Maks przeszedł Polokoktę — drogę o trudnościach VI.2+, biegnącą rysą od pierwszego do ostatniego ruchu. Aha, i powinienem zacząć, że zrobił to BEZ LINY.

W rejonie Kingsize, wstawił się „przy okazji” innego projektu i po prostu przeszedł jedną z bardziej charakterystycznych rys w okolicy na żywca.

W mojej pamięci rysy są brutalne np. w Rudawach razem z ekipą wstawiliśmy się w tradową Pierwszą Rysę VI na Krowiarkach. Każdy z nas był wtedy w dobrej formie, a mimo to nikt jej nie urobił. Nas po prostu wypluła — nie mogłem wspiąć się nawet do połowy.

Zadałem więc kilka pytań Maksowi:

Jak odczuwasz trudności i wycenę VI.2+?

Polokokta. Fot. Szymon Cybart. Źródło: Maks
Polokokta. Fot. Szymon Cybart. Źródło: Maks

Wycena przy tego typu przejściach to moim zdaniem sprawa drugorzędna. Zdarzyło mi się wycofywać z piątki, bo była zbyt czujna na żywca. Według mnie wiele zależy od charakterystyki drogi, rodzaju skały i formacji.

Bezpieczniej i pewniej wspina się w rysie, gdzie praktycznie każdy klin jest klamą, a zupełnie inaczej w tarciowym połogu bez ewidentnych chwytów czy stopni, z którego w każdym momencie można się ześlizgnąć. Sporo wspinam się w rysach i Polokoktę zrobiłem pewnie ze 40 razy w swoim życiu — zawsze się na niej rozgrzewam i schładzam, kiedy jestem na Kingsajzie. Z takiej rysy po prostu trudno wypaść.

Obecnie odczuwam ją bardziej jako 6.1 niż 6.2+, ponieważ wspinałem się po niej wiele razy i po prostu dobrze czuję się w takich formacjach.

Nie zrozum mnie źle — nie neguję jej wyceny. Piszę o moich odczuciach, które wynikają z tego, że tę drogę doskonale znam i świetnie czuję się w takich formacjach.

Co decyduje o tym, że jedna rysa „wchodzi”, a inna jest zajebiście trudna albo fizycznie niemożliwa?

Mucha na dziko VI.4+ Trad. Fot Hanna Polewska. Źródło: Maks

Preferencje? Rozmiar palców, dłoni czy kolana, a z pewnością także metry, które przeszliśmy w konkretnym rozmiarze rysy. Na pewno moją piętą Achillesa są przerysy — rysy zbyt szerokie, żeby wejść do nich jak do komina, a jednocześnie za wąskie, żeby pewnie sklinować w nich pięść. Wspinanie w takich formacjach często bardziej przypomina pełzanie robaka niż normalne wspinanie.

Żeby robić takie drogi to chyba musisz mieć kosmiczny zapas?

Zapasu w tamtym momencie nie miałem żadnego spektakularnego, bo wróciłem z wyprawy do Pakistanu, po której byłem — i nadal jestem — zwyczajnie słaby. Nie było jednak aż tak źle, żebym miał jakiekolwiek wątpliwości co do tego, czy ją przejdę.

Mój poziom sportowy przed wyprawą to okolice 8a RP i 7b OS, tak mniej więcej „pi razy drzwi”. Na własnej asekuracji robiłem 7c albo 7b+ w szybkim RP, zależnie od topo.

Jak długo się już wspinasz?

Zacząłem się wspinać pod koniec pierwszej klasy liceum czyli 5 lat temu

Jak dobrze trzeba znać drogę, by w ogóle rozważyć Free Solo?

Można robić free solo OS, nie znając wcześniej drogi — wielu tak wspina. Ja jednak nie potrafiłbym zaakceptować takiego ryzyka, dlatego poza kilkoma wyjątkami nie żywcuję w stylu OS. Ogólnie wspinanie bez asekuracji to u mnie rzadkość.

Kiedy właściwie pojawił się impuls, żeby zrobić ją bez liny?

Chyba kiedy przeszedłem ją po raz pierwszy, trzy lata temu, była to dla mnie naprawdę trudna droga — pierwsza albo druga w tym stopniu. Wydawało mi się jednak, że jeśli nauczę się wspinać w tego typu formacjach, to nie będzie to nic abstrakcyjnego — i tak też się stało.

Zastanawiam się, co Wami kieruje decydując się na Free Solo?

Mucha na dziko VI.4+ Trad. Fot Hanna Polewska. Źródło: Maks

1) Poprawa bezpieczeństwa w górach.

