Uwarunkowania termiczne (w skrócie zwane termiką) to zjawisko, które pozwala paralotni nabierać wysokości i utrzymywać się w powietrzu. Można więc powiedzieć, że to fundamentalna siła umożliwiająca komfortowe przemieszczanie się w przestworzach. I w tym miejscu pojawia się pytanie, na które to starałem się, by poniższy artykuł stanowił sensowną odpowiedź:

Co może zrobić taki żółtodziób jak ja, aby coraz dłużej utrzymywać się nad ziemią?

Kiedyś tylko zazdrościliśmy ptakom, dziś się z nimi ścigamy

Jeśli nie masz żadnych doświadczeń paralotniarskich, a obserwujesz wyczyny ludzi szybujących niczym ptaki, to początkowo może Ci się zdawać, że to jakaś magiczna siła wynosi ich w górę i nie pozwala spaść w dół. Ale nie ma w tym żadnej magii, wystarczy odrobina technologii aeronautycznej w połączeniu z fizyką atmosfery. Skoro właśnie padła nazwa dziedziny naukowej, to chciałbym nadmienić, że dla pasjonatów mojego pokroju ma ona kluczowe znaczenie, o czym świadczy chociażby ten wpis:

Dopiero od niedawna i stosunkowo rzadko (bo do tej pory – kilka razy w roku) przywdziewam ekwipunek sprawiający, że chwilami czuję się niczym jerzyk, kondor lub albatros. Rzeczone gatunki to istni mistrzowie szybowania, które jest niczym innym jak czerpaniem skupionej w postaci kominów termalnych energii cieplnej. Jej źródłem jest Słońce, które z różną mocą w ciągu dnia nagrzewa np. skały, piasek, łąki i zbiorniki wodne.

Powietrze nad tymi powierzchniami ma różną temperaturę, a te jego masy, które są cieplejsze stają się rzadsze i lżejsze. Unoszą się ku górze, tworząc termalny komin lub coś na kształt „alei” – i to właśnie za takimi formacjami najbardziej rozglądają się zarówno ptasi jak i ludzcy szybownicy.

Ornitolog wyjaśnia, że u naszych skrzydlatych braci przedstawia się to następująco: “kiedy tylko znajdą się̨ nad takim kominem, wystarczy, że dopilnują̨, by krążyć́ wewnątrz kolumny ciepłego powietrza, a ono samo uniesie je wysoko. Są̨ kominy termalne, które pozwalają̨ ptakom wspiąć́ się̨ na kilka tysięcy metrów. Wtedy opuszczają̨ się̨ na dół lotem ślizgowym. Potrafią̨ w ten sposób przelecieć́ do 50 km za jednym zamachem. Potem muszą szukać́ nowego komina termalnego”.

Ptakom jest o tyle prościej, iż są wstanie wyczuć drobne zmiany ciśnienia powietrza znamionujące kierunek pionowego przemieszczania się w trakcie ich przelotu. Człek tak nie potrafi, musi polegać na technologii, czyli na wariometrze wraz z wbudowanym weń wysokościomierzem.

Rekordy paralotniarzy

a to mój własny rekord max wznoszenia w kominie termalnym

Aczkolwiek bite przez paralotniarzy rekordy dowodzą słuszności porzekadła, że „sky is the limit”. A mówiąc ściślej: „mountains make the limits”, gdyż najwyższy jak dotąd osiągnięty przez paralotniarza pułap liczy sobie niespełna 8500 metrów, przy czym ustanawiający ów rekord Antoine Girard wystartował ze zboczy Paju Peak położonych na wysokości nieco ponad 4100 m n.p.m.

Z kolei najdłuższe przeloty paralotnią to trwające najwyżej blisko 10 godzin „ekspedycje” lotnicze, podczas których absolutnym mistrzom w tej dziedzinie udało się pokonać kilkaset km. Na więcej nie pozwalają naturalne ograniczenia, których źródłem jest utrzymująca się w powietrzu wyłącznie za dnia jego odpowiednio wysoka temperatura. Wraz z zmierzającym ku zachodowi słońcem, atmosfera ochładza się i całą „zabawę” w pogoń za termiką czyni niemożliwą.

Jako miłośnik wspinaczki muszę tę odnotować wyczyn Benjamina Védrinesa. Ów Francuz w lipcu 2022 roku dosłownie „wbiegł” na Broad Peak (8051 m n.p.m.), albowiem dokonał tego (bez używania butli tlenowej) w ciągu niespełna 7,5 godziny (a co poniektórzy narzekają, że w trakcie ośmiu godzin np. poniedziałkowych nie są w stanie wyrobić się z biurową robotą i jej część muszą zabierać do domu, hehe).

