Gdybym miał nadać temu kominowi nazwę, a przy okazji opisać moje wspinanie, bez wahania nazwałbym to “Dupotłucznią życia”. Takie dokładnie miałem odczucia — kawał solidnego, fizycznego ciorania, bez finezji, bez lekkości, za to z pełnym zaangażowaniem wszystkiego, co jeszcze działało. Idealny zestaw tuż przed Świętami, w roli Mikołaja, który zamiast prezentów rozdaje sobie zmęczenie i zakwasy.
Jestem szczerze ciekaw, jakie odczucia mieli Szymon i Bartek — czy też była to Dupotłucznia, czy może po prostu „fajny komin na rozgrzewkę”.
Na szczyt Złotego Kopiniaka
Po skończonej drodze „Cygani idą do nieba” na szczycie Kieżmarskiej Buli postanowiliśmy przedłużyć przygodę, wchodząc w Srebrny Komin na Szczyt Złotego Kopiniaka. Na górze miało czekać na nas 7 zjazdów do podstawy ściany.
TOPO



Ja od początku byłem przeciwny temu pomysłowi.
Muszę jednak przyznać — Bartek jest sprytny. Najpierw opowiedział o planie przejścia Cyganów, ja się podjarałem, a gdy tylko dołączyłem do ekipy na Facebooku… nagle pojawił się pomysł Komina 😄
Moment, w którym wpuścił mnie w maliny, bo po prostu znałem swoje możliwości. Ale słowo się rzekło — nie było już odwrotu.
Komin był też ukłonem w stronę Szymona. Chłop wspina się fenomenalnie i żeby go zmotywować, musiał dostać jakieś wyzwanie. Tym wyzwaniem był crux 7- w kominie.
Miał to być mój pierwszy raz od narodzin Lilki w górach. Nie oczekiwałem po sobie wiele – dałem sobie po prostu szansę. Założyliśmy, że zobaczymy jak wyjdzie po Cyganach; jeśli czasowo będziemy opóźnieni, po prostu zjedziemy.
HA!
Po skończeniu drogi Szymek nawet się nie zatrzymał — ruszył pod komin jak dzik w żołędzie. I za to mu dziękuję.
Gdyby nie chłopaki, nie miałbym szansy doświadczyć 7-.
Wyciąg 1
Jesteśmy na polu śnieżnym. Tu kończą się drogi Velicova, Nás Nedoběhat, Lewy Y, Skotska Anabaza.
Stąd można łatwo zjechać ze stanowiska umiejscowionego w prawej części, ponad Lewym Y, ale my kierujemy się do Srebrnego Komina, który na tej wysokości jest bardzo dobrze widoczny. I jest gigantyczny — nie da się go pomylić.

Szymek wychodzi na całą długość liny w kierunku rampy, po czym przechodzimy w lotną. Wkrótce teren robi się bardziej skalny. Trawersując w prawo, dochodzimy do połogich płyt.
Z naszej perspektywy wyglądało to tak, jakby trzeba było się nieco obniżyć, żeby je ominąć — nawet mu to krzyczeliśmy. Okazało się jednak, że płyty kładą się i urywają w przepaść, a przejście ich górą było jedyną opcją.
Oznaczało to, że teren robi się znacznie trudniejszy — i taki już pozostanie aż do początku komina. Ten odcinek to pełna długość liny, trudności około 4/4+. – Chłopy czy ja nie przesadzam?
Ten fragment zapadł mi w pamięć razem z cruxem jako coś poje*anego. Ruchy nie były trudne, ale czujne, z potencjalnie dużym wahadłem, bo przeloty w trawersie były rozmieszczone dość losowo.

Ostatnie metry trawersu są naprawdę czujne.
Kiedy z Bartkiem dochodzimy do płyt, Szymkowi udaje się zrobić solidne stanowisko przed samym kominem, po lewej stronie — używając haka, którego później nie byliśmy w stanie wybić. – Także sorry
👉 Uwaga: nie róbcie stanowiska w samym kominie — podczas walki prowadzącego na kolejnym wyciągu będą na was spadać odłamki skały.
Wyciąg 2. M5+


Przed nami trzy wyciągi w szerokim kominie. Gwarantuję — tutaj nie da się zgubić 😄
Mieliśmy dodatnią temperaturę, śniegu było śladowo, byliśmy osłonięci od wiatru. Idealne warunki do wspinania.
Nie natrafiliśmy na żadne sztuczne ułatwienia — zabierzcie haki.
Pierwsza połowa jest praktycznie pozbawiona klam. Bartek idzie drugi, wyciera komin fest, po czym mówi do mnie:
– Tutaj wszystko na nogach. Na ręce nie ma co liczyć.
I miał rację. Ustawiam się plecami do jednej ściany i na małych stopniach podnoszę nogi coraz wyżej, ciurając plecakiem, ile się da.
Później coś na dziaby oczywiście się znajdzie. Są też zaklinowane kamienie — uważajcie, bo nie wszystkie są zaklinowane na stałe.
Ten odcinek zapamiętałem jako siłowy. Na tyle, że dochodząc do stanowiska, zapytałem chłopaków:
– Proszę, powiedzcie mi, że przeszedłem Cruxa 😀
Ale crux był dopiero przed nami.
Szymek poszedł ok 55 m, po czym robi stanowisko nieco na prawo od linii komina. W miarę komfortowo mieszczą się tu 3 osoby.
Wyciąg 3. – CRUX

Niestety, kiedy Szymek kończy drugi wyciąg, dla nas kończy się światło.
Najważniejsze jednak, że jemu wystarczyło.
Crux nadchodzi szybko — po około 15 m. Szymek pokonuje go bez zająknięcia. Po kolejnych ~30 m słyszymy, że jest dobre miejsce na stanowisko, ale prosimy go, żeby szedł wyżej, mając jeszcze zapas liny. Finalnie znowu robi ~55 m.
Komin zamyka się przewieszeniem i naturalnie prowadzi w prawo, przypominając spiralne schody w wieży. Nagle tracimy oparcie w postaci przeciwległej ściany — wszystkie cztery kończyny pracują po jednej stronie „schodów”. Tak przebiega nieregularna rysa na odciągi.
Dzięki długiemu zasięgowi dość łatwo sięgam do odstających fragmentów rysy i na łapach wychodzę do góry, stojąc na dobrych stopniach.
Ale para szybko się kończy — pierwszy wyciąg mnie konkretnie spompował.
I wtedy czuję, jakby Szymek odjął mi 30 kg, ciągnąc linę podpiętą do Microtractiona.
Dziękuję! 😄
Do dziś zastanawiam się, skąd przewidział, że będę takim słabeuszem.
Przed wejściem w cruxa Szymek osadził dwa friendy, więc śmiało mogę powiedzieć, że asekuracja była dobra.
Wyciąg 4.
Kontynuacja końcówki formacji i wyjście na grań Złotego Kopiniaka.
Mimo ciemności pokonujemy ten teren dość sprawnie. Na grani jeszcze się nie rozwiązujemy.
Wyciąg 5. i zejście
W pewnym momencie Szymek dzwoni do Bartka (tak, walkie-talkie by się przydały) i mówi, że doszedł do przełączki i zaczyna schodzić w dół, szukając zjazdów, będąc przekonany, że dotarł do żlebu Stanisławskiego.
Przechodzimy więc na lotnej.

Przełączka przypomina lejek. W górnej części szerszy, ograniczony skałą, na której wypatruję zjazdów. Wg Topo powinny tu być stałe punkty.
Chłopaki schodzą na pełną długość liny w dół żlebu, ja zostaję w górnej części.
Dalej nie da się już schodzić — po lewej stronie powinny być pętle zjazdowe, ale… nie ma ich.

Czy rzeczywiście jestesmy w żlebie Stanisławskiego?
Dzwonię do Granowskiego i Mazika, Bartek łączy się z Wadimem na kamerce. – Całe szczęście mieliśmy zasięg.
Teren wygląda znajomo, co tylko utwierdza nas w przekonaniu, że jesteśmy w dobrym miejscu — problem w tym, że nie ma zjazdów. Dla bezpieczeństwa zapada decyzja o odwrocie Niemiecką Drabiną, bo dalsze kombinowanie mogłoby wpakować nas w jeszcze większą kabałę.
Tracimy godzinę.
W końcu Szymon i Bartek wracają na przełączkę, rozwiązujemy się i schodzimy na drugą stronę — Niemiecką Drabiną.
Około 20:00 śnieg zrobił się twardszy, było go też na tyle mało, że nie stanowił większego zagrożenia lawinowego. Warunki do zejścia były bardzo dobre.

Dla tych, którzy nie schodzili Niemiecką Drabiną
Droga powrotna przypomina system dużych lejków — przechodzimy z jednego do kolejnego i tka chyba z 5 razy.
Miejscami trzeba się odwrócić w stromszym terenie, żeby mieć cztery punkty podparcia, ale ogólnie teren można nazwać turystycznym.
Schodzimy prawą stroną, starając się nie tracić za dużo wysokości, żeby łatwiej przeskakiwać między lejkami.
W końcu docieramy do łańcucha z via ferraty. Czasem pojawiają się punkty asekuracyjne, ale od początku idziemy już rozwiązani.
👉 Trzymanie się prawej strony wydaje się kluczowe.
Podziękowania
Na koniec wielkie dzięki dla Bartka i Szymona za tę przygodę.
Bartek wspina się w Grupie Młodzieżowej, więc dla nich obu była to raczej igraszka — tym bardziej, że nie pomogłem im w żaden sensowny sposób. Mój wkład ograniczał się głównie do trzymania termosu na stanowisku i ewentualnego przeszkadzania masą własną.
Tym bardziej doceniam, że mnie tam zabrali, pociągnęli do góry i pozwolili z bliska zobaczyć, jak wygląda siódema. Bez Was ta Dupotłucznia nigdy by się nie wydarzyła — a ja nie miałbym ani historii do opowiedzenia, ani powodów, żeby przez kilka dni siadać jak emeryt.

Dzięki, Panowie 👊
Podobne przygody
Dodaj komentarz Anuluj pisanie odpowiedzi
KUP TERAZ!
- CHWYTO pocket - TRENUJ 2x dziennie! 95,00 zł
- Pomada do rąk dla ludzi gór
45,00 złPierwotna cena wynosiła: 45,00 zł.36,00 złAktualna cena wynosi: 36,00 zł.
Jeśli moje treści są dla Ciebie pomocne, inspirujące albo po prostu dobrze się je czyta — możesz postawić mi kawę. Buy coffee.
Jako niezależny autor tworzę wszystko sam, z pasji i przekonania, że warto dzielić się wiedzą. Twoje wsparcie pomaga mi poświęcać więcej czasu na pisanie, rozwój nowych projektów i tworzenie wartościowych materiałów dla Ciebie.
Bądź na bieżąco