebieski między obozem 1 a 2 jest w obecnych warunkach niemożliwy do zrobienia — brak pokrywy śnieżnej. Kontynuowaliśmy wariantem klasycznym (czerwonym).
Jak wygląda życie w ścianie? Spanie w namiocie na wysokości, przygotowywanie posiłków etc.
Uwielbiam życie w ścianie. Za to, że jesteśmy zdani tylko na siebie. Za wiatr łomoczący o ściany namiotu. Za widoki i łączność z naturą. Za uświadomienie, jak niewiele potrzeba nam do szczęścia. Te kilka dni oprócz wysiłku fizycznego to nieustanna praca z naszą głową. Wieczorami w namiocie, po wypełnieniu wszystkich obowiązków — jak stopienie śniegu, kolacja, przepak, zostaje dużo czasu na złapanie innej perspektywy i przemyślenia.
Góry są najlepszym nauczycielem uważności. Jesteśmy tu i teraz. To jest dla mnie najpiękniejsze podczas wspinaczki na odludziu.
Czy mieliście momenty zwątpienia podczas wspinaczki?
Miałam jeden poważny kryzys przed wejściem na grań szczytową. Zmęczenie, wysokość, ale przede wszystkim ogromna ekspozycja, zdradliwe nawisy śnieżne i brak możliwości asekuracji sprawiły, że wpadłam w małą panikę. Byłam bliska poddania się, rozpłakałam się. Potrzebowałam 10 minut na uspokojenie się i ruszyliśmy. Satysfakcja po wejściu na szczyt była ogromna.
Opowiedz co się stało na szczycie podczas schodzenia!
Ze Szchary nie ma prostej drogi, która umożliwia klasyczne zejście. Polega ono na zjazdach linią. Jest ich do zrobienia ponad 40. Mimo że dążyliśmy do podręcznikowej perfekcji w ich wykonywaniu, zaczęły pojawiać się kłopoty. Raz lina kompletnie się splątała, raz się zaklinowała i trzeba było się znów wspinać, żeby odhaczyć, raz wyzwoliła się mała lawina kamienna nacinając ją w kilku miejscach.
Dalsze zjeżdżanie byłoby zbyt ryzykowne. Do tego zrobiło się ciemno. Padła decyzja o biwaku awaryjnym na niewielkiej półce. Mieliśmy dwa warianty działania. Wariant A zakładał próbę wezwania pomocy. Szkopuł w tym, iż w Gruzji nie ma formalnej górskiej służby ratowniczej, więc ostrzegano nas, że taka może w ogóle nie nadejść.
Wariant B to schodzenie na lotnej i zjazdy na skróconej linie. Wypalił wariant A, chociaż do końca nie wierzyliśmy, że się uda. Nie była to typowa akcja ratownicza. Cała operacja udała się dzięki oddolnej kooperacji ludzi gór i straży granicznej. Śmigło podjęło nas o poranku po ciężkiej, bezsennej i mroźnej nocy.
To niesamowite, że wyszliście z takiej opresji bez szwanku. Jakie to uczucie lecieć helikopterem na jednej linie? Rozumiem, że służby ratownicze nie mogły Was wciągnąć do środka?
Coś wspaniałego! Dość ekstremalnie, bo był to helikopter straży granicznej nieprzystosowany do końca do tego typu akcji — brak wyciągarki, itd. Śmigło podleciało, zrzucili linę, którą Kuba wpiął w moją uprząż. Ledwo pokazałam kciuka, że wszystko OK i wyrwało mnie z półki skalnej, na której spędziliśmy awaryjną noc. Byłam pewna, że zostanę wciągnięta na pokład, ale gdzie tam. Leciałam nad Kaukazem wisząc na linie przez ładnych parę kilometrów.
Byłam przerażona i zarazem szczęśliwa. Kurczowo trzymałam się liny (jakby to miało pomóc w razie wu…) i próbowałam ustawić się do wiatru tak, żeby szpej wpięty w uprząż nie obijał się o mnie. Byłam trochę spięta, ale co jakiś czas mówiłam sobie “rozkoszuj się tym momentem, to pewnie już się nie powtórzy”. Podziwianie Kaukazu wisząc pod helikopterem było czymś niesamowitym.
Co zapadło Ci w pamięć zaraz po zejściu z góry? O czym pomyślałaś (np. ja po długich wędrówkach po Himalajach, i po powrocie do Europy, ucieszyłem się na widok ciepłej wody z kranu)?
Też marzyłam o prysznicu. Prawie tydzień bez bieżącej wody robi swoje, ale mój rekord nie został pobity. W Himalajach było to aż 9 dni bez kąpania 🙂
Kolejnym pragnieniem była czysta woda. Ta wytopiona z lodowca, nawet po filtrowaniu, była brązowa.
Uchylisz jeszcze czytelnikom rąbka tajemnicy na temat Waszych zaręczyn? Szczęścia chyba stało się zadość. Jak się czujecie? 🙂
Wejście na Szcharę było bardzo emocjonujące. Na samym szczycie nie czułam się zbyt komfortowo (nawisy śnieżne, ekspozycja i stromizna). Poganiałam Kubę, że robimy foto i spadamy. Chyba już wtedy chciał się oświadczyć… ale dostosował się do sytuacji i oświadczył się chwilę niżej na wypłaszczeniu. Byłam bardzo wzruszona. Magia!
Pierścionek wyglądał nieco dziwnie na mojej dłoni — była zakrwawiona, brudna i opuchnięta, ledwo wszedł na palec. Będzie co opowiadać następnym pokoleniom.
Szchara to bardzo ekscentryczne miejsce na oświadczyny. Myślę, że nikt inny tego jeszcze nie zrobił i nie zrobi, biorąc pod uwagę to, że ściana jest coraz mniej wspinalna.
Mieliśmy w sobie tyle endorfin, że nie sposób to opisać. Jednak szybko wróciliśmy do zadaniowego trybu i schodzenia.
A najlepsze jest to, że pierścionek ciągle był pod moim nosem!
Wracając jeszcze na chwilę do góry czy jest coś, co zrobiłabyś inaczej na bazie swoich doświadczeń np. planowanie, wspinaczka, pomoc?
Wszystko zrobilibyśmy tak samo. Muszę przyznać, że cała wyprawa była dobrze przemyślana. Jedyny problem to spadające kamienie, które pocięły linę. Ale na to ciężko mieć wpływ.
Czy myślicie już o kolejnych wyzwaniach?
Kuba rozmyśla o Kirgistanie i Khan Tengri. Ja nie wiem, czy jestem gotowa przesunąć kolejną granicę. Póki co szukam fajnego ultramaratonu i myślę o dłuższym wyjeździe jogowym do Indii. Czas pokaże!
-Dziękuję za wspaniały wywiad. Tyle zejść ile wejść
ps. Uprzedzam pytania, niestety Ania jest już “zaklepana” 🙂
Kontakt: @annavantura
Bądź na bieżąco