Po czym wspomniany heros zleciał stamtąd do bazy właśnie na ultralekkiej (ok. 1 kg) paralotni o nazwie Dudek Paragliders: Run&Fly 2, która – co warte podkreślenia – w 100 proc. została wyprodukowana w Polsce. Mamy zatem powód do dumy oraz dodatkową motywację, aby któregoś dnia, zamiast wyrabiać sobotnie nadgodziny w biurze, skorzystać z zestawu poniższych wskazówek:

Wykorzystaj nawietrzną!

Zgaduję, że terminów „nawietrzna” i „zawietrzna” nieco częściej może używać się w żeglarstwie, ale szybownicy muszą również tę proste nazewnictwo przyswoić. Pojęcia te oznaczają one odpowiednio: stronę, z której wieje nam w czoło oraz jej przeciwieństwo. Przeważnie mocniejsze noszenia dostępne po stronie nawietrznej, więc trzeba się nauczyć korzystać z tego dobrodziejstwa. Kiedy lecąc na wprost, natrafiasz na noszenie, to trzeba w tym kierunku lot kontynuować aż do chwili, gdy wariometr zacznie sygnalizować redukcję tempa nabierania wysokości. Wówczas należy skręcić w stronę przeciwną do kierunku, z którego wieje.

Odłóż na bok wyobrażenia, skup się na tym, co „tu i teraz”

Kominy termicznie miewają przeróżne kształty, czasem bardzo nietypowe. Nawet bardzo doświadczonym paralotniarzom zazwyczaj nie pomagają próby wyobrażenia sobie ich struktury przestrzennej, więc nie zaleca się uruchamiania wyobraźni do takich celów.

Rada od ekspertów w tym aspekcie brzmi: lepiej skupić się na odnalezieniu takiej ścieżki powietrznej, w którą można „wskoczyć” niczym w rurę zjeżdżalni wodnej. Tyle że chodzi o tubę prowadzącą do góry, a nie w dół – jak to ma zwykle miejsce na basenach. Wleciawszy w taki „tunel”, należy się starać trzymać blisko jego środkowych rejonów. Takie działania określa się mianem centrowania, a jego celem jest usytuowanie się w centrum wznoszenia.

Wykręcaj komin, skręcając tam, gdzie nosi!

Paralotniarskie ABC centrowania jest niezbyt trudne i polega na „wykręcaniu komina”. Już tłumaczę, jak to przebiega. Gdy siła noszenia słabnie (o tym nam mówi wariometr), to ciasno skręcamy w kierunku, z którego nadlecieliśmy. Jeżeli noszenie wzmaga się, to luzujemy skręcanie i staramy się lecieć po linii prostej, tak bardzo jak się da. I jeśli chwilę potem, noszenie znów straci na sile, to zacieśniamy skręt jeszcze bardziej. Natomiast w ustabilizowanej sytuacji wznoszącej, należy utrzymywać korzystnie nas windujący promień skrętu. I liczyć na to, że okaże się on tym najbardziej optymalnym, zapewniającym nam najlepsze noszenie z możliwych.

Patrząc z boku, przypomina to kręcenie kółek (choć poprawnie należałoby rzec: okręgów), toteż fraza „wykręcanie komina” przyjęła się w środowiskowym żargonie. Czyniąc to (zamiast swoim profilem kreślić w powietrzu „ósemki” lub latać np. zygzakiem), naśladujemy w tym względzie ptaki, więc po raz kolejny nasza „inteligencja” sprowadza się do kopiowania wzorców, jakie niestrudzenie od milionów lat podsuwa nam przyroda.

Mój” komin jest dobry, a jak tam sobie rodzi nasz „skrzydłowy” kolega?

Anglosasi dość powszechnie posługują się określeniem „wingman”, zaczerpniętym z żargonu lotniczego. Gdy dwóch lub więcej „kawalerów” idzie wieczorem do pubu na podryw, to zwykle jest tak, że ten „mniej nastawiony na wyrwanie laski” służy temu bardziej „zdeterminowanemu” (nazwijmy go „rozgrywającym”) jako „skrzydłowy”, czyli zarazem asysta i wsparcie mentalne, na wypadek gdyby tamten „wymiękł” w chwili próby, hehe.

W paralotniarstwie (pomijam latanie w tandemie) też zwykle jest jakiś jeden lub więcej kumpli, którym podświadomie chce się zaimponować i którzy mogą z boku nagrać na kamerkę nasze powietrzne popisy.

Więc jeśli nawet świetnie wykręcasz ten komin, który zajmujesz i nie widać nikogo powyżej Ciebie, to i tak prawdziwą sztukę stanowi zdolność do szybkiej decyzji, czy tkwić dalej w tej „windzie”, czy też zacząć rozglądać się za lepszą. Bo nierzadko zdarza się tak, że to akurat nie Tobie, a innemu paralotniarzowi przypaść mogłaby „wyższa nota za sukcesywne znajdowanie kominów termalnych”.

Trzeba zatem stale mieć baczenie na poczynania innych i nie wahać się „przeskakiwać” do mocniejszej i cieplejszej bańki powietrza, którą zlokalizował nasz towarzysz niedoli.

Krótka piłka: wóz albo przewóz!

Szalenie istotną kwestię stanowi szybkość twych reakcji. Jeżeli z obserwacji innych użytkowników glajtów wynika, że niezbyt odległa bańka lepiej ich nosi, to nie warto zwlekać. Trzeba wyzbyć się myślenia typu: „na spokojnie, pomalutku, zrobię sobie tutaj jeszcze jedno-dwa kółeczka, przyjrzę się tym obiektom, nad którymi właśnie lecę lub nagram więcej tych urzekających widoczków…” To musi być niemal natychmiastowa decyzja – jak to mawiają fani sportu – „szybka piłka”: albo zostajesz w tym kominie, albo teleportujesz się do innego.

Pozwalaj skrzydłu samemu krążyć – nie duś go zbyt często!

Każde skrzydło zależnie od modelu i wielkości charakteryzuje się nieco innym promieniem skrętu, w jakim najlepiej się krąży. Istnieje opcja modyfikowania tego promienia poprzez sterowanie ciałem i odpowiednie manewrowanie tak zewnętrzną jak i wewnętrzną sterówką. Pragnąc dostosować promień skrętu paralotni do aktualnego komina, zaleca się wykorzystywać w pierwszej kolejności balans ciałem. Natomiast jak najrzadziej używać metody pt. „zaciąganie sterówek” – taki przykaz płynie do żółtodziobów.

Kiedy wciskać Speeda? Need for speed 😉

Wprawdzie w nieruchomym powietrzu lata się najbardziej komfortowo (podobnie jest np. w trakcie jazdy na rowerze), ale w praktyce rzadko mamy do czynienia z sytuacją, gdy nie wieje, lub co najwyżej czujemy na twarzy przyjemny zefirek. Nieraz napotkacie wiatr z przeciwka, który obniża doskonałość lotu i trzeba coś z tym fantem zrobić.

Rada (wynikająca z zalecenia mówiącego, iż co do zasady lepiej jest lecieć szybciej niż wolniej) brzmi klarownie: przyspieszyć! Zależnie od prędkości nawiewu, zalecenia mówią o wciśnięciu 1/3 belki przyspieszacza na każde 10 km/godz. (ok. 3m/s) Zatem jeśli wieje do 20 km/godz (ok. 6m/s), to zakres „dodawania gazu” powinien wynosić 2/3. Jeżeli dmucha mocniej, to mamy nie lada zagwozdkę.

Należałoby wcisnąć belkę przyspieszacza do oporu, ale tylko jeśli czujemy się dostatecznie pewnie i będziemy wiedzieć, jak się zachować w przypadku deformacji paralotni pod wpływem silnego wiatru powodującego turbulencje. Te same wskazówki (przyspieszać, a nie zwalniać) dotyczą odmiennej sytuacji, czyli tzw. „duszenia”.

Dostosuj wykręcanie do kształtu komina!

Kominy termalne różnią się nie tylko siłą. Równie istotny jest ich kształt: od takich które cechują się wąskim, mocnym centro po rozległe. W tych pierwszych trzeba krążyć ciasno i skręcać „często-gęsto”, natomiast te drugie wymagają od pilotów poruszania się po okręgach o dużym promieniu. Najtrudniej mają ci, którzy napotkają bańki słabe i o małej średnicy. Wówczas zaleca się „wąskie krążenie z jak najmniejszym opadaniem” albo ucieczkę z takiej pechowej miejscówki.

Prawie nigdy nie warto zadowalać się noszeniem, w jakim jesteśmy, a wszelkie korekty lotu należy wykonywać na bieżąco. Poza ludźmi oraz ptakami w lokalizowaniu mocniejszych kominów pomocne bywają wszelkie cząsteczki unoszące się w atmosferze. Mogą to być np. liście, kurz, dym, a nawet owady,a przede wszystkim inni paralotniarze.

Czego zatem trzeba życzyć paralotniarzom? Bezpiecznych lądowań oraz przede wszystkim „sympatycznej” i mocnej termiki w dzień przelotu, przez te wszystkie dłuuugie godziny!

Głosy gości / Wystaw ocenę
[Razem: 3 Średnia ocena: 5]