Z czym się Wam kojarzy Sycylia? Czy tylko ze śródziemnomorską ojczyzną porachunków mafijnych, które swego czasu zdominowały także amerykańskie ulice?

A może są wśród Was fani szachów, którym nieobca być powinna obrona sycylijska?

Tak czy owak prawie każdy konsumował prostokątny (przynajmniej taki pieczono w oryginale) gruby placek z wieloma nie-mięsnymi dodatkami, czyli słynną sycylijską pizzę sfincione – z sosem pomidorowym, serem, cebulą, czarnymi oliwkami i filetami z sardeli (z franc. nazywanymi jako anchois).

Przeczytajcie proszę do końca poniższy tekst, aby dowiedzieć, co mnie i mojej dziewczynie – zapadło w pamięć po tygodniowej wizycie na Sycylii w połowie maja 2023 roku.

Palermo

Miejscem naszej pierwszej wspólnej wycieczki zagranicznej było Palermo, czyli kulturalna, gospodarczą i turystyczna stolica tego wyspiarskiego regionu. Wypada też dodać, że cieszącego się pewną polityczną autonomią, jako że jej obywatele (w liczbie ponad 5 milionów) wybierają własny parlament i regionalny rząd, na czele którego stoi prezydent.

Otóż mnogość antycznych budowli, bogato zdobionych sprawiała, że człek nieomal przenosił się myślami do czasów starożytnych. To właśnie dzięki tej scenerii (zachwycająca architektura, ornamenty na każdym kroku etc.) mieliśmy ochotę bez przerwy spacerować bocznymi uliczkami, eksplorować każdy zaułek i niemal zaglądać ludziom w okna.

Co do zasady czuliśmy się bezpiecznie, przejawów przestępczości nie zauważyliśmy, a odnośnie samej mafi, to wątek, którego lepiej nie drążyć z localsami.

Podróż, ceny lotów, dojazd

O samej Sycylii nie będę się zanadto rozwodził, cała wyspa znajduje się w cieniu Etny, na który to wulkan zamierzam kiedyś wejść. Przynajmniej w na tę jego najwyższą część, która pozwoli na bezpieczny powrót bez ryzyka przypieczenia ciała.

Dość, że słońce przez większą część roku grzeje tam niemiłosiernie. Nam, wylatującym z Katowic 10 maja, przez 7 kolejnych dni było przyjemnie ciepło, a taka piękna aura sprzyjała częstym i długim spacerom po okolicy.

Oddawaliśmy się im bez reszty, w szczególności z racji upodobań Patrycji, która uwielbia włoską estetykę, z modą i architekturą na czele. Na dodatek, nie bacząc na ofertę biur podróży, sami sobie tę wycieczkę zorganizowaliśmy, więc do organizatorów nie możemy mieć żadnych zastrzeżeń, hehe.

Zapłaciwszy około 1000 zł od osoby dolecieliśmy bezpośrednio do Palermo. Było gdzie lądować, znajdują się tam bowiem dwa lotniska: jedno – główne, międzynarodowe oraz drugie, mniejsze obsługujące tanie linie lotnicze.

Nie chcieliśmy co kilka dni zmieniać noclegu, więc naszą stałą bazą wypadową uczyniliśmy apartament w centrum miasta. Objuczeni bagażami z lotniska dotarliśmy tam pociągiem prosto z lotniska, a ostatni kwadrans drogi wypełnił nam marsz.

Spodziewaliśmy się dłuższego wojażu, a tu szast prast, chwila moment i już byliśmy na miejscu, czyli w naszej noclegowni, która zapewniać nam miała również śniadania. Niestety w cenie, którą zapłaciliśmy zaoferowano nam jedynie kawę i rogale. Jak na mój przywykły do solidnej porcji porannych kalorii żołądek to było zdecydowanie za mało, ot dość licha przekąska. Od razu zatęskniłem za typową polską jajecznica, którą kiedyś Wam pokazałem w pełnej krasie: jajówa-bojowa

Instant dolce vite

Pierwszego dnia, zaraz po zainstalowaniu się w apartamencie dopadł nas szczęśliwy zawrót głowy: co tu począć z tym zaoszczędzonym czasem, całe popołudnie i wieczór mieliśmy przed sobą. Udaliśmy się zatem na pobliski rynek z ulicznym jedzeniem chyba Ballaro Market, choć nie mam stuprocentowej pewności.

Mnóstwo kolorowych straganów, zarówno łatwo dostępne, jak i ukryte zaułki pieczołowicie wypełnione ludźmi, oraz serwowanymi przez nich kulinariami.