Żywcując lub wspinając się na słabej asekuracji, nawet w łatwym terenie, uczymy się realnie oceniać sytuację, w jakiej się znajdujemy, i uczyć się ją kontrolować. Jasne, może być przerażające znaleźć się bez asekuracji w terenie o trudnościach 6, wspinając się na poziomie 6.5, ale zapas, którym dysponujemy, raczej nie pozwoli nam spaść. Tę sytuację można zaakceptować, emocje kontrolować i po prostu wspinać się dalej — albo spaść.

Mnie we wspinaniu bardzo pociąga właśnie ta umiejętność kontroli ciała i umysłu. Na co dzień jestem dość chaotycznym i roztrzepanym człowiekiem, ale kiedy się wspinam, mam cel i potrafię poświęcić się temu w 100%. Do wspinania podchodzę bardzo ambicjonalnie — to najważniejsza część mojego życia. Nie w znaczeniu, że jestem w tym zajebisty, bo nie jestem, ale dlatego, że jest to dla mnie po prostu cholernie ważne.

2) To po prostu niesamowite uczucie.

Kiedy kończysz drogę i przez te ostatnie kilka minut poza tobą i skałą nie istnieje absolutnie nic innego, to daje niesamowitą satysfakcję. Lubię po takim przejściu usiąść na szczycie skałki albo góry i przez chwilę poczuć to, co jest dokoła mnie, popodziwiać widoki i docenić to, co mam.

Ale to są tylko moje odczucia — myślę, że każdy ma swoje własne motywacje i trochę inaczej to wszystko przeżywa.

Co czujesz, kiedy po raz pierwszy odkładasz ręce po przejściu? Ulga? Euforia? Normalność?

Mucha na dziko VI.4 Trad. Źródło: Maks

Satysfakcja, niesamowity poziom koncentracji, który ulatuje z każdą sekundą…
O ile podczas wspinania z liną bardzo często odczuwam strach — i na pewno nie mam tak mocnej „psychy” jak wielu moich kolegów — to w trakcie żywcowania tylko raz poczułem strach. Chwilę później się wycofałem.

Dla mnie podczas przejść FS strach jest emocją niedopuszczalną, ponieważ osłabia koncentrację i zaburza ocenę sytuacji. Wydaje mi się, że jeśli boimy się wejść w jakąś drogę na żywca, to po prostu nie powinniśmy się w nią wstawiać.

Opowiedz jeszcze o Twoich obecnych projektach?

Obecnie sezon skałkowy chyba już się zakończył i jako takich projektów nie mam. Chciałbym się fajnie powspinać tej zimy w Tatrach i Alpach, a co przyniesie następny sezon? Zobaczymy… 🙂

Jak wygląda Twój trening?

Poza samym wspinaniem staram się pracować nad moimi słabościami — 2 razy w tygodniu trenuję na chwytotablicy, jeden dzień poświęcam na siłownię i ogólnie na pracę nad kondycją, a w pozostałe dni treningowe siedzę na kilterze lub wspinam się na linie.

Na zakończenie

Rozmawiając z Maksem, trudno nie odczuć podziwu dla jego spokoju, skupienia i bardzo trzeźwego podejścia do wspinania bez asekuracji. Dla wielu z nas sam poziom trudności, na jakim się porusza, pozostaje odległym marzeniem — a co dopiero przejścia free solo, gdzie każdy krok wymaga absolutnej klarowności umysłu. Najciekawsze jest jednak to, jak Maks opowiada o strachu: o jego miejscu, granicach i o tym, że w pewnych sytuacjach strach po prostu nie może istnieć, bo zaburza ocenę i odbiera kontrolę.

Przy takich rozmowach trudno nie przypomnieć sobie słynnych badań dotyczących Alexa Honnolda i jego nietypowej reakcji na bodźce strachowe. Oczywiście każdy wspinacz działa inaczej i nie ma sensu szukać bezpośrednich porównań. Bardziej chodzi o to, że osoby funkcjonujące w tak wymagających warunkach często rozwijają wyjątkową zdolność koncentracji i zarządzania emocjami. I Maks wyraźnie ma w sobie tę umiejętność — ugruntowaną doświadczeniem, spokojem i świadomością tego, co robi.

I właśnie to jest w jego wspinaniu najpiękniejsze — ta cisza po przejściu drogi, moment siedzenia na szczycie skały, kiedy wszystko jest proste, klarowne i prawdziwe. Doskonale rozumiem ten stan. Każdy, kto choć raz zatrzymał się na grani czy na wierzchołku turni, wie, jak niezwykłe jest poczuć tylko siebie i otaczający świat. Może właśnie o to chodzi we wspinaniu — o ten krótki moment absolutnej wolności.

Głosy gości / Wystaw ocenę
[Razem: 5 Średnia ocena: 4.8]