Moja prywatna historia ekonomii
W tym paragrafie wypada mi się przyznać, że przed laty ukończyłem kurs maklera giełdowego oraz zdałem egzamin państwowy przed stosownym gremium osób z Komisji Nadzoru Finansowego, a moje nazwisko widnieje na dostępnej publicznie liście maklerów. Skończyłem również studia podyplomowe MBA w Poznaniu, a moje zainteresowania kręciły się głównie wokół wyceny spółek i czytania ich raportów finansowych.
Ba, opracowałem nawet kilka biznesplanów uwzgledniających takie parametry jak ich bilans, rachunek przepływów pieniężnych, zysków i strat.
Dążyłem do tego, aby umieć oszacować rzeczywistą wartość aktywa i na tej podstawie dopiero wyliczyć możliwie precyzyjnie realny zwrot z inwestycji.
Inwestor, handlarz i kura
Tak czyni ten, kogo można w pełni odpowiedzialnie nazwać INWESTOREM.
Pozostałych, którzy pragną kupić tanio i po jakimś czasie sprzedać drożej dane walory, należałoby określić mianem HANDLARZY, a ich kluczowe umiejętności sprowadzają się do ocenienia, kiedy najkorzystniej jest dany walor zakupić (płacąc tak mało jak to tylko możliwe) oraz kiedy go najlepiej sprzedać (po możliwie największej cenie). Wówczas zyski finalne oznaczać będą takie dochody pomniejszone o prowizje dla pośredników (np. maklera lub brokera) oraz stosowne podatki.
Dla lepszego zrozumienia tej fundamentalnej różnicy, posłużę się metaforą: wyobraźcie sobie, że ów walor przybrałby postać kury. Handlarzowi zależy, aby ją kupić po najniższej cenie i potem odsprzedać po najwyższej – zarabiając na różnicy tych kwot.
Natomiast inwestorowi chodzi o to, by nie wydając zbyt dużo (nie przepłacając), nabyć tego ptaka w celu regularnego uzyskiwania jajek. A dopiero część tych jajek (nadwyżki, których nie jesteśmy w stanie zużyć) można potem z zyskiem sprzedawać. Tym samym, to właśnie inwestorowi bliżej jest do „magika”, który dysponuje nie tylko samą gotówką, ale również maszyną do robienia pieniędzy.
Jednak kimkolwiek jesteś, nalezy trzymać na wodzy Strach i Chciwość
Przyznam Wam szczerze, że w trakcie studiów i kursów nie byłem świadomym inwestorem, a nawet i teraz nieco więcej jest we mnie z handlarza niż z inwestora. Nie jest łatwo ani znaleźć taką kurę, ani sprawić by w regularnych odstępach odpowiednie ilości jaj znosiła.
A nawet jeśli to jeszcze pozostaje kwestia obowiązkowego opodatkowania i „ozusowania” jajecznego biznesu, którego losy mogą być różne, zależnie od liczby potencjalności miłośników jaj, do których ów inwestor zdoła dotrzeć z reklamą tudzież skuteczności samej perswazji zakupowej. Zdecydowanie prościej jest pozbyć się kury przy pierwszej lepszej okazji do godziwego zarobku.
Mimo że swego czasu czyniłem spore wysiłki, aby na miano inwestora-praktyka zasłużyć, to nie zdołałem nim zostać i jako podstawowe źródło zarobkowania wybrałem ścieżkę korporacyjną, inwestując głównie w edukację i kompetencje.
A Ty, kim jesteś? Inwesotrem czy Handlarzem?
Bądź na bieżąco