Istna uczta dla nosa i kubków smakowych, przy założeniu, że mamy za co kosztować tych wszystkich pyszności – składników i dań, które nie bardzo potrafiłem nawet nazwać.

Gwarno i hałaśliwie, żarcia od zatrzęsienia, a oprócz tego bazaru są również dwa nieco mniejsze (Capo Market i targ rybny La Vucciria) składające się łącznie na ekstraligę takich miejscówek.

Na Via Mura di Porta Carini zjedliśmy lokalne przysmaki spod znaku prawdziwych owoców morza – uraczyłem swe podniebienie kalmarami i ośmiorniczką. Jak już sie człek znajdzie tyle kilometrów od własnej kuchni i zwyczajnych obiadów, to można sobie pofolgować, nieprawdaż?

Teatro Massimo

Następnym przystankiem był jeden z największych zabytków na Sycylii, czyli Teatro Massimo. Jeden z największych teatrów operowych w Europie, słynący ze swojej wspaniałej architektury (mieszanka klasycyzmu i neorenesansu) oraz światowej klasy spektakli, gmaszysko jakich mało, robiące ogromne wrażenie.

Czujne oko znające się na rzeczy we wnętrzu dostrzec może mnogość elementów odwołujących się do sztuki secesyjnej, ucho zaś docenić powinno perfekcyjną akustykę. My aż tak operowi nie byliśmy, wystarczyło nam przyglądanie się tej budowli (oraz focenie jej) z zewnątrz.

Często ów gmach mijaliśmy po drodze do naszej kwatery, za każdym razem przechadzało się tam wiele osób. Najwidoczniej plac przy teatrze zdążył zaistnieć w świadomości ludzkiej jak popularne miejsce spotkań.

Via Maqueda

Pierwszego dnia trafiliśmy na zlot starych aut, aczkolwiek wspominam to zdarzenie z czysto faktograficznej uczciwości bo pasjonatem wiekowych wózków zdecydowanie nie jestem.

Zostawiwszy samochody za sobą, znaleźliśmy się na Via Maqueda – jednej z głównych arterii miejskich, którymi sunie ruch turystyczny. Nie tylko zresztą pieszo, bowiem można tam było ujrzeć i usłyszeć dorożki.

Zasadniczą różnicą pomiędzy – dajmy na to – tak bliskim mi swego czasu Podhalem a Sycylią jest fakt, że na południu Europy koniom zakłada się na łby kapelusze. Powód prozaiczny – przez większą część roku słońce potrafi grzać tam niemiłosiernie.

Piazza Pretoria

Zatrzymaliśmy się przy XVI-wiecznej, opatrzonej wyjątkowo nagimi rzeźbami fontannie wstydu. Oficjalna nazwa tej lokacji to Piazza Pretoria, ale lokalsi przechrzcili ją na Piazza della Vergogna, a włoski wyraz vergogna oznacza „wstyd”.

Jak się potem dowiedziałem: tamtejszy senat, wydając fortunę na wystawienie tej atrakcji, kompletnie rozminął się z oczekiwaniami opinii publicznej. Wysoce niefortunną decyzję o zapłaceniu budowniczym ogromnej kwoty podjęto w okresie powszechnego głodu i epidemii, czym ewidentnie wkurzono podatników.

Villa Bonanno

Następnym przystankiem była Villa Bonanno. Ten piękny park – nazwany tak na cześć jednego z burmistrzów – można podsumować jako esencję śródziemnomorskiej przyrody. Stanowi wymarzoną oazę względem tłumów ludzi przelewających się głównymi ulicami miasta.

Dzięki wysokim palmom i szerokiemu listowiu przeróżnych drzew i krzewów cała ta zacieniona enklawa przywraca wizytującym ciszę i spokój. W szczególności pozwala nabrać sił przed zwiedzaniem pobliskiej katedry lub Pałacu Normanów.

Kolejne dni upłynęły nam pod znakiem głównie pieszych wycieczek po mieście i jego okolicach. Zanim jednak przejdę do wymienienia odwiedzonych tam atrakcji, chcę powiedzieć o czymś, co już na wieki wieków kojarzyć mi się będzie z Palermo.

Ruch uliczny

Największym zaskoczeniem był dla nas straszliwy chaos na ulicach, a jednym z jego przyczyn był brak odpowiedniej infrastruktury sygnalizacyjnej. Palermitanie albo nie znoszą czerwonych świateł albo postanowili zaoszczędzić właśnie na nich, uznając, że nie ma takiej barwy światła, która powstrzymałaby falę skuterów (tych ostatnich widzieliśmy więcej niż samochodów) przed notorycznym wpychaniem się w „chwilowo pusty” skrawek jezdni.

Obserwowałem tamtejsze skrzyżowania (ich pokonywanie w trybie „na chama” stanowi niechlubną normę) i aż nie mogłem wyjść ze zdziwienia, że co i rusz nie dochodzi tam do kolizji. Bo – sądząc po sporej liczbie obitych aut – stłuczki muszą się tam zdarzać nagminnie.

Pizza

W Italii to jeden z tańszych posiłków, którym można się najeść do syta, płacąc średnio około 10 euro za Margharitę. Zwyczajowo w lokalach gastronomicznych dodatkowe 2 euro zostawia się jako napiwek (zwany tamże „coperto”).

Ustaliliśmy jednogłośnie, że najlepszą pizzę jedliśmy w Trapani

Z nieco bardziej wysublimowanych kulinarnych przygód polecamy knajpę „Ciurma” leżącą przy głównej ulicy*. Można tam skosztować wielkich bułek z różnorodnych nadzieniem – Patce najbardziej smakowało krewetkowe, a mnie – wołowina

Katedra w Palermo

W przeciwieństwie do terenu portowego (który nie przypadł nam do gustu, ot zwykły jak wiele innych), wypełnionego statkami i zapachem ryb zdecydowanie rekomendujemy taras widokowy udostępniony przez zarządców Katedry w Palermo (wł. Cattedrale Di Palermo).

Warto ponieść tę dodatkową opłatę, aby wejść na dach i stamtąd podziwiać prześliczną panoramę zarówno samego miasta, jak i okolicznych gór odcinających się swym kształtem od bezkresu morza.

To właśnie tam przekonaliśmy się, jak rozległa jest to przestrzeń miejska i jak fajnie wychodzi na zdjęciach.

Ogród botaniczny

Dobrze jest również zajść do powstałego w końcu XVIII wieku ogrodu botanicznego, który zajmuje powierzchnię 12 hektarów. W szczególności jeśli ktoś o wiele bardziej niż my docenia świat roślin, posiada własny ogród, którym się zajmuje lub choćby ma dla niego znaczenie rodzaj zieleni dekorującej jego ciasne cztery ściany. Wówczas uzna tę placówkę za rajską oazę i z radością spędzi tam co najmniej pół dnia.

Dla nas to aż tak super atrakcją nie było, efektu „wow” nie doświadczyłem, aczkolwiek po raz pierwszy w życiu miałem okazję trzymać w dłoniach najprawdziwszą bawełnę. Akurat trafiliśmy na okres, kiedy to jej nasiona spadały na ziemię.

Znalazłszy się tam, od razu przypomniała mi się Palmiarnia w Poznaniu takowo zawierająca wiele rozmaitych roślin z różnych zakątków świata. Polski ogród oceniam wyżej ze względu na ciekawsze rozplanowanie okazów. Rzeczona Palmiarnia podzielona jest tak jakby na różne strefy klimatyczno-roślinne, dzięki czemu można przekonać się, jak to znaleźć się np. w lesie równikowym (i podziwiać gatunki tworzące dżunglę) lub na pustyni (kaktusy, opuncje itp.).

Mondello Beach

Jeśli cały ten pobyt w Palermo wyobrazić sobie jako tort, to za jego wisienkę należałoby uznać Mondello Beach – kto wie, czy nie jedną z najpiękniejszych plaż w całym regionie. Na wizytowanie wielu innych nie starczyło czasu, ale tę gorąco polecamy.

Wędrowaliśmy wzdłuż wybrzeża i w pewnej chwili pojawiła się brama (teren chyba prywatny), której przekroczenie wymagało od nas zapłacenia łącznie 4 euro. Zainkasował je siedzący w samochodzie, nieco podejrzany gość, z którym nie miałem zamiaru się wykłócać.

Dzięki uiszczenia myta dotarliśmy do latarni morskiej (współrzędne tutaj), a po drodze mijaliśmy stary bunkier sporawych rozmiarów.

Widok jak z jakiejś postapokaliptycznej bajki, czuliśmy się prawie tak, jakby to był geograficzny koniec świata – granica, za którą nic już nie ma.

Znaleźliśmy się w scenerii wyznaczonej: z jednej strony przez bezkresne morze, a z drugiej przez olbrzymie klify (ciekawe czy poprowadzono na nich drogi wspinaczkowe?). Do dziś korci mnie myśl, aby pojechać tam ponownie – tym razem z ekipą i szpejem.

To była Sycylii stolica, a teraz wjeżdża okolica

Na zachód od Palermo, w odległości około godziny jazdy pociągiem, leży przepiękne małe miasteczko o nazwie Cefalu, ale to już kolejna opowieść.

Głosy gości / Wystaw ocenę
[Razem: 2 Średnia ocena: 